Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sto lat temu na Śląsku. Plebiscyt kartkowy poprzedził plebiscyt krwi

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Archiwum
Rozmawiamy z dr hab. Adrianą Dawid, profesorem Uniwersytetu Opolskiego, historykiem, badaczką Śląska, historii powszechnej i Polski w XIX i w XX wieku.

Sto lat temu - 20 marca 1921 roku - odbył się na Górnym Śląsku plebiscyt. Jego mieszkańcy poszli masowo do urn by powiedzieć, czy chcą mieszkać w Niemczech, czy w Polsce. Dlaczego zdecydowano się na taką formę bezpośredniej demokracji?
To było zgodne z ówczesnymi deklaracjami politycznymi, które pojawiły się u kresu I wojny światowej i mówiły, że należy narodom dać prawo do samostanowienia. W sposób najbardziej bezpośredni tę ideę sformułował prezydent USA Woodrow Wilson. W efekcie postanowiono zapytać mieszkańców, jak wyobrażają sobie swoją przyszłość państwową. Elity polityczne miały świadomość, że w wyniku Wielkiej Wojny granice państw muszą ulec przesunięciu. W niektórych miejscach w Europie postanowiono pytać w powszechnym głosowaniu, którędy mają one przebiegać. Podobne jak na Śląsku, plebiscyty odbywały się także w Szlezwiku-Holsztynie, Burgenlandzie, na Warmii i Mazurach i w innych regionach.

Plebiscyt był nie tylko wydarzeniem politycznym, ale i ogromnym przedsięwzięciem organizacyjnym. Na Śląsk sunęły pociągi wiozące ludzi urodzonych na Śląsku, ale mieszkających gdzieś w Niemczech lub w Polsce, bo i oni mieli prawo do głosowania...
To było nie lada wyzwanie. Pamiętajmy, że państwo niemieckie poniosło klęskę w I wojnie światowej i świadomość tej porażki była powszechna. Poniosło ogromne koszty a w perspektywie miało spłacanie gigantycznych reparacji wojennych. Na jego terytorium już dokonano cięć terytorialnych. Mimo tych okoliczności strona niemiecka bardzo skutecznie i sprawnie przystąpiła do przygotowań do plebiscytu.

Sprowadziła też ponad 180 tys. głosujących spoza Śląska. Dla porównania, Polaków na głosowanie przyjechało spoza prowincji górnośląskiej nieco ponad 10 tys.
Niemcy przeprowadzili potężną kampanię informacyjną i odnaleźli uprawnionych do głosowania, a rozproszonych na terytorium całego ich państwa. Dotarli do nich z informacją i skutecznie zachęcili do przyjazdu. Jechano pociągami setki, a czasem tysiące kilometrów, by dotrzeć do miejsca urodzenia i oddać głos. Trzeba było zapewnić tym ludziom transport, nakarmić ich, zagwarantować opiekę medyczną. To przedsięwzięcie powiodło się znakomicie.

Udział w plebiscycie byłych mieszkańców prowincji górnośląskiej był postulatem strony polskiej...
Strona polska liczyła przede wszystkim na udział Polaków z Zagłębia Ruhry. Okazało się, że młode państwo polskie nie ma wystarczających struktur organizacyjnych, machiny urzędniczej i pieniędzy na zorganizowanie akcji sprowadzania - jak wtedy mówiono - wotantów na Śląsk.

O co pytano uczestników plebiscytu. Bo wcale nie o to, czy czują się Polakami czy Niemcami.
Istotnie, nie pytano mieszkańców Śląska o narodowość, lecz o to, w jakim państwie chcą mieszkać. Mieli oni zdecydować, czy Górny Śląsk ma być dołączony do nowo utworzonego państwa polskiego, czy ma pozostać w granicach Niemiec. Wielu głosujących kierowało się z pewnością zwykłym pragmatyzmem. Polska była dla nich wówczas tworem dość enigmatycznym. Trudno było mieć precyzyjne wyobrażenie państwa, którego przez ponad 120 lat na mapie Europy nie było. To tworzyło pole do posługiwania się w kampanii plebiscytowej stereotypami polskiej słabej organizacji, niegospodarności itp. Realia życia w Niemczech były znane. Podkreślano zatem, że w tym kraju panuje szacunek dla prawa, a machina państwowa działa jak dobrze naoliwiony mechanizm. W rzeczywistości głosujący musieli wybierać, między czymś, co pozostawało nieznane, a tym, co gwarantowało określony standard.

Dodajmy standard wysoki. Jego wyrazem był choćby działający na Śląsku system ubezpieczeń zdrowotnych, czy system emerytalny, niedostępny sto lat temu w wielu krajach Europy.
W tej sytuacji Górnoślązacy stawali przed urną, dostając do ręki dwie kartki. Jedną z napisem “Deutschland - Niemcy”, drugą z nazwą “Polska - Polen”. Wrzucając jedną z nich do urn, wybierali rzeczywistość, w której - ich zdaniem - będzie się lepiej żyło. Nie zawsze kierując się narodowością i poczuciem własnej tożsamości.

Najlepszy dowód, że mnóstwo plebiscytowych ulotek - wzywających do głosowania na Polskę i tych za Niemcami - było dwujęzycznych...
Materiały propagandowe były nie tylko dwujęzyczne. Nie brakowało i takich, w których w języku niemieckim wzywano do optowania za Polską lub odwrotnie. To potwierdza śląską złożoność etniczną, językową i religijną. Narracja kierowana do wyborców musiała te niuanse uwzględniać. Plakaty wyborcze były mocno zróżnicowane. Na jednych umieszczano patetyczne hasła i obrazy odwołujące się do symboliki narodowej, na innych Ślązacy znajdowali treści krotochwilne, prześmiewcze, wzmocnione nierzadko złośliwymi rymowankami i nierzadko właśnie one silniej przemawiały do mieszkańców Śląska. Nie cofano się też przed budzeniem grozy, odwołując się w walce politycznej do motywów śmierci, pokazując postaci kościotrupów symbolizujące zagładę regionu. Dla jednych - jeśli znajdzie się w granicach Niemiec, dla innych, jeśli zostanie włączony do Polski. Posługiwano się wreszcie także motywami religijnymi. Postacią szczególnie często w tym kontekście przywoływaną była św. Jadwiga Śląska. Region był wtedy wręcz oblepiony plakatami i zasypany ulotkami. Obok drukowanych materiałów wyborczych pojawiały się też wykonywane ręcznie. To poświadcza skalę zaangażowania Ślązaków w kampanię.

Jak się rozkładały głosy, które w przyszłości miały być wskazówką dla wyznaczających linię polsko-niemieckiej granicy na Śląsku.
Głosy za Polską zostały oddane przede wszystkim we wschodniej części obszaru plebiscytowego. W zachodniej części przeważały głosy oddane za Niemcami. W niemal wszystkich miastach powiatowych oraz powiatach głubczyckim, kluczborskim, kozielskim, opolskim, raciborskim i w enklawach powiatów namysłowskiego i prudnickiego padł wynik korzystny dla Niemiec. Jak zauważył - patrząc na mapę wyników głosowania jeden z ówczesnych działaczy plebiscytowych - przypominała ona we wschodniej części ciasto ze śliwkami. W morzu głosów oddanych na wsiach za Polską uwidaczniały się duże ośrodki miejskie - plamy głosów oddanych za Niemcami. Wytyczenie na tej podstawie ciągłej granicy bez jakichś mniejszościowych enklaw było bardzo trudne, a czasem po prostu niewykonalne. Kompromis, który został wypracowany już po III powstaniu śląskim, był efektem ustępstw pod adresem obu stron. Ale też nie mógł w pełni tych stron zadowolić.

Ostatecznie o włączeniu znaczącej części Śląska do Polski zdecydowało dopiero III powstanie śląskie. Wcześniej proponowano Polsce raptem dwa powiaty - pszczyński i rybnicki.
Takie propozycje formułowały Włochy. Brytyjczycy skłaniali się w całości wypełnić żądania niemieckie względem Górnego Śląska. Koncepcja francuska zakładała, że Polsce przypadnie cały obszar przemysłowy. Sam Wojciech Korfanty zaproponował jeszcze inną linię podziału, która pozostawiałby po stronie polskiej 59 procent spornego terytorium. Ostateczna decyzja miała jednak zapaść w Radzie Najwyższej Konferencji Pokojowej, w skład której wchodzili politycy z USA, Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch oraz Japonii. W podejmowaniu ostatecznych decyzji nie uczestniczyli bezpośrednio przedstawiciele Polski i Niemiec. Sam plebiscyt nie był dla ówczesnych mocarstw wiążący. Traktowano go jako metodę na poznanie opinii mieszkańców Śląska odnośnie przyszłości ich regionu. Tylko tyle. Propozycje dla Polski po plebiscycie były mocno nieatrakcyjne. Przyznano jej jedynie te obszary, na których uzyskała ona większość bezwzględną. Spowodowało to rozgoryczenie i doprowadziło do III powstania, w którym strona propolska wystąpiła o uwzględnienie jej interesów, a przede wszystkim woli 40 procent głosujących, którzy oddali swoje głosy za Polską.

Czterdzieści procent poparcia dla powstającego dopiero i od wieków na Śląsku nieobecnego państwa polskiego to był fantastyczny wynik. Kto z tej perspektywy mógł się czuć zwycięzcą plebiscytu?
Po ogłoszeniu wyników głosowania obie strony ogłosiły zwycięstwo. Bo też obie dzięki plebiscytowi zyskały sporo argumentów, a także - jak sądziły - gwarancję jakiejś obecności na Śląsku. Ale te peany były trochę na wyrost i miały podnieść morale społeczeństw w obu krajach. Obie strony miały tak naprawdę świadomość, że nie osiągnęły oczekiwanego przez siebie rezultatu i mogły mieć równocześnie poczucie porażki. Bo taką dla obu stron był - jak się zdawało nieuchronny - podział Śląska, miejsca zintegrowanego, jednolicie skomunikowanego, uprzemysłowionego. I Polacy, i Niemcy mieli świadomość, że podział będzie skutkował gigantycznymi komplikacjami.

Kampania plebiscytowa była bardzo ostra i nie ograniczała się wyłącznie do słów. Dochodziło w niej do otwartych aktów przemocy, ze strzelaniem do działaczy drugiej strony włącznie. A jak przebiegało samo głosowanie?

Głosowano w Niedzielę Palmową.

Początek Wielkiego Tygodnia ostudził nastroje?
Pogoda tego dnia była mocno pochmurna, więc plebiscyt odbywał się - przynajmniej jeśli idzie o pogodę - w nastroju dosyć ponurym. Starano się zachować praworządność. W tym celu zaangażowano dużą liczbę sił porządkowych. W regionie mieliśmy przecież Międzysojuszniczą Komisję Rządzącą i Plebiscytową, czyli de facto wojska okupacyjne francuskie, brytyjskie i włoskie. Lokalnie zorganizowano także policję plebiscytową APO, złożoną w połowie z Polaków i Niemców. Wszystko to sprzyjało temu, by samo głosowanie przebiegło spokojnie. Choć starano się w niektórych przypadkach - lokalnie - utrudnić lub uniemożliwić udział w głosowaniu osobom, o których wiedziano, że zagłosują inaczej niż np. chcieliby ich bliscy krewni. Taki przypadek opisał m.in. Kazimierz Malczewski. W niedzielę plebiscytową przybiegła do niego jedna z regionalnych działaczek polskich i, jak opisywał to Malczewski, „prosiła gorąco o unieszkodliwienie brata swego, o porwanie, o zamknięcie go na czas głosowania. Prosiła, błagała, bo brat jej „hajmatom” oddany, ma i chce - jak łkając mówiła - w podstawionym mu samochodzie zwozić ludzi naszych do biur niemieckich, a stąd bezpośrednio już do urn. Czy można było jej, należącej do grona najlepszych, nie wysłuchać i nie ulżyć? Więc zgodziłem się na porwanie (…c)”. Warta podkreślenia jest niezwykle wysoka frekwencja wyborcza, która przekroczyła podczas plebiscytu 97 procent uprawnionych. Ale też pytanie postawione Ślązakom było dla nich bardzo istotne.

Francuzi, Anglicy i Włosi byli bezstronni?
Trzeba pamiętać, że te wojska przebywały na Śląsku ponad dwa lata. Żołnierze nie izolowali się od mieszkańców. Dochodziło nie tylko do rozmów, czasem też do przyjaźni i do romansów. Francuzi zachowywali dystans wobec Niemców. To wynikało z wielowiekowych animozji między tymi narodami. W 1921 roku żyją jeszcze weterani wojny francusko-pruskiej z 1871, o uczestnikach I wojny światowej nie wspominając. W czasie bójki z francuskim żołnierzem zginął jeden z mieszkańców Opola, co wywołało wielkie poruszenie i doprowadziło do antyfrancuskich demonstracji w mieście. Generalnie, w sytuacjach sporów czy skarg o bójki, czy strzelaniny na wiecach, Polacy byli życzliwiej przyjmowani i oceniani przez Francuzów, a Niemcy przez Włochów i Brytyjczyków. Za tym stała wielka polityka. Francuzom zależało na maksymalnym osłabieniu Niemiec, a temu sprzyjałaby utrata przez nie Górnego Śląska z całym zapleczem przemysłowym. Wielka Brytania - przeciwnie - obawiała się, iż nadmierne osłabienie Niemiec doprowadzi do wzrostu znaczenia Francji.

Kiedy ogłoszono wyniki?
Trudno w to uwierzyć, ale wstępne wyniki ogłoszono już w dniu głosowania późnym wieczorem. To jest fantastyczne, że w dobie przedkomputerowej zdążono policzyć głosy w poszczególnych obwodach i przekazać je dalej. Już cząstkowe, sondażowe rezultaty wskazywały, że zwycięstwo odniosła strona niemiecka. Oczekiwano na wyniki przede wszystkim przed redakcjami gazet, bo tam one trafiały. A dyskutowano o nich w restauracjach, w knajpach i gospodach. Jak można przeczytać w wspomnieniach Ludwika Ręgorowicza, w Opolu słychać było na ulicach niemieckie pieśni patriotyczne. Kres kampanii plebiscytowej i ogłoszenie wyników głosowania nie zakończyły sporu o Górny Śląsk. Przeciwnie, rozgorzał on z jeszcze większą mocą. Rozpoczęły się działania odwetowe wobec konkurencyjnej opcji narodowej. Eskalacja nastrojów doprowadziła do zbrojnego wystąpienia już w maju 1921 r. Jak skomentował to jeden z dowódców górnośląskiej POW Mieczysław Chmielnicki: „Plebiscyt krwi okazał się silniejszy od plebiscytu kartkowego, wola ludności wyrażona w walce, była mniej podatna na zniekształcenia przez dyplomatów, od woli ludności wyrażonej w głosowaniu”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sto lat temu na Śląsku. Plebiscyt kartkowy poprzedził plebiscyt krwi - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany