Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmawiamy z Katarzyną Dacyszyn, modelką, projektantką bielizny, która 3 lata temu została przez stalkera oblana kwasem

Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Oprawca krzyczał w sądzie, że jest to dopiero pierwsza z czterech kar, jakie dla niej przygotował. Przez wiele miesięcy jeji życie było pasmem nieprawdopodobnego bólu: operacje, przeszczepy skóry, przykurcze, blizny.

Przez kilka lat była Pani ofiarą stalkera. W końcu sprawa trafiła do sądu. Jak wygląda życie osoby, która jest nękana?

Pozornie dobrze, ale w rzeczywistości jest koszmarem. Ofiary stalkingu są zastraszone, czują się osaczone, mają poczucie utraty kontroli nad własnym życiem. Stalker śledzi, zbiera informacje na temat ofiary, a potem pokazuje, że wie wszystko na jej temat, czasem opisuje najdrobniejsze szczegóły, np. co jadła na śniadanie, gdzie poszła do sklepu, w co była ubrana. Stalker chce mieć poczucie kontroli nad ofiarą. Niewinne zaloty, które pomimo sprzeciwu osoby adorowanej przeradzają się w obsesyjne potrzeby kontaktu, są już groźnym sygnałem. Odrzucony stalker chce zniszczyć ofiarę przez odcięcie jej od środowiska zawodowego i prywatnego, po to, by nie otrzymała pomocy. Rozprzestrzenia fałszywe informacje na jej temat, dyskredytuje w oczach najbliższych. Niszczy pozycję zawodową. I często ofiara, tracąc poczucie kontroli nad własnym życiem, nie ma ochoty żyć dalej. Artykuł kodeksu karnego z 2011 r. mówi, że gdy ofiara prześladowania podejmuje próbę samobójczą, sprawca nękania podlega wyższej karze. Niestety w praktyce, przepis 190a kk często jest przepisem martwym, a organy ścigania czy sądownictwa bagatelizują problem.

Panią stalker doprowadził do tego, że bała się Pani wychodzić z domu. Tylko za zamkniętymi drzwiami, na strzeżonym osiedlu, przy opuszczonych roletach, czuła się pani bezpiecznie...

Opuszczone rolety mam w mieszkaniu do dziś. Przez wiele lat przychodziły do mnie wiadomości z różnych fikcyjnych kont od tego samego mężczyzny, który twierdził, że się zakochał. Wyznania te jednak były przerażające, często pojawiały się w nich krew i sugestie przemocy. Bałam się, jednak wypierałam najgorsze, myśląc życzeniowo, że wszystko się w końcu uspokoi. Nie uspokoiło. Skierowałam sprawę do sądu. Nie spodziewałam się, że finał będzie tak dramatyczny. Wraz z moim prześladowcą przed czekającą nas rozprawą, znalazłam się na jednym korytarzu sądowym. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego. Odwróciłam się do niego plecami, i to był błąd. Straciłam czujność i zostałam zaskoczona atakiem.

Oprawca krzyczał w sądzie, że jest to dopiero pierwsza z czterech kar, jakie dla Pani przygotował…
Wyczytałam to w aktach. Staram się już o tym nie myśleć. Takie myśli mogą jedynie człowieka sparaliżować, nie pozwalają uwolnić się od traumy. Tymczasem ja jestem skoncentrowana na tym, aby żyć dalej. Zrozumiałam jak nieprzewidywalne i kruche jest życie. Tego dnia miałam mnóstwo planów, a niespodziewanie otarłam się o śmierć. Zrozumiałam, że największą wartością w naszym życiu jest drugi człowiek, czas spędzony z najbliższymi. Dobro jakie otrzymujemy i jakie możemy dać.

Przez wiele miesięcy Pani życie było pasmem nieprawdopodobnego bólu. Operacje, przeszczepy skóry, przykurcze, blizny. Zastanawiała się Pani, czy to cierpienie ma sens, pytała los „dlaczego ja”?

Cierpienie w naszym życiu powoduje, że zaczynamy się zastanawiać, po co to życie jest nam dane. Zaczynamy rozumieć po co jesteśmy na świecie. Dla mnie był to powrót do myśli, że jestem prowadzona przez siłę wyższą. Inaczej trudno wyjaśnić to, co stało się moim udziałem. Rokowania co do tego, czy będę żyła i jak będę żyła, były beznadzieje. Kwas, którym oblał mnie przed salą sądową stalker, zniszczył mi skórę, mięśnie, dotarł do kości jarzmowej, a ja nie mam uszkodzonego żadnego nerwu. Miałam oparzoną rogówkę obu gałek ocznych, a widzę. Prawe ucho na skutek poparzenia było martwe i miało odpaść, a wróciło do niego krążenie. Nie sposób nie wierzyć, że ktoś nade mną czuwa. Osoby wierzące wiedzą o czym mówię. Mam poczucie, że cokolwiek zdarzy się w życiu, ma jakiś sens. Jeśli podejmujemy działania, a sprawy nie układają się po naszej myśli, to widocznie to, co chcemy zrobić nie było dla nas zaplanowane. Ale gdy odnajdziemy w życiu swoją ścieżkę, to nagle dostajemy wiatr w żagle i możemy się realizować. Jestem pogodzona z tym, co mnie spotkało, nie zadaję już pytania „dlaczego ja?”.

Czy czuje Pani nienawiść do oprawcy?

Nie. Nie ma we mnie nienawiści. Żal mi go, że w swojej chorobliwej obsesji chciał zniszczyć drugiego człowieka. Próba oszpecenia to żałosna zemsta. Miałam dużo szczęścia, a w szpitalach działy się małe cuda. Na ten moment czuję się zwycięzcą, nie ofiarą. Pokonałam wiele przeciwności. Udało mi się powrócić do normalnego życia, do pracy, pasji, realizacji siebie. Napisałam książkę, która jak myślę będzie dawać nadzieję osobom w trudnych sytuacjach.

Gdy czytałam w Pani książce opis tego, co się stało na sądowym korytarzu miałam wrażenie, że wszystko wtedy po-szło nie tak. Oskarżony powinien być doprowadzony przez policję, a przyszedł sam, wniósł do sądu pojemnik z kwasem, a to nie miało prawa się zdarzyć.

Pamiętam, że miałam poczucie, że muszę liczyć tylko na siebie. W książce opisuję ból i panikę, wszystko co wtedy czułam. Pamiętam, jak byłam skoncentrowana na tym, aby się ratować, jak wysoko podskoczyło mi ciśnienie, jak nieprawdopodobny miałam poziom adrenaliny. Czułam, że jest to moment krytyczny, że walczę o życie. To dało mi siłę, aby pomimo ogromnego bólu być przytomną, i w miarę moich możliwości zawalczyć o siebie.

Pisze Pani, że pogotowie jechało ze stacji przy ulicy Sienkiewicza do sądu na al. Kościuszki 45 minut …
Miałam poczucie, że trwało to całe wieki. Byłam wściekła. Chciałam, aby to specjaliści przejęli nade mną kontrolę. Potrzebowałam ich, a przyjechały osoby nieprzygotowane, bez odpowiednich opatrunków, a na dodatek niespecjalnie wykazywały się dobrą wolą. Spotkałam się z ich strony z ironicznymi komentarzami, brakiem empatii, zaangażowania. Być może dla pracowników służby zdrowia jest to sposób na to, aby nadmiernie nie angażować się w każdy przypadek, ale taki przypadek jak mój zdarza się niezwykle rzadko.

Śmigłowiec przetransportował Panią do szpitala w Siemianowicach Śląskich, w którym leczy się oparzenia. A tam ludzie w białych fartuchach byli jakby ulepieni z innej gliny…
Dali mi poczucie, że teraz to oni przejmują kontrolę nad sytuacją, a ja mogę spokojnie im zaufać. Czułam, że wszystkim zależy na tym, aby wyleczyć mnie jak najszybciej. Lekarze, pielęgniarki… Oni otoczyli mnie ciepłem i empatią, wspaniałą rodzinną atmosferą. Poczułam się bezpieczna. Oczywiście były trudne momenty. Miałam przecież poparzone 20 proc. ciała, rany pooparzeniowe trzeciego stopnia, czyli bardzo głębokie uszkodzenia tkanek, które wymagały leczenia operacyjnego, przeszczepów skóry i wielu innych zabiegów. Takie rany goją się bardzo, bardzo długo. Prognozowano, że zostanę inwalidą. Blizny powstające głęboko pod skórą spowodowały zrosty, a te ograniczały pełną sprawność i ruchomość. Dzięki rehabilitacji, masażom, zabiegom laserowym, specjalistycznym maściom i wielu innym działaniom, największe przykurcze udało się opanować.

Po 3 latach i 3 miesiącach od napaści na Panią walka z bliznami trwa...
Myślę, że za parę lat się skończy. Nigdy nie uda się całkowicie zlikwidować blizn, lekarze pracują tylko nad ich spłyceniem. Blizny zostaną ze mną do końca, więc nie pozostało mi nic innego jak pogodzić się z własnym ciałem, z tym, że jest ono inne.

Pani prześladowca został skazany na 25 lat więzienia. Zdaniem biegłych psychiatrów jest psychopatą. Nie wyraża skruchy z powodu tego, co zrobił…

Był oskarżony o spowodowanie obrażeń ciała, za co groziło mu do 8 lat więzienia. Oboje, ja i mój pełnomocnik mecenas Bartosz Tiutiunik, wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie zmienić kwalifikację tego czynu i udowodnić przed sądem, że atak kwasem w twarz jest usiłowaniem zabójstwa (wskutek ataku miałam też oparzone drogi oddechowe, co grozi śmiercią). Poparliśmy tę tezę opiniami biegłych, przykładami ofiar śmiertelnych w Polsce i na świecie. Udało się przekonać sąd i prokuraturę niezbitymi dowodami do zmiany kwalifikacji czynu.

Działa pani na rzecz ofiar stalkingu. Organizuje szkolenia dla tych, którzy czują się nękani, ale też dla policji i pracowników wymiaru sprawiedliwości. Co w temacie stalkingu jest największym problemem?

Mam poczucie, że choć od ataku minęły 3 lata i 3 miesiące, to w postępowaniach sądowych i wysokości orzekanych kar niewiele się zmieniło. Niewiele też zmieniło się w rozumieniu samego stalkingu, który wciąż jest bagatelizowany, kwalifikowany jako czyn o niskiej szkodliwości zarówno przez policję, jak prokuraturę i sądy. Moim zdaniem nie ma potrzeby, aby podwyższać kary za stalking, wystarczy tylko w pełni stosować obecnie obowiązujące przepisy. Moja historia pokazuje, że stalking może być śmiertelnie niebezpieczny.

Być może ten atak zdarzył się po to, by doszło w Polsce do pewnych zmian. Tak odczytuję moją misję. Staram się walczyć w imieniu ofiar i edukować w zakresie stalkingu. Chcę z tej okropnej historii, jaka mnie spotkała, wydobyć to, co może być dobre. Myślę, że takie podejście jest słuszne i jedyne, by nie dać się w życiu złamać, ale podnieść i czerpać z tego co jest nam dane.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany