...10 lat, to nie 10 miesięcy. Zabrano mi najpiękniejsze lata w życiu artystycznym. Byłam odsunięta od radia, telewizji i estrady i nie było to niczym uzasadnione. Mówi pan, że nie przyjmuję żadnych rad? A skąd mogę być pewna, że są życzliwe i dobre?".
I w tym tkwi przyczyna załamania jej kariery w Ameryce i w Polsce. Totalny brak zaufania do ludzi, którzy wielokrotnie oszukiwali i okradali Villas. Sama szastała pieniędzmi na prawo i lewo. Miała gest, była przecież w swoim mniemaniu wielką gwiazdą światowego formatu, większą i lepszą od samej Barbry Streisand. Wielki majątek, z jakim wróciła, był solą w oku w biednych czasach PRL-u. Dolarów zarobionych bardzo ciężką pracą w wielkiej rewii nie otrzymywała za piękne oczy. Wręcz harowała!
Niczym zamknięta karta
O tym, że Villas była artystką samowystarczalną, przekonałem się sam, gdy na moją sugestię, że przydałby się jej reżyser, doradca artystyczny, oberwałem w głowę filiżanką z kawą, a potem ciężką popielniczką, którą mogła mnie zabić. Do tego stek najgorszych wyzwisk nienadających się do publikacji i... zerwanie jakichkolwiek kontaktów, na długie lata. Taka była Violetta Villas (Czesława Maria Cieślak Gospodarek-Kowalczyk) w najważniejszych latach swojej kariery. Już na początku lat 80. pisałem, że jest zamkniętą kartą w historii polskiej muzyki rozrywkowej. Ale VV dalej walczyła o miejsce należne jej na piosenkarskim parnasie. Nie udało się, coraz bardziej odchodziła w zapomnienie, a forma wokalna była coraz słabsza, z 4 oktawowego głosu pozostały resztki.
Życiowo całkowicie niezaradna, niezorganizowana (nie umiała załatwić najprostszych spraw) najpierw liczyła na pomoc jedynego syna Krzysztofa Gospodarka, z którego zrobiła gońca i służącego. A gdy nie wytrzymał takiego traktowania, oparła się na Marioli Pietraszek, swojej przyjaciółce (dziennikarce "Sztandaru Młodych"), która spełniała przy niej wszystkie role, aż do momentu poznania Elżbiety Budzyńskiej, bezdomnej fanki, która wzruszyła Violettę opowieścią o swoim trudnym życiu.
Bóg dał jej lekką śmierć
Kiedy w miniony poniedziałek poczuła się słabo i poszła się położyć, zamawiając wcześniej kalafior z bananem, nie przypuszczała, że już nigdy nie wstanie z łóżka, a właściwie z barłogu, bo warunki sanitarne, jakie miała w swoim zrujnowanym domu w Lewinie Kłodzkim, były katastrofalne!
Więcej w dzisiejszym, piątkowym wydaniu Expressu Ilustrowanego
Czytaj też:__
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?