Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Śmierć na Nilu”: Wielka miłość potrafi doprowadzić do zbrodni RECENZJA

Dariusz Pawłowski
Dariusz Pawłowski
Kenneth Branagh jako Herkules Poirot nie ustępuje najznamienitszym odtwórcom tej roli
Kenneth Branagh jako Herkules Poirot nie ustępuje najznamienitszym odtwórcom tej roli Disney
Kenneth Branagh po „Morderstwie w Orient Expressie” powrócił do świata Agathy Christie i postaci najlepszego detektywa świata. W klasycznie zrealizowanej „Śmierci na Nilu” jest to już jednak Herkules Poirot, który nowocześnie zawiera przymierze ze swoimi najgłębszymi uczuciami.

Kenneth Branagh na tyle dobrze poczuł się w klimacie „Morderstwa w Orient Expressie”, że sięgając po kolejną książkę mistrzyni kryminału, wykorzystał powieść opartą na tym samym patencie: ekskluzywny środek lokomocji dla wyższych sfer, zamknięta przestrzeń, tajemnicze zabójstwo oraz ograniczona grupa osób, w której wszyscy są podejrzani. Oczywiście, rozwiązanie zagadki jest tu radykalnie odmienne, ale okoliczności, w jakich rozgrywają się prezentowane na ekranie wydarzenia pozwoliły realizatorom na maksymalne wykorzystanie miejsca akcji, zagęszczanie atmosfery i uwypuklanie psychologicznych portretów poszczególnych bohaterów. Kenneth Branagh skwapliwie z tego korzysta, budując klimat produkcją pomyślaną z szacunkiem dla filmowej tradycji i pozwalając się „wygrać” znakomicie dobranej obsadzie.

„Śmierć na Nilu” w nienachalny sposób podkreśla egzotykę - z amerykańsko-europejskiego punktu widzenia - egipskich plenerów (bo to atrakcyjne w obrazie), ale i nie skrywa pewnej egzotycznej dziś archaiczności literatury brytyjskiej klasyczki. W dobie zalewających nas z księgarskich półek i portali streamingowych mrocznych kryminałów, z niezmiennie skrzywdzonymi w dzieciństwie seryjnymi mordercami sięgającymi po coraz bardziej okrutne metody tortur swoich ofiar, „świetliste” historie Agathy Christie wydają się wręcz przyjazne i urocze, jak komedie romantyczne. Gdzież też podział się ów dopracowany do szczegółu styl, „wysublimowane” problemy, skandale i mezalianse klasowych, finansowych, czy próżniackich elit? Zjawiska, rzecz jasna, pozostały, ale są jakoś odziane z mniejszą elegancją... Kenneth Branagh - jako człowiek hołdującego tradycji teatru - z widoczną przyjemnością i scenicznym właśnie zacięciem rozpościera przed nami ową inscenizację, bawiąc się jej ujmującą staroświeckością, ale jednocześnie wydobywając to, co ponadczasowe, a i dające się na nowo odczytać.

A ponadczasowe okazują się motywacje, kierujące personami dramatu, zaś przez współczesny filtr możemy podejrzeć targające nimi uczucia, które skrywane były za konwenansami. Tu oszustwo i wynikająca z niego zbrodnia są konsekwencjami namiętnej miłości, pasji, która w precyzyjnie zaplanowanym zabójstwie widziała szybką i dozgonną odmianę przeciętnego, biednego losu. Co ciekawe, właśnie silny afekt - popychający w bliskości miłości szaleństwu do morderstwa - jest tu najczystszą emocją, pozbawioną wątpliwości, w towarzystwie wykrętności i dwulicowości cechujących uczucia reszty towarzystwa.

Branagh nabudowując emocjonalną warstwę opowieści idzie nawet dalej i zagląda pod skorupę, w której poświęcając się rozumowi zamknął swoje serce Herkules Poirot. W otwierającej film sekwencji poznajemy wielką i jedyną miłość detektywa (gdy jeszcze chciał być rolnikiem) oraz przyczynę noszenia przez niego wykwintnych wąsów. Sprawa, którą się podczas podróży Nilem zajmuje, ma dla niego również wartość terapeutyczną - pozwoli sobie na chwilę słabości, a nawet na symboliczną i autentyczną gotowość do zmiany uporządkowanego, opartego na rozlicznych rytuałach oraz zamiłowaniu do porządku i symetrii życia. Reżyser prowadzi ten wątek niby kryminalną intrygę, mnożąc tropy, powoli odsłaniając miłosną „zagadkę”, prowadząc do odświeżającego nasze dotychczasowe doświadczenia z dystyngowanym detektywem finału.

Nowoczesne w filmie Branagha są również budowanie pomostów pomiędzy różnymi światami (do tego stopnia, że Poirot może „poddać” się ciemnemu bluesowi w fantastycznym tu wykonaniu) oraz efektowna praca kamery (zdjęcia Haris Zambarloukos), która dynamicznie wędruje od szczytów egipskich piramid i posągów po głębiny Nilu.

Kenneth Branagh jako Hekules Poirot nie ustępuje najznamienitszym odtwórcom tej roli, jak Peter Ustinov i David Suchet, a i trafnie wybrał partnerujących mu aktorów. Piękna Gal Gadot ma w sobie naturalny, wielkopański sznyt, amantem w starym, dobrym, hollywoodzkim stylu jest Armie Hammer. Świetnie wzbogacają swoje postaci Annette Bening, Emma Mackey, Sophie Okonedo, Rose Leslie.

Kino z szyldem „kryminał” nie musi rozsypywać przed oczami widza powyrywanych, krwawych organów. Czasem wystarczy, jak dotknie jednego z nich - serca.

Śmierć na Nilu USA/Wlk. Brytania, reż. Kenneth Branagh, wyst. Kenneth Branagh, Gal Gadot
★★★★☆☆

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Śmierć na Nilu”: Wielka miłość potrafi doprowadzić do zbrodni RECENZJA - Dziennik Łódzki

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany