Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uwaga! Wstrząsające zwierzenia grabarza

(lb)
Wesele można odłożyć, ale pogrzeb musi się odbyć" - taką rodzimą mądrość powtarza sobie pan Piotr, łódzki grabarz w trzecim pokoleniu. Przez ćwierć wieku, pracując na kilku cmentarzach, wykopał kilka tysięcy grobów.

Tysiące "dołków"
Pan Piotr zgadza się na rozmowę pod jednym warunkiem - żadnych nazwisk, zdjęć i nic, co mogłoby zdradzić go przed kolegami po fachu. Pracę sobie chwali, bo dla niego wykopać kilka "dołków" w ciągu dnia to żaden wysiłek. Płytki grób zrobi w godzinę, głęboki w niecałe dwie. W głowach zawsze szerokość musi być na cztery szpadle, w nogach na trzy wystarczy.

- Z nieboszczyka się nie żartuje - mówi pan Piotr.
- Ale młode "kopidołki" to fantazję mają. Pamiętam jednego, co o wódkę się założył, że pójdzie w nocy na cmentarz, wejdzie do starego grobowca i wbije kołek w trumnę. Poszedł, a że noc była zimna, włożył długi płaszcz. Nachylił się nad wiekiem, wbił kołek w drewno, przybijając do niego ubranie. Potem szybko, bo jednak trochę respektu przed nieboszczykiem miał, rzucił się do wyjścia. Płaszcz ciągnął go w stronę trumny, a biedak myślał, że nieboszczyk z zemsty chce go wziąć do siebie - wspomina łodzianin.

- Kolega, ale już z innego cmentarza, założył się, że kość nieboszczyka weźmie w zęby. Chwycił. Spróchniała jednak była, więc pewnie do dziś ma drobinki między zębami. Innym razem w ulewę mieliśmy rodzinny grób rozkopać, co by nową trumnę w nim złożyć. Kilka razy ruszyłem łopatą i trzeba było wodę wiadrami wyciągać. Koledze się spieszyło. Wlazł do dołka w gumiakach, woda się podniosła, a do butów nalało mu się deszczówki z kosteczkami...

Pijany jak grabarz
Przed laty - jak mówi pan Piotr - w jego koledzy po fachu za kołnierz nie wylewali. Jemu samemu też się zdarzyło kopać po kielichu, a na pogrzebie stać przy grobie po kilku głębszych. Tyle razy jednak te same czynności wykonywał, że noga mu się nie powinęła. Dziś w pracy się nie pije, ale dla większości ludzi - jak mówi - grabarz to pijak.
- Kiedyś kierownik cmentarza źle wyznaczył nam miejsce wykopania grobu. Rodzina zmarłego, dopiero gdy przyszło nam trumnę zakopywać, zorientowała się, że dołek jest nie w tym miejscu, co chciała - wspomina. - Tak nam nawrzucali od alkoholików i pijaków, że w kwadrans wykopaliśmy im nowy grób, głębinowy, ale już we właściwym miejscu.

Pan Piotr od lat obserwuje rodziny opłakujące swoich bliskich. Nadziwić się nie może, gdy patrzy na tych, co własnego dziadka poznać nie potrafią.
- Przed laty chowaliśmy staruszka. Wokół trumny stały wnuczki, łzami się zalewały. Żadnej nie dziwiło, że starszy pan ma długą brodę. Trzy dni później był kolejny pogrzeb. Otworzyliśmy trumnę, a rodzina w krzyk: "To nie nasz dziadek". Ktoś - jak się później okazało - w prosektorium pozamieniał kartki z nazwiskami obu nieboszczyków. Dziadka z brodą trzeba było ekshumować i chować raz jeszcze.

Ciało niszczeje, skarpetki zostają
Gdy grabarz rozkopuje stary grób, aby w nim pochować kolejną zmarłą osobę, powinien założyć rękawiczki, znalezione kości wyjąć na folię, a gdy dół pogłębi umieścić je na samym spodzie. Co z ludzi zostaje? - Najczęściej za łopatą ciągną się rajstopy lub skarpetki, w których pochowano nieboszczyka - mówi. - Są okucia od trumny, fragmenty butów, sztuczne szczęki. Rodziny wkładają swoim bliskim do trumny zegarki, pierścionki, łańcuszki. Każdy grabarz, który latami pracuje na jednym cmentarzu, wie, w którym grobie składają nieboszczyka w pięknym zegarku na ręce. Po latach, gdy grób rozkopuje, aby dołożyć kolejną trumnę, to uważnie ziemię przesypuje. Też miałem taki grób. Kopałem, ale nie znalazłem. Może jakbym jeszcze ze dwadzieścia centymetrów głębiej łopatą pogrzebał, to bym na ten zegarek trafił...
Różne plotki miedzy ludźmi na cmentarzach krążą. A to ktoś widział po 50 latach ciało w grobie jak żywe, a to jakiemuś nieboszczykowi paznokcie urosły. Ponoć - mówią ludzie - teraz się ciała w ziemi nie rozkładają. Balsamują nas konserwanty z jedzenia.

- Tylko raz widziałem zwłoki, które po kilkunastu latach wyglądały jak złożone do grobu dzień wcześniej - mówi. - Mężczyzna zginął w wypadku, zawinięto go w worek i tak włożono do trumny. "Drewniana jesionka" się rozpadła, a on nie.
Obcując na co dzień ze śmiercią pan Piotr wyzbył się lęków. W tej samej branży co on pracuje kilku kuzynów, więc w rodzinie tematem numer jeden są pochówki. Nie każdy jednak z jego kolegów ma tak silną psychikę. Jeden ponoć mieszkanie pomalował na biało, ma białe meble, drzwi i podłogi. Chodzi w bieli i jeździ autem w tym samym kolorze.
- Śnią mi się pogrzeby, wiadomo, każdemu śni się praca - mówi pan Piotr. - W przesądy nie wierzę. Jednak nieboszczyka bym nie ubrał, kości gołą ręką bym nie wziął, a dla dziecka grobu nigdy wykopać nie chciałem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany