Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Jackiem Cyganem. Miasto Sosnowiec zorganizowało dla niego wspaniały koncert urodzinowy

Adam Tobojka
Adam Tobojka
Adam Tobojka
Jacek Cygan to urodzony w sosnowieckiej Niwce autor piosenek, poeta, prozaik i dramaturg. Na jego siedemdziesiąte urodziny miasto zorganizowało poświęcony mu koncert, który odbędzie się w niedzielę, 18 września. Z jubilatem rozmawiamy o młodości w Sosnowcu, jego karierze i urodzinowym koncercie.

Lubi Pan do Sosnowca wracać?

Oczywiście! Często przyjeżdżam w rodzinne strony, zawsze w jakiś sposób trafiam przed mój rodzinny dom. To przedwojenna kamienica, nazywana „Betonem”, bo rzeczywiście jest z betonu wykonany. Za budynkiem były łąki i rzeka, która zimą wylewała i na której graliśmy w hokeja. To było nasze królestwo. Tam spędzaliśmy całe dnie po szkole i część wakacji. Ta Niwka, to połączenie kopalni i Modrzejowa, fabryka maszyn górniczych gdzie w szkole zawodowej pracował mój tata i z drugiej strony niesamowita, cudowna przyroda to coś, co na zawsze zapamiętam.

A jak wspomina Pan szkołę?

Uczęszczałem do „piętnastki”, która zaoferowała mi cudownych nauczycieli i kolegów, których wspominam po dziś dzień. Drugim najważniejszym etapem młodości był czas liceum. Chodziłem do Liceum Ogólnokształcącego imienia Emilii Plater i mogę powiedzieć, że to był wspaniały czas. Do dzisiaj z kolegami utrzymuję kontakt, spotykamy się na zjazdach, jedyne czego żałujemy to to, że czas tak szybko płynie (śmiech). Liceum mnie w pewnym sensie ukształtowało, tam podjąłem decyzję że pójdę na studia techniczne, do których zachęcał mnie matematyk, profesor Zbieg. Z kolei mój historyk, profesor Kabała widział we mnie talent humanistyczny. Wtedy jeszcze nic nie napisałem i byłem przekonany, że nie napiszę. Wiedziałem że kocham poezję, czytam ją, będę się tym interesował, ale nie lubię być zmuszony do uczenia się tego, co kocham. Jak gdyby tak trochę przez przekorę pozostawiłem swój azyl, wybrałem studia techniczne, które ukończyłem i zostałem inżynierem. Później, na którymś z jubileuszy mojego wydziału rektor powiedział, że w mojej osobie mamy przykład, że inżynier może być poetą, ale poeta inżynierem – już nie.

Nazwałby się pan sam poetą?

Jak ktoś mądry kiedyś powiedział, poetą się nie jest, poetą się bywa. Jednak wydałem cztery tomiki poezji więc chyba poetą jestem. Naturalnie jest ogromna różnica między pisaniem piosenek a pisaniem wierszy. Teksty piosenek pisze się dla milionów, wiersze – dla paru osób, które kupią tomik. Teksty pisze się na zamówienie, wiersze są wolne, pomysły pojawiają się rzadko i jest to prawdziwe święto. Dzisiaj piszę to i to, zajmuje się też pisaniem prozy, w 2019 wydałem zbiór dwudziestu sześciu opowiadań pod tytułem „Przeznaczenie, traf, przypadek”, jestem też autorem literatury faktu i sztuk teatralnych, w tym jedną o Leopoldzie Kozłowskim zatytułowaną po prostu „Leopold”, w którego rolę na deskach Teatru STU w Krakowie wciela się Zbigniew Zamachowski. Jestem teraz w trakcie pisania książki „ Z Goethem w Italii”. Przez dziesięć lat jeździłem śladami poety po Włoszech i teraz to spisałem.

Czy doświadczenie dzieciństwa przełożyło się jakoś na późniejszą twórczość? Poza byciem autorem tekstów do takich piosenek jak „Czas nas uczy pogody” czy „To nie ja” jest pan znany jako twórca tekstów utworów dla dzieci.

Z pewnością wiąże się to z dzieciństwem szczęśliwym, ale też pełnym tajemnic. W Noc Świętojańską puszczaliśmy w niebo ognie, żyliśmy w ciągłym ruchu, nie mogliśmy się nadziwić temu, że pod nami jest węgiel. Kiedy w Barbórkę budziła mnie orkiestra górnicza nie mogłem od niej oderwać wzroku. Inną taką tajemnicą była literatura, którą pochłaniałem dzięki uprzejmości pracownic pobliskiej biblioteki. To wszystko we mnie zostało, trochę tego dziecka, takiego nieskażonego, poszukującego tajemnic i chcącego dzielić się tym, co odkryło. Moje piosenki powstały z tęsknoty do tajemnicy – jak chociażby „Laleczka z saskiej porcelany” czy „Zakazany owoc”, które do dzisiaj funkcjonują na wszystkich festiwalach piosenki dziecięcej. Bardzo się cieszę, ze to dziecko, które we mnie jest, te piosenki napisało.

W jakich okolicznościach zaczął Pan pisać piosenki? Pisał Pan już w liceum?

Nie, nie pisałem wtedy jeszcze niczego. O niektórych poetach mówi się, że swój pierwszy wiersz napisali w wielu 12 lat, w 15 – poemat. Ja nie pisałem nic, bo miałem świadomość, że nie potrafię. Dlatego wybrałem studia techniczne. Ale w trakcie studiów zacząłem jeździć na rajdy, na Giełdzie Piosenki w Szklarskiej Porębie spotkałem się z ludźmi, którzy sami pisali i z Jurkiem Filarem, który grał na gitarze, do takiej grupy zostaliśmy przyjęci. W rewanżu za to, co ci ludzie nam dawali, napisaliśmy im pierwsze piosenki. Myśleliśmy wtedy, że skoro tyle dostajemy, to powinniśmy też coś w zamian im dać. Gdyby ci ludzie powiedzieliby wtedy, że fajnie siedzi się z nami po nocach, ale żebyśmy sobie to całe muzykowanie odpuścili, to by nas dzisiaj nie było tutaj (śmiech). Ale było inaczej, nasza twórczość się spodobała, niedługo później powstał zespół Nasza Basia Kochana, a reszta to już historia.

Jak Pan ocenia swoje pierwsze utwory? Można ich gdzieś jeszcze posłuchać?

Tak, one znajdują się płycie Naszej Basi Kochanej. Ja często słucham tego materiału, nie tylko z sentymentu, ale dlatego że to są piosenki które dają mi dużo radości, jakby to powiedzieć w sensie zawodowym – nie ma się do czego przyczepić (śmiech). Nasza konwencja brała się z tradycji ludzi, którzy pisali takie pieśni w Polsce, z drugiej słuchaliśmy tego co się dzieje w Ameryce. Wiedzieliśmy że tam jest Simon & Garfunkel, że są Bee Gees. Stąd u nas te chórki, to śpiewanie wielogłosowe. Chcielibyśmy, żeby te piosenki były o czymś, a nie tylko o miłości. Jak wtedy mówiłem, na 100 procent piosenek 120 procent jest o miłości właśnie. Dlatego chciałem, żeby nasze piosenki były o naszych doświadczeniach, emocjach, frustracjach, o naszych zachwytach i to właśnie pisaliśmy.

Jak potoczyła się Pana późniejsza kariera?

Zacząłem pisać dla Eli Adamiak, a potem porwała mnie Grażyna Łubaszewska, która jako pierwsza wyciągnęła rękę po naszą piosenkę „Całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę”. Złożyła mi propozycję żebym dla niej pisał i w ramach tej współpracy pisałem teksty dla zespołu jazzowego Crash, który 1976 roku wygrał festiwal jazzowy w San Sebastian. Potem zacząłem się coraz poważniej wdrażać w ten świat muzyki zawodowej.

Tekściarz nie może wyjść na środek Placu Defilad i zawołać „Jestem wspaniały, śpiewajcie moje piosenki!”. Musi czekać aż ktoś się do niego odezwie albo uda mu się przekonać kogoś na koncercie, że warto jego piosenkę zaśpiewać.

Z jakimi muzykami udał się Panu w ten sposób nawiązać współpracę?

Ta historia wiąże się nieco z Sosnowcem. Jeszcze w liceum byłem na koncercie Czerwonych Gitar i tam zobaczyłem Seweryna Krajewskiego i zobaczyłem jak on śpiewa. Miałem wtedy wrażenie, że nikt nie potrafi śpiewać jak on, dodatkowo był kompozytorem niemal wszystkich swoich utworów. Kiedy już zrobiłem coś w Warszawie marzyłem, żeby z nim współpracować. Nie było to jednak proste. Po pierwsze nie znaliśmy się, ja byłem jeszcze nieznany, on był wielką gwiazdą. Ale pewnego dnia zadzwoniła do mnie Maryla Rodowicz i powiedziała że ma na wczoraj dwa utwory i czy może do mnie przyjść. Zapytałem, kto jest kompozytorem muzyki i usłyszałem, że Seweryn Krajewski. Kiedy nagrała „Kolendę rozsianych po świecie” ostrzegła mnie, że kiedy coś się Krajewskiemu coś spodoba to on też chce to nagrać. I faktycznie, po tygodniu zadzwonił do mnie i zapytał, czy mogę mu przywieźć do radia ten tekst.

Tego nie da się wymusić, to wejście w świat ludzi, którymi człowiek się kiedyś zachwycał musi stać się naturalnie, jak w moim przypadku. Oczywiście miałem odrobinę szczęścia, ale to była przede wszystkim ciężka praca. To dzięki niej najpierw pisałem dla gwiazd, a potem sam swoimi tekstami pomagałem tworzyć kariery.

Z jaką gwiazdą współpracę wspomina Pan najlepiej?

Najbardziej związałem się z Ryszardem Rynkowskim. Kiedy Ryszard odszedł od Voxu w 1988 roku umówił się ze mną przez Staszka Sojkę i zaproponował współpracę. Zgodziłem się na to, spotkaliśmy się, przyniósł mi kilka kompozycji a z tego ja wybrałem jedną, z którą chodziłem dwa-trzy miesiące, aż powstał utwór, który zaczyna się od słów „Czego może chcieć od życia taki gość jak ja”. W ten sposób powstał nowy Ryszard Rynkowski, który zaczął się od tej piosenki i stał się niekwestionowanym „menem” polskiej piosenki. Bardzo się zresztą z Ryszardem polubiliśmy, w jednym wywiadów powiedział nawet, że traktuje mnie jak brata. Takich wątków, nurtów jest bardzo wiele, mógłbym o nich opowiadać do samego rana (śmiech).

Wróćmy do tematu naszego miasta. Sosnowiec w tym roku obchodzi swoje 120 urodziny. Jak pan ocenia zmiany, jakie na przestrzeni lat zaszły w mieście? Jest lepiej?

Zdecydowanie jest lepiej! Kiedy przyjeżdżałem z Warszawy pociągiem i wysiadałem w centrum nie dało się nie zauważyć że wszystko było bardzo zaniedbane. Widać, że dzisiaj jest już inna cywilizacja. Bardzo dużo się też dzieje w sensie kulturowy, Biblioteka po remoncie to wspaniały obiekt, ma być modernizowany Teatr Zagłębia. Często odwiedzam moją szkołę podstawową, SP15 na Niwce, i widzę jakie dzieci są otwarte, europejskie, nie wstydzę się tego słowa. To nie jest zamknięcie, to jest otwarcie. I Sosnowiec na mapie aglomeracji Śląsko-Zagłębiowskiej z tego słynie: swoją otwartością, demokracją, poszanowaniem wolności. Prezydent nie wstydzi się mówić otwarcie jakie poglądy popiera. Cieszę się, że Sosnowiec idzie w tym kierunku.

Warto przeczytać

Cieszy się Pan, że jest Pan częścią tego miasta?

Oczywiście że tak! W ten weekend prowadziłem koncert w Busku Zdroju poświęcony pamięci wybitnego żydowskiego muzyka Leopolda Kozłowskiego. Napisałem o nim książkę, na której z tyłu na okładce widnieje w biogramie „Jacek Cygan, urodzony w Sosnowcu”. Przy podpisywaniu książki ludzie z miasta mówili mi że cieszą się, że nie wstydzę się swojego pochodzenia, że podkreślam, że jestem z Sosnowca. Uważam że to piękna sprawa i wielki zaszczyt, że miasto zdecydowało się także o mnie pamiętać.

W niedzielę na Pana cześć miasto wyprawi koncert urodzinowy. Może Pan zdradzić nam, jak będzie on wyglądał?

Prezydent Sosnowca złożył mi obietnicę, że na moje siedemdziesiąte urodziny wyprawi mi koncert, który początkowo odbyć się miał w 2020 roku. Nieszczęściem wybuchła wtedy pandemia i koncert nie doszedł do skutku, ale dzięki temu wciąż mam siedemdziesiąt lat, czyli nie postarzałem się o dwa lata (śmiech). Przyjęta konwencja zakłada typowo urodzinową formę: będę na scenie, a moi przyjaciele będą składali mi w darze życzenia nasze wspólnie stworzone piosenki. Niezmiernie się z tego cieszę, bo udało mi się zaprosić wspaniałych ludzi. Pojawią się wspaniali ludzie, tacy jak Staszek Sojka, który brał udział w szeregu koncertów symfonicznych, między innymi w „Cygan Symfonicznie” w NOSPRze, będzie Anna Jurksztowicz z którą współpracuję od lat osiemdziesiątych, będzie Beata Rybotycka, wspaniała aktorka, będzie mój stary przyjaciel Jurek Filar, z którym wspólnie założyliśmy zespół Nasza Basia Kochana, pojawi się też Andrzej Seweryn, z którym w Teatrze Polskim występuję wspólnie w przedstawieniu „Cygan w Polskim. Życie jest Piosenką”. Będzie także zaprzyjaźniony ze mną wspaniały skrzypek, który jako jedyny Polak wygrał konkurs im. Paganiniego w Genui, Mariusz Patyra, a także mój zespół Kameleon Qintet, z którym koncertuję i wielu innych.

A jakie piosenki będzie można usłyszeć na koncercie?

Każdy z artystów będzie miał jedno wejście, więc zakładam, że usłyszymy te piosenki, które w ich repertuarze były kamieniami milowymi. Ale poza piosenkami usłyszymy też fragmenty spektaklu słowno-muzycznego poświęconemu Goethemu, mojemu ulubionemu poecie. Dla moich sosnowieckich rodaków też coś zaśpiewam i opowiem. Niespodzianką ma być wykonanie „Dumki na dwa serca”, gdzie partie żeńskie śpiewała będzie Ukrainka, ale tych będzie więcej, sam nie do końca poznałem cały repertuar koncertu, więc wiele sobie obiecuję po tym wieczorze.

A czy wie Pan co przygotowało na urodziny miasto?

To, co obiecał mi dwa lata temu prezydent (śmiech). Musze przyznać, że jestem absolutnie podekscytowany. Widziałem już projekt muralu, ale nie miałem okazji zobaczyć go na żywo. Przyjeżdżając do Sosnowca miałem okazję koło niego przejechać ale pomyślałem sobie „nie, nie jedźmy, niech to będzie niedzielna niespodzianka” (śmiech). Natomiast ławeczka muzyczna ma być w formie fizycznej, jest pomysł, żeby wśród mieszkańców przeprowadzić plebiscyt, które z moich piosenek mają się tam pojawić. Jak sądzę jest to rzecz niezwykła, że będzie tam można usiąść i po naciśnięciu przycisku posłuchać muzyki.

Na zakończenie chciałem zapytać co, patrząc wstecz na lata pracy artystycznej, uważa Pan za najważniejsze?

Najbardziej cenię sobie w życiu harmonię między tym jak człowiek żyje, jak pracuje, jakich ma przyjaciół, emocje. Wydaje mi się że wciąż jestem na etapie godzenia wszystkich spraw, żeby tę harmonię uzyskać.

Nie przeocz

Zobacz także

Musisz to wiedzieć

Warto przeczytać

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rozmowa z Jackiem Cyganem. Miasto Sosnowiec zorganizowało dla niego wspaniały koncert urodzinowy - Dziennik Zachodni

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany