Operatorzy CPR bezzwłocznie zaalarmowali policję oraz straż pożarną. Funkcjonariusze przy pomocy strażaków mieli sprawdzić, co dzieje się z mieszkanką ul. Kilińskiego i czy nie stało się jej nic złego.
Pierwsi na miejscu zjawili się strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 5 z ul. Przybyszewskiego. Nie mając dokładnych informacji co do numeru mieszkania, w którym miałaby się znajdować poszukiwana kobieta, zaczęli rozpytywać sąsiadów. Szybko udało się ustalić, że może chodzić o lokatorkę I piętra, straszą panią ze schorowanymi nogami, której nikt od kilku dni nie widział. Nie wydało się to dziwne, bo ponoć nie opuszczała już samodzielnie mieszkania.
- Jakoś w tygodniu rozmawiałam z nią jeszcze przez telefon, ale potem już jej nie widziałem - mówiła jedna z sąsiadek, wsparta na lasce.
Energiczne pukanie do drzwi na nic się zdało. Strażacy postanowili zatem zajrzeć przez okno. Jeden z ratowników po drabinie wspiął się na wysokość pierwszego piętra i głośno krzycząc „Jest tam ktoś?” próbował zerknąć do wnętrza. Ponieważ z drabiny nie było widać całego lokum, strażacy zadecydowali, że trzeba wejść do środka. Korzystając z faktu, że jedno z okien było uchylone, udało się je otworzyć od wewnątrz. W tym momencie na miejscu akcji zjawił się patrol policji. Drzwi do mieszkania na I piętrze zostały właśnie otwarte, więc strażacy i policjanci wkroczyli do środka. Wewnątrz, w łóżku, znaleźli ciało nieżyjącej lokatorki, kobiety w wieku ok. 70 lat.
– Zmarła z przyczyn naturalnych, jak ustalił lekarz. Rodzina już została powiadomiona – trzy godziny później poinformował podkom. Marcin Fiedukowicz, rzecznik prasowy łódzkiej policji.
Podobnych zgłoszeń z prośbą o ustalenie co dzieje się z osobami, z którymi nagle ustaje kontakt, CPR odbiera codziennie wiele.
- Najczęściej takie informacje przekazują sąsiedzi lub osoby w różny sposób zobligowane do opieki nad kimś, z kim nagle ustaje wszelki kontakt. Rzadziej podobny alarm wszczynają krewni. W rodzinie opieka jest zazwyczaj staranniejsza, a bezpośrednie kontakty częstsze, choć i od tej reguły bywają wyjątki. Czasem alarmuje światło palące się w mieszkaniu od kilku dni, innym razem zamknięte na głucho drzwi albo milczący długo ponad cierpliwość telefon - mówi Bogumił Marona, kierownik łódzkiego CPR. - Pamiętam taki przypadek, kiedy o pomoc poprosiła nas mieszkanka jednej z podłódzkich miejscowości, która przez kilka dni nie mogła dodzwonić się do siostry w województwie śląskim. Udało się powiadomić tamtejsze służby, na szczęście nic się nie stało.
Liczbę telefonów z prośbą o pomoc w ustaleniu co dzieje się z osobą, z którą nie można nawiązać kontaktu trudno ocenić. Nie ma na to reguł, a CPR nie kategoryzuje ich systemowo w sposób pozwalający ująć liczbowo w statystykach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Zadymy na urodzinach uczestniczki "Rolnika". Karetka pogotowia, gaz pieprzowy. Szok!
- Dni Gąsowskiego w "TTBZ" są policzone?! TAKĄ niespodziankę zgotowała mu produkcja!
- Maja Rutkowski ZROBIŁA TO z premedytacją, teraz się tłumaczy. Okropne, co ją spotkało
- Była pięknością ze "Złotopolskich". Dziś Gabryjelska nie przypomina siebie | ZDJĘCIA