Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tomasz Orzechowski - łodzianin, który zwyciężył w Milionerach. O czym marzy milioner z teleturnieju Milionerzy?

Anna Gronczewska
Anna Gronczewska
Rozmowa z Tomaszem Orzechowskim, łodzianinem, który jako jeden z pięciu osób wygrał milion złotych w emitowanym w TVN teleturnieju „Milionerzy”

Jak się czuje człowiek, który wygrał milion złotych?
Bardzo dobrze! Czuje spełnienie i brak trosk.

Walcząc o ten milion grał pan w „Milionerach” bardzo ryzykownie. Zaznaczał odpowiedź choć nie był pewny czy jest dobra. Które z pytań sprawiło panu największy problem?

Było ich kilka. Ale chyba najtrudniejsze było to o żużel. Nie śledzę tej dyscypliny sportowej. To pytanie było dla mnie jak z kosmosu. Potem parę razy strzelałem, choć nie kojarzyłem odpowiedzi. Dopisywało mi szczęście.

Stwierdził pan też, że nie lubi żużla, bo nie jest to dyscyplina sportowa. Naraził się pan fanom tego sportu..

Moi znajomi wiedzą, że nie lubię żużla. Wiedzą też, że mówię to bardziej dla żartu. Słowa te u osób, które mnie nie znają mogły wywołać niepotrzebną burzę. Ale kontrowersja jest też czasem potrzebna.

Był pan kiedyś ma meczu żużlowym?

Jeszcze nie. Liczę, że jakiś klub mnie zaprosi. Na razie Falubaz Zielona Góra czy Orzeł Łódź nie odezwali się.

Miał pan chwile, gdy chciał się wycofać, ale potem zaraz mówił, że trzeba jednak grać do końca…
Przyszedłem z takim założeniem do „Milionerów”. Miałem grać do końca. Kiedy już grałem trochę się wahałem, ale dalej ryzykowałem i grałem do końca.


Kiedy nagrano finałowy odcinek „Milionerów”?

Nagraliśmy go w maju. Trochę czasu więc minęło.

Trudno było utrzymać w tajemnicy, że został pan milionerem?

Na szczęście się udało. Po mnie nie było tego widać. Mimo, że w nagraniu brało sporo ludzi to informacja nie wyciekła.

Rodzina, znajomi nie dopytywali się jak panu poszło?
Uznałem, że nie powiem im, że pojechałem na nagrania.

Był pan w wymarzonym Nowym Jorku?

Jeszcze nie. Czekam, gdy zrobi się cieplej. Na razie mam włączoną „farelkę” i marznę.

Dlaczego tak bardzo chce pan pojechać właśnie do Nowego Jorku?
Bo chcę się tam napić kawy i zobaczyć to miasto z bliska. Boję się rozczarowania..Ludzie jadą do Paryża i są rozczarowani.

Kupił pan mieszkanie. Tylko dlaczego w Szczecinie, a nie rodzinnej Łodzi?

W Szczecinie jest dużo wody. Okna mojego mieszkania wychodzą na Jezioro Dąbie. Blisko są lasy, puszcze. Mam też pod nosem Berlin..

A Łódź?
Łódź kocham, ale potrzebuję więcej natury, wody..W piątek spotykam się z prezydent Hanną Zdanowską. Może mnie zatrzyma w Łodzi?

Czyli myśli pan o wyprowadzce na stałe z Łodzi?

Jak najbardziej. W Szczecinie czeka na mnie mieszkanie.

Nie żal panu opuszczać panu miasta w którym się pan urodził, wychował?

Będę z przyjemnością wracał do Łodzi, odwiedzał ją. Potrzebuje jednak na co dzień czegoś innego.

Udział w „Milionerach” nie był pana debiutem telewizyjnym?

Od czasu do czasu startuje w teleturniejach. Głównie dla własnej satysfakcji. Chce zobaczyć jak się gra. Nie chodzi mi o to, by pokazać swoją wiedzę. Uważam, że mam małą wiedzę. Dzięki temu lubię ją poszerzać.

Takiej małej wiedzy pan nie ma. Na przykład w „Va Banque” trochę pan powalczył…

To prawda. Jeśli chce się wygrywać w teleturniejach to nie można tam iść z przekonaniem, że coś się wie. Tylko z przekonaniem, że czegoś się nie wie. To lepsze podejście. Lepiej czegoś nie wiedzieć. Gdy człowiek wie wszystko to gnuśnieje.

W którym teleturnieju pan debiutował?

W „Jeden z dziesięciu”. Pobiłem tam rekord. Jako pierwszy w 27-letniej historii teleturnieju zdobyłem 500 punktów. Nie wygrałem jednak całej edycji. W finale tak się spiąłem, bo chciałem pobić swój rekord i nie wytrzymałem tego psychicznie. Był jak dla mnie za duży stres.

„Va Banque” to już inny teleturniej…
Wystartowałem zaraz po tym jak ten program wrócił na antenę z Przemysławem Babiarzem jako prowadzącym. Byłem pierwszą osobą, która wygrała pięć odcinków. Udało mi się zaliczyć teleturniejowy triathlon.

Czym różnią się te trzy teleturnieje w których brał pan udział?

Każdy ma inną specyfikę, inaczej trzeba się do nich przygotowywać. W „Jednym z dziesięciu” trzeba być skoncentrowanym, szybko myśleć. Ma się tam tylko trzy sekundy na odpowiedź. W „Milionerach” należy zaznaczyć jedną z czterech odpowiedzi. Już na początku ma się 25 procent szans. To dla mnie dużo. Należy korzystać z intuicji, wykluczyć jedną z odpowiedzi. Wtedy szanse wzrastają do 33 procent. Po wykluczeniu kolejnej jest już 50 procent szansy i można coś „strzelić”. Natomiast w „Va Banque” trzeba myśleć kategoriami, o tym co może być z nimi związane.. Mniej liczy się wiedza, bardziej taktyka.

Przygotowywał się pan do udziału w teleturniejach?

Zawsze zdobywam wiedzę, ale wiedzowo pod teleturniej się nie przygotowuje. Bardziej pod względem techniki gry. To ma większe znaczenie.

Czy czasem w „Milionerach” nie najtrudniejsza jest wstępna eliminacja, gdzie trzeba się wykazać refleksem, szybkością?

Trzeba tez udźwignąć presję. Należy we właściwej kolejności ustawić odpowiedzi. Dla mnie to był najtrudniejszy moment w teleturnieju.

Hubert Urbański, prowadzący „Milionerów” lubi mylić uczestników programu?

Nie odczułem tego. Uważam, że bardzo mnie wspierał.

Myśli pan o udziale w kolejnym teleturnieju?
Chciałby się znaleźć w nim jako ekspert, osoba układająca pytania, nie jako uczestnik. Myślę, że zwycięstwo w „Milionerach” przyczyni się do tego, że ktoś mnie zauważy.

Jest pan łodzianinem?
Tak. Tu się urodziłem w szpitalu im. Kopernika. Dziś mieszkam na Bałutach, a wcześniej byłem związany z Dąbrową.

Dalej pan pracuje?
Pracuje, jestem analitykiem finansowym. Gdy pojawią się inne propozycje na pewno bym z nich skorzystał. Gdybym nie pracował to pewnie się bym zanudził.

Podobno uwielbia pan flamingi?
Chciałem pojechać do Parku Narodowego w Kenii, by zobaczyć na żywo flamingi. Ale może są w łódzkim Orientarium?

Czym się pan interesuje?

Bardzo lubię piłkę nożną. Lubię też gotować, a zwłaszcza przygotowywać śniadania. Ostatnio kupiłem blender i z pasją robię pasty. Na przykład jajeczną, z groszku, oliwy.

Ma pan dla kogo robić to śniadanie?

Tak. Mam partnerkę Ewę i przy okazji ją serdecznie pozdrawiam.

Jako chłopiec dostał pan 600-stronicową encyklopedię i zaczął ją studiować. To teraz się przydaje?
Na pewno. Przeczytałem ją w dzieciństwie. Myślę, że to był dobry prezent. Nie byłem dobrym uczniem, raczej tragicznym. Zawsze się buntowałem, że uczymy się niepotrzebnych rzeczy. Skończyłem LI LO, najgorsze liceum w Łodzi. Zresztą dziś już nie istnieje.

Mimo, że nie był pan prymusem to wyszedł na ludzi…
Pokazuje to, że nie zawsze trzeba żyć szablonowo.

Rodzice mieli z panem trochę kłopotów?

Mama miała ze mną trochę problemów. Jednak zawsze mnie wspierała, wierzyła we mnie. Po wygranej w „Milionerach” napisała, że jest ze mnie dumna..

Finałowy odcinek oglądał pan w gronie rodziny, znajomych?
Nie, bo następnego dnia miałem wystąpić w Dzień Dobry TVN. Pojechałem dzień wcześniej do Warszawy. Tak więc ten odcinek oglądałem sam w hotelowym pokoju.

Jakie wrażenia?

Nie lubię siebie oglądać w telewizji. Byłem bardzo zestresowany. Robiłem dziwne miny…Ale wynik mnie cieszy. Jestem piątym milionerem w historii teleturnieju.

Co dalej?

Czeka mnie przeprowadzka do Szczecina, potem mistrzostwa świata w quizach. Chciałbym też się sprawdzić w zagranicznych formatach.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tomasz Orzechowski - łodzianin, który zwyciężył w Milionerach. O czym marzy milioner z teleturnieju Milionerzy? - Dziennik Łódzki

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany