Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Syguła: To wstydliwe osiągnięcie, ale nie tylko piłkarzy ŁKS

Jan Hofman
Jan Hofman
O piłkarskiej drużynie ŁKS w zakończonym I-ligowym sezonie rozmawiamy ze Stanisławem Sygułą, biznesmenem, futbolowym działaczem i partnerem technicznym klubu z al. Unii.

Piłkarze ŁKS zakończyli sezon na dziesiątym miejscu. Nie tak to chyba miało wyglądać?
To oczywiście wielkie rozczarowanie, by nie użyć mocniejszego określenia. Bez wątpienia wszyscy związani z ŁKS są zdegustowani wyczynami ełkaesiaków i mogą się czuć wystrychnięci na dudka. W tym sezonie zauważyliśmy niebezpieczne dla klubu zjawisko. ŁKS przez wiele lat rozwijał się, systematycznie odbudowywał pozycję w polskim futbolu, wychodził ze sportowego dołka, piął się w górę w hierarchii naszej piłki nożnej. Teraz nastąpiło jednak poważne tąpnięcie, by nie powiedzieć niebezpieczny wstrząs. Miejsce, nawet nie w połowie pierwszoligowej stawki, to wstydliwe osiągnięcie nie tylko piłkarzy z al. Unii.
Co teraz?
Jak najszybciej powinno nastąpić wielkie rozliczenie zawodników, trenerów ale także działaczy. Wszyscy dołożyli swoją cegiełkę do tej wielkiej futbolowej klapy. W klubie z al. Unii pozwolili na roztrwonienie wielkiego sportowego potencjału oraz wygaszenie ogromnego kibicowskiego entuzjazmu. To jest poważny problem dla sterników klubu.
Dlaczego?
ŁKS otrzymał w użytkowanie nowoczesny stadion na przeszło osiemnaście tysięcy widzów. Piłkarze, przy wydatnym wsparciu działaczy, zrobili wszystko, by skutecznie wygonić z niego kibiców. Teraz trudno oczekiwać, by kolejne pierwszoligowe pojedynki sprawiły, że na trybunach zasiądzie komplet widzów. Ich znów trzeba przekonać, że warto przychodzić na ŁKS. Jak to zrobić? Recepta jest prosta. Trzeba dobrze grać w pikę nożną.
Mówi pan o rozliczeniu działaczy...
Oczywiście i trzeba to zrobić. Przecież to oni błędnie oszacowali finansowe możliwości klubu. Wyraźnie, choć covidowe czasy nie sprzyjały wydatkom, przeinwestowali. Zabrakło biznesowej rozwagi, racjonalnego planu. To doprowadziło do poważnych kłopotów finansowych, które miały także ogromny wpływ na postawę drużyny. Jeden pan, nie będę się już pastwił nad jego nazwiskiem, zaprosił do współpracy wielu drogich, jak się okazało, bezwartościowych piłkarzy. Efekty widzieliśmy wszyscy. Liczyłem, że tuż po zakończeniu sezonu podejmie jedyną, honorową decyzję. Widzę jednak, że nie kwapi się, by uderzyć się w pierś, choć to on był głównym architektem tego rachitycznego, cherlawego, ślamazarnego i słabego zespołu.
Łatwo się gani po fakcie...
Ja już od dłuższego czasu sugerowałem, żeby się rozstać z drogimi, nic nie wnoszącymi do gry zawodnikami. Apelowałem, by do boju puścić najzdolniejszych piłkarzy z drugiej drużyny. Sportowy efekt byłyby taki sam, ale w klubowej kasie zostałoby trochę grosza. Ten sezon pokazał również, że trzeba zweryfikować system zawierania kontraktów. Trzeba płacić za boiskowe osiągnięcia, a nie za to, że jest się w ŁKS.
Będzie pan nadal pomagał ŁKS?
Z klubem jest się na dobre, ale także na złe. Ja trzymam się tej zasady. Jeśli ŁKS wyrazi taką wolę, to znów usiądziemy do negocjacji w sprawie przedłużenia wygasającej wkrótce umowy.
Co z długami klubu?
To pytanie do Tomasza Salskiego. Jeśli nie znajdzie szybko recepty na wyjście z finansowych problemów, to musi pomyśleć o rychłej zmianie właścicielskiej. Wiem, że to szalenie trudne dla niego, ale chodzi przecież o lepszą przyszłość ŁKS.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany