Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Skradziono kask zmarłego motocyklisty

Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak
- To istne draństwo - mówi Bogusław Lewicki, ojciec 27-letniego Bartka, patrząc na metalowy krzyż postawiony na pasie zieleni rozdzielającym dwa wiadukty przy al. Włókniarzy, z którego skradziono czarny kask motocyklowy.

Krzyż stanął tuż obok miejsca śmierci Bartka, pseudonim Bleft, w tragicznym wypadku, do jakiego doszło 6 lipca około godz. 19. Kask miał na głowie w momencie śmierci.

Rodzina i znajomi młodego motocyklisty przypuszczają, że ukraść mógł go ktoś, kto wiedział, iż mimo uszkodzeń można na nim zarobić. Niemiecki producent oferuje promocję polegająca na tym, iż jeśli dostarczy się zużyty czy zniszczony kask, nowy można kupić z 30-procentowym rabatem.

Wypadek na al. Włókniarzy. Śmierć motocyklisty [aktualizacja]

- Dla mnie i mojej rodziny ten kask ma olbrzymią wartość sentymentalną, której nie da się wycenić - mówi Bogusław Lewicki.
Bartek kupił kask na dwa dni przed wypadkiem. Kosztował go około 2 tys. zł. Po wypadku został zabezpieczony przez policję i prokuraturę badającą okoliczności zdarzenia.

- Krzyż, ku przestrodze innych motocyklistów i kierowców, postawiliśmy we wrześniu - mówi ojciec 27-latka. - Od razu był do niego przymocowany specjalny uchwyt i podpórka na kask. Mieliśmy nadzieję, że kask zostanie nam zwrócony przed dniem Wszystkich Świętych, ale odebrałem go kilka dni później, 6 listopada.

- Był przymocowany do krzyża prawym bokiem, najmniej zniszczonym - opowiada ojciec motocyklisty. - Użyłem do tego śruby o długości około 15 cm oraz dwóch 17-calowych nakrętek, by bez specjalistycznych narzędzi nie udało się ich odkręcić.
Pan Bogusław przyjechał na miejsce cztery dni później, by zapalić znicz. Po kasku oraz śrubie i nakrętkach nie było już śladu.

- Ktoś musiał tę kradzież bardzo dobrze zaplanować - mówi. - Przecież wejść nie jest tam łatwo. Cały czas jeżdżą w pobliżu samochody. Ponieważ krzyż nie został zdewastowany, złodziej musiał przynieść z sobą narzędzia. No i na pewno nie zrobił tego w pięć minut.
Ojciec motocyklisty, z pomocą pozostałych członków rodziny i kolegów Bartka, powiadomił producenta kasku, jego głównego dystrybutora w Polsce i sześciu innych przedstawicieli o zaistniałej sytuacji, prosząc, by nie dopuszczono do utylizacji pamiątki po zmarłym tragicznie synu, przesiąkniętej jego krwią.
- Mam też nadzieję, że tego, kto zabrał kask, ruszy w końcu sumienie... - dodaje Bogusław Lewicki.

* * *

Do tragicznego wypadku Bartka Lewickiego doszło na zachodniej nitce al. Włókniarzy (w stronę ul. Pabianickiej). Motocyklista najechał na tył audi 80, wyleciał w powietrze i upadł na asfalt. M

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany