Maciej Rajfur: Zawsze była pani antykomunistką?
Krystyna Jagoszewska: W młodości zbuntowałam się przeciw tradycyjnym wartościom, przeciw wierze katolickiej. Kontestowałam rozmaite poglądy moich rodziców, których uważałam za niedouczonych. Ale potem zrozumiałam, zobaczyłam i przekonałam się, na czym polega komunizm. Te, wydawało mi się wtedy, naiwne opinie moich rodziców, były mądre i ważne. Po latach uświadamiałam sobie w kolejnych sprawach, że mieli rację. Mam nadzieję, że patrzą na mnie z nieba nie tyle z satysfakcją, ale z westchnieniem ulgi, że ich wysiłki wychowawcze jednak nie poszły na marne.
Pracowała Pani w Pafawagu, który był nazywany czerwonym ze względu na wpływy PZPR-u. Jak się Pani tam udawało przetrwać z podejściem wolnościowym?
Kiedy tam trafiłam, okazało się, że to tak zdemoralizowane, przeżarte na wskroś korupcją, złodziejstwem i wszelką podłością środowisko, że jak tylko powstała „Solidarność”, natychmiast się za nią opowiedziałam. Za co mnie 13 grudnia 1981 roku wyrzucili. W ogóle 13 grudnia SB załomotała do moich domowych drzwi, ale na szczęście mnie nie zastali. Wtedy uniknęłam internowania, więc postanowiłam nie dać się złapać.