Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tobiasz Bocheński, wojewoda łódzki: Nie pozwolę niszczyć dorobku Widzewa

Jan Hofman
Jan Hofman
Rozmawiamy z Tobiaszem Bocheńskim, wojewodą łódzkim o konflikcie władz Łodzi z piłkarskim klubem Widzew.

Wojewoda wysyła obserwatorów na ligowy mecz piłkarzy Widzewa. Trzeba przyznać, że to niecodzienne wydarzenie. Dlaczego pan podjął taką decyzję?
Tego wymagała sytuacja. Mam takie uprawnienia i wynikają one z ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych. Zdecydowałem się z nich skorzystać, bowiem zależy mi na tym, aby piłkarscy kibice koncentrowali się wyłącznie na futbolowym spektaklu, a nie na sprawach, które nie mają wiele wspólnego ze sportem. W ostatnim czasie konflikt na linii Widzew - władze miasta nabrzmiewał, dlatego wysłałem na stadion swoich przedstawicieli, by ocenili działania służb, jak również pracę organizatora meczu. Ich zadaniem było wyeliminowanie ewentualnych niepożądanych sytuacji, choćby takich, do których doszło podczas meczu Widzewa z Legią w sierpniu ubiegłego roku.

Co wypatrzyli obserwatorzy?
Nie zauważyli i nie odnotowali niczego, co mogłoby niepokoić. Nie było żadnych zakłóceń i cieszy, że tym razem zwyciężył duch sportu. Pewnie baron Pierre de Coubertin cieszyłby się z takich obrazków, bo w centrum uwagi widzów była wyłącznie szlachetna rywalizacja na murawie.

Przewiduje pan kolejne wizyty swoich urzędników na obiekcie przy al. Piłsudskiego?
Jeśli przed kolejnymi spotkaniami ekstraklasy dotrą do mnie informacje o możliwych problemach na obiekcie Widzewa, to nie zawaham się kolejny raz wysłać tam obserwatorów. To jest moje wsparcie dla klubu.

Problemy to...
Już wielokrotnie podkreślałem, że nie ma mojej zgody na to, by rządzący Łodzią używali przeciwko klubowi i jego przedstawicielom potężnego aparatu administracyjno-urzędniczego. Ten konflikt, o mocnym zabarwieniu politycznym, skrzętnie podsycany przez urzędników magistratu, nie służy klubowi, ani miastu. Wysłanie na obiekt funkcjonariuszy straży miejskiej, czy żonglowanie sprawą wykorzystania tzw. loży prezydenckiej, prowadzi do pogłębiania podziałów, a przecież sport powinien łączyć, a nie dzielić! To kwestia zasad. Liczę, że ta stara prawda przebije się wreszcie na korytarze i do gabinetów decydentów budynku przy ul. Piotrkowskiej 104, w tym także prezydent Hanny Zdanowskiej.

Widzew nie ma jednak umowy na korzystanie z tej loży...
To już regulują dokumenty podpisane przez Widzew i MAKiS, ale trzeba pamiętać, że to klub ponosi odpowiedzialność za spokojny i bezpieczny przebieg imprezy masowej. A faktem jest to, że krzesełka, które znajdują się przed zamkniętą w bryle stadionu lożą prezydencką, są w trakcie spotkania w jurysdykcji Widzewa i dlatego jego przedstawiciele muszą mieć pełną wiedzę, kto tam zasiada. Takie są przepisy, a w UMŁ udają, że o tym nie wiedzą. Trudno zatem mówić, że jest to poważne podejście do istotnych przepisów dotyczących bezpieczeństwa...

Wróćmy do meczu z Legią. Wówczas były zastrzeżenia do zachowania strażników miejskich. Zlecił pan wówczas kontrolę, jak się ona zakończyła?
Nie mam wątpliwości, że ich działania były na granicy prawa. Zawiadomienie trafiło do prokuratury i nie mam informacji, że odmówiono wszczęcia postępowania w tej sprawie. Traktuję zatem, że teraz piłeczka jest po stronie organów ścigania. Jeśli były wówczas nieprawidłowości, to na pewno się o tym dowiemy.

Czy monitorowanie, sprawdzanie, obserwowanie wydarzeń na meczach Widzewa przez pańskich urzędników, stanie się normą?
Jeśli zaistnieje taka konieczność, to tak. Już nie raz podkreślałem, że muszę stawać po stronie słabszego, niesłusznie atakowanego potężnym orężem. Walka Dawida z Goliatem jest nie tylko obrazem nierównego starcia, w którym słaby staje naprzeciw potężnego. Ten pojedynek rozgrywa się w świecie wartości moralnych: sprawiedliwy zwycięża niesprawiedliwego. A ja stoję po stronie prawa, prawdy, tradycji, poszanowania zaangażowania ludzi oddanych klubowej sprawie, doceniam historię, jaką tworzyły pokolenia ludzi związanych z Widzewem. Ten klub to nie tylko piękne karty w dziejach naszego miasta, ale również kraju. Nie może być tak, że kilku facetów wymyśliło sobie, aby to wszystko zniweczyć, bo im się tak podoba. Chcą wywierać presję i decydować o losach futbolowego przedsięwzięcia bez udziału właścicieli i kibiców, przesądzać o przyszłości. Dla takich zachowań wysyłam stanowcze nie. To kwestia zasad. Nie pozwolę niszczyć dorobku Widzewa!

W magistracie są przekonani, że chce pan na tym konflikcie zbić kapitał polityczny. Co pan na to?
Przyznam, że jest to dość zabawna teoria, która nie ma pokrycia w rzeczywistości. Gdyby tak w istocie było, to bywałbym na stadionie przy al. Piłsudskiego przy okazji każdego spotkania i to na dodatek obwieszony szalikami, z klubową czapeczką na głowie.
A tak nie jest, dlatego to nietrafiony argument. Prawdą jest, że wykorzystuję stanowisko wojewody, by bronić klubu czterokrotnych mistrzów Polski. Zawsze trzeba stawać w obronie uciskanego. Tak zostałem wychowany. Buta i arogancja przedstawicieli magistratu musiała się spotkać z moją stanowczą reakcją. Chciałem w ten konflikt wprowadzić pewien stan równowagi, a nie zbijać na nim kapitał polityczny. Nie może być tak, że człowiek, który wydaje własne pieniądze na rozwój klubu, podbudowę jego pozycji i znaczenia, musi się mierzyć z wyjątkowo złośliwą urzędniczą machiną.

Może zatem zamiast obrońcą Widzewa, zostanie pan mediatorem w tym sporze?
Nie ma raczej na to szans. Sytuacja zabrnęła już tak daleko, że o mojej mediacji nie może być mowy.

A kogo by pan wskazał?
Myślę, że dobrym adresatem byłby PZPN.

Jak pan ocenia decyzję władz Łodzi o wycofaniu się z licytacji loży prezydenckiej?
To było wreszcie rozsądne posunięcie. Nie można przecież charytatywnego wydarzenia, mającego na celu zbieranie pieniędzy na leczenie dzieci, wykorzystywać w sporze z klubem sportowym. To było nieprzyzwoite i słabe. To był chwyt poniżej pasa, bo jakby się pan zachował, gdyby miasto, bez pańskiej zgody, wynajęło komuś pańskie mieszkanie, a potem obwieszczało, że skoro pan się na to nie zgadza, to nie chce pan wspomagać leczenia chorych dzieci. Kompletna paranoja!

Ostatnio pojawiły się informacje, że to wysoki rangą urzędnik miejski stoi za powstaniem filmu szkalującego prezesa Widzewa...
Gdy to się potwierdzi, że przedstawiciele magistratu realizują polityczne zadania i atakują łódzki klub, próbują dewastować wizerunek jego przedstawiciela, to powinno się spotkać z sankcjami dyscyplinarnymi, usunięciem takiego człowieka z życia publicznego i to na zawsze. Nie może być tak, że wykorzystuje się urząd, by niszczyć konkretne osoby. Standardy rodem z kraju naszego wschodniego sąsiada.

Może udałoby się zakończyć spór, gdyby Widzew wyciągnął rękę na zgodę?
Ależ działacze klubu z al. Piłsudskiego uczynili to. Problem jednak w tym, że została ona odtrącona.

Skąd taka pewność?
W przypadku, gdyby urzędnicy miejscy przejawiali chęć porozumienia, to ośrodek treningowy Widzewa powstałby w Łodzi, a nie w Bukowcu...

Widzew Łódź. Jak dobrze znasz historię Widzewa? Czy jesteś p...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany