Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd aresztował sprawcę ataku na biuro PiS

ei24
Sąd aresztował sprawcę ataku na biuro PiS
Sąd aresztował sprawcę ataku na biuro PiS ei24
Ryszard C. decyzją łódzkiego sądu został w czwartek aresztowany na trzy miesiące. Usłyszał zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa.

Chciał mordować dalej!
Ryszard C. decyzją łódzkiego sądu został w czwartek aresztowany na trzy miesiące. Usłyszał zarzuty zabójstwa i usiłowania zabójstwa. Grozi mu dożywocie.

Tomasz Jabłoński

Sąd aresztował sprawcę ataku na biuro PiS

Pod eskortą zamaskowanych i uzbrojonych w karabiny szturmowe policjantów został przetransportowany do aresztu w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie trafił do specjalnie strzeżonej celi objętej 24-godzinnym monitoringiem.
Morderca otrzymał status wyjątkowo niebezpiecznego, bo chciał, by osadzono go w celi wieloosobowej, aby mógł jeszcze kogoś zabić.
Dziś wiadomo już, że 62-letni mężczyzna, który we wtorkowe przedpołudnie wtargnął do siedziby PiS-u w pasażu Schillera i śmiertelnie postrzelił Marka Rosiaka, a Pawła Kowalskiego poważnie ranił nożem, od dawna planował morderstwa. Chciał zabijać polityków, bo, jak mówił śledczym, był rozczarowany polityką.

Z materiałów, jakie do tej pory udało się zgromadzić, wynika, że Ryszard C. nawiązał kontakt z grupami przestępczymi, od których zamierzał kupić kałasznikowa. To mu się nie udało. Dlatego skorzystał ze starego walthera kaliber 22 mm, którego miał (mężczyzna nigdy nie uzyskał pozwolenia na broń) od co najmniej 20 lat.

- Broń pochodzi jeszcze z czasów II wojny światowej - mówi podinsp. Joanna Kącka z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. - Mężczyzna twierdził, że wszedł w jej posiadanie jeszcze w czasach PRL-u, ale nie zdradził, w jakich okolicznościach.

Ryszard C. pierwotnie planował "sprzątnąć" jakiegoś polityka SLD. W tym celu wybrał się do Warszawy. Tam kręcił się również w rejonie Pałacu Prezydenckiego, ale liczna, wzmożona ochrona sprawiła, że zmienił swoje plany. W jego chorym umyśle żądza zabójstwa narastała coraz bardziej.
- Chciałem zabić kogoś, kto był związany z życiem publicznym - mówił śledczym Ryszard C.

Sąd aresztował sprawcę ataku na biuro PiS

Nie wiadomo, dlaczego wybrał Łódź. Wiadomo natomiast, że po raz pierwszy w hotelu zameldował się 13 października - był to Savoy przy ul. Traugutta. Po dwóch dniach zmienił hotel na Centrum. Tu z góry zapłacił za cztery dni pobytu w pokoju jednoosobowym. Pracownicy wspominają, że był spokojny, specjalnie niczym się nie wyróżniał. Podkreślają, że dużo palił, co zresztą widać na zdjęciach - opuszki trzech palców jego lewej ręki są żółte od tytoniu.
Gdy wchodził we wtorek na piętro kamienicy, w której swoją siedzibę ma PiS, w magazynku pistoletu miał osiem pocisków, a przy sobie kolejnych 41 sztuk amunicji. Cały magazynek wystrzelił od razu. Celował w Marka Rosiaka. Część kul chybiła, cztery spowodowały śmierć asystenta europosła. Na szczęście psychopacie nie udało się ponownie naładować broni. Sięgnął więc po myśliwski nóż, który również zabrał ze sobą. Niewiele brakowało, by pchnięcia, które zadał 39-letniemu Pawłowi Kowalskiemu, były śmiertelne. W ostatniej chwili życie asystentowi Jarosława Jagiełły uratowali strażnicy miejscy.

Maciej Zieliński i Arkadiusz Kazimierski wbiegli do siedziby PiS, zaalarmowani przez portiera. Nie wiedzieli, że na korytarzu spotkają szaleńca z pistoletem i nożem. Morderca siedział na Pawle Kowalskim i go dźgał. Potężny cios zadany przez strażnika pięścią i błyskawiczne chwyty, obezwładniły mordercę. Strażnicy do momentu przyjazdu pogotowia reanimowali obu mężczyzn. Raniony nożem Paweł Kowalski przeżył. Marek Rosiak zginął na miejscu.

fot. Janusz Kubik, Maciej Stanik

Rusza remont ulicy im. Dariusza Jońskiego

Rusza remont ulicy im. Dariusza Jońskiego

Rusza remont ulicy im. Dariusza Jońskiego

We wtorek rano Ryszard C. zjadł śniadanie w restauracji hotelu Centrum (przebywał tam przez 4 dni). Wypalił kilka papierosów i ok. godz. 10 wymeldował się. Zabrał ze sobą laptopa, torbę (znaleziono je później w samochodzie, który wypożyczył) i wyszedł na ulicę. Świadkowie twierdzą, że przed godz. 11 widzieli go w rejonie parku im. Sienkiewicza. Szedł w kierunku pasażu Schillera. Przed godz. 11.30 był już w siedzibie PiS-u. Wyciągnął pistolet i krzycząc, że nienawidzi PiS-u wystrzelał cały magazynek, czterokrotnie trafiając Marka Rosiaka. Następnie rzucił się z nożem na Pawła Kowalskiego. Ok. godz. 11.40 został obezwładniony przez strażników miejskich.
Morderca w chwili zatrzymania wykrzykiwał, że chciał zabić Kaczyńskiego, że nienawidzi PiS-u. W przyszłym tygodniu będą go badali biegli psychiatrzy. Maciej Zieliński, strażnik, który obezwładnił szaleńca i tamował krew tryskającą z szyi Pawła Kowalskiego. Wczoraj psychopatę pod eskortą policjantów z oddziałów szturmowych przewieziono do aresztu w Piotrkowie Trybunalskim.

Kim są ofiary zabójcy z Częstochowy
Paweł przepłynął kajakiem chyba wszystkie rzeki w Polsce, a Marek mógłby wystartować w turnieju wiedzy o Rolling Stonesach - tak przyjaciele mówią o ofiarach Ryszarda C., pracownikach łódzkiego biura Prawa i Sprawiedliwości.

Kamienica w pasażu Schillera - oficjalny adres: ul. Sienkiewicza 61. Na parterze skromna sala konferencyjna, na piętrze trzy pokoje i korytarz. Ostatnie drzwi po lewej stronie prowadzą do gabinetu posła PiS Jarosława Jagiełły. To tam w feralny wtorek pracowali Marek Rosiak i Paweł Kowalski. Na ścianach pozostały ślady po kulach.

Sąd aresztował sprawcę ataku na biuro PiS

- Rozmawiałem z Pawłem w szpitalu - mówi Jarosław Jagiełło. - On nie może mówić, więc odpowiadał na pytania na kartce. Napisał mi, że zaczęło się w moim gabinecie. Wszystko wskazuje na to, że siedzieli tam z Markiem zajmując się sprawami wyborów samorządowych - przygotowywaniem list do zbierania podpisów, sprawdzaniem dokumentów. Wtedy napastnik musiał otworzyć drzwi i zaczął do nich strzelać.
Cztery kule trafiły Marka Rosiaka, 62-letniego asystenta europosła PiS Janusza Wojciechowskiego. Zmarł na korytarzu podczas akcji ratunkowej.

Społecznik pełen pasji
W biurze europosła Marek Rosiak pracował od roku. Kilka lat wcześniej wstąpił do PiS. Nigdy nie kandydował do Rady Miejskiej czy parlamentu. Raczej społecznik, a nie polityk. Spokojny, opanowany, skrupulatny i dokładny.
- Był bardzo ciepłym człowiekiem, życzliwym ludziom. Razem chodziliśmy na mecze żużlowe - mówi Jerzy Loba, łódzki radny PiS.
W podobny sposób wspominają go inni.
- Marek kochał życie, smakował je - mówi radna Bożenna Jędrzejczak.
- Uwielbiał rocka i bluesa. Żartowaliśmy, że możemy rywalizować w turnieju wiedzy o Rolling Stonesach - mówi radny Czesław Telatycki, przyjaciel Marka Rosiaka. - Wymienialiśmy się płytami.
Jedną z pasji Marka Rosiaka była sztuka - wcześniej zajmował się skupowaniem i sprzedażą antyków. Jeździł na targi staroci, na koncerty zespołów rockowych, na mecze żużlowe i w podróże po Polsce. Mieszkał w M-4 na Górnej. Jego żona, Halina, była w latach 2007-2010 wiceprezydentem Łodzi, wcześniej wicedyrektorem łódzkiego ZUS. Ich syn - Marek ma 30 lat. Halina Rosiak miała wystartować w wyborach na radną Sejmiku Województwa Łódzkiego i otwierać łódzką listę PiS.

Historyk w kajaku
Gdy kule trafiły Marka Rosiaka, na napastnika rzucił się Paweł Kowalski, 39-letni dyrektor biura poselskiego posła Jagiełły. Otrzymał kilka ciosów nożem w szyję. Życie ocalił mu strażnik miejski, który zatamował wypływającą z ran krew. Paweł Kowalski przeszedł operację w szpitalu im. WAM i powoli wraca do zdrowia.
- To jeden z moich najbliższych przyjaciół. Ma wiele pasji, uwielbia wędrować po górach - Tatrach, Beskidach, Bieszczadach. Próbował mnie "zarazić" kajakarstwem. Przepłynął chyba wszystkie rzeki w Polsce. Kiedyś opowiadał, jak starał się o wizę białoruską, by móc kajakiem pływać po Bugu - mówi Krzysztof Piątkowski, łódzki radny PiS.
Kowalski jest sympatykiem PiS, ale nie należy do partii. Nie założył rodziny. Razem z Jarosławem Jagiełłą siedzieli w jednej ławce w VI Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Podmiejskiej. Potem razem studiowali historię na Uniwersytecie Łódzkim - także z Krzysztofem Piątkowskim.
- Razem jeździliśmy do Warszawy zbierać dokumenty do pracy magisterskiej, nawet tematy prac mieliśmy podobne - związane z wyborami brzeskimi, Narodową Demokracją i ONR - mówi Krzysztof Piątkowski.
O wspólnych "historycznych" korzeniach działaczy łódzkiego PiS świadczą m.in. książki na półce w biurze poselskim - wiele dotyczy historii Polski właśnie z okresu międzywojennego.

Mirosław Malinowski

Jarosław Kaczyński odwiedził rannego
Prezes PiS Jarosław Kaczyński odwiedził wczoraj w Uniwersyteckim Szpitalu im. WAM w Łodzi zaatakowanego nożem we wtorek w łódzkiej siedzibie PiS Pawła Kowalskiego, asystenta posła tej partii Jarosława Jagiełły. Wręczył mu bukiet 9 czerwonych róż. Rozmawiał z chorym o tym, jak doszło do tragedii.

Sąd aresztował sprawcę ataku na biuro PiS

Paweł Kowalski powiedział, że gdyby napastnik nie użył paralizatora, pewnie by sobie z nim poradził. Prezes PiS, pytany przez dziennikarzy, czy nie obawia się o swoje bezpieczeństwo, odpowiedział, że ma doświadczonych ochroniarzy.
Po wizycie w szpitalu Jarosław Kaczyński przyjechał do siedziby PiS w pasażu Schillera, gdzie we wtorek został zastrzelony Marek Rosiak. Przed wejściem czekała na niego kilkuosobowa grupa sympatyków PiS, która powitała go krzycząc: "Niech żyje Jarosław!" Prezes PiS spotkał się m.in. z europosłem Januszem Wojciechowskim (jego asystentem był Marek Rosiak), Witoldem Waszczykowskim, kandydatem partii na prezydenta Łodzi i radnymi. Przyszła także Halina Rosiak z synem Markiem. Spotkanie trwało około 40 minut, wychodząc po nim Jarosław Kaczyński ukląkł przed krzyżem ze zniczy ustawionych przed siedzibą partii.
(msm, ew) fot. Łukasz Kasprzak

Rusza remont ulicy im. Dariusza Jońskiego

Rusza remont ulicy im. Dariusza Jońskiego

Rusza remont ulicy im. Dariusza Jońskiego

W szpitalu im. WAM Paweł Kowalski wraca do zdrowia
39-letni Paweł Kowalski, asystent posła PiS Jarosława Jagiełły, ciężko raniony nożem w łódzkiej siedzibie Prawa i Sprawiedliwości, dochodzi do siebie po operacji, podczas której zszyto mu ranę na szyi. Przebywa w Klinice Otolaryngologii i Onkologii Laryngologicznej Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego im. WAM.

- Na szczęście nie doszło do uszkodzenia tętnicy szyjnej - mówi prof. Jurek Olszewski, kierownik kliniki. - Pacjent nie ma żadnych komplikacji po operacji. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jest przytomny, próbuje mówić. Zaczyna oddychać przez nos. Pod koniec tego tygodnia ma być usunięta rurka tracheotomijna (zabieg tracheotomii wykonano z powodu narastającego obrzęku krtani), przez którą oddycha. Na skutek użycia przez napastnika paralizatora, pacjent ma dysfunkcję mięśni lewej stopy, ale chodzi. Czeka go rehabilitacja. Będzie przebywał w szpitalu 2-3 tygodnie. (ew)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany