Tak się mieszka w Łodzi - dziury w podłodze po kolana!

– Ja już nie mam sił – żali się pani Małgorzata. – Poodsuwałam meble od zawilgoconych ścian, a że miejsca jest mało, trudno z nich korzystać. Wszystkie rzeczy mam popakowane w kartony.
Drewniana podłoga gnije. Budynek nie ma piwnicy i pod deskami jest piach.
– Sprawdziłam, dziury mają po 35 cm głębokości – mówi pani Małgorzata.
Nie lepiej od podłogi wyglądają ściany. Są nasiąknięte jak gąbka, pokryte grzybem. Odpada farba i tynk, a zapach jest nie do wytrzymania.

– Jak byli u mnie inspektorzy z nadzoru budowlanego, to powiedzieli, że lokal nie nadaje się do zamieszkania – dodaje lokatorka. – Boję się nadchodzącej zimy. Mam dwa piecyki elektryczne, ale nie jestem w stanie nimi ogrzać pomieszczenia.
Pani Małgorzata nie zaprasza gości, odkąd jedna z jej koleżanek wpadła w dziurę w podłodze. Zresztą wstydzi się warunków, w jakich mieszka. A nie stać jej na kupno lub choćby wynajęcie innego lokum.
– Naprawa podłogi wymaga wykwaterowania lokatorki – mówi Aldona Urbańska z Administracji Zasobów Komunalnych Łódź-Górna. – Pismo z wnioskiem o przeniesienie pani Małgorzaty do innego lokalu wysłaliśmy do Wydziału Budynków i Lokali Urzędu Miasta już w styczniu. Dwukrotnie monitowaliśmy. Odpowiedź pozytywna przyszła we wrześniu. Czekamy na podanie przez wydział terminu przeniesienia do nowego lokalu, by rozpocząć remont.