Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rosja uznaje „państewka” w okupowanym Donbasie. Co to oznacza? [ANALIZA]

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Putin podpisał dekret uznający samozwańcze "republiki ludowe" w Donbasie
Putin podpisał dekret uznający samozwańcze "republiki ludowe" w Donbasie fot. KREMLIN.RU
To był przygotowany wcześniej, starannie wyreżyserowany spektakl polityczny. W błyskawicznym tempie Rosja uznała „niepodległość” okupowanego przez nią od blisko ośmiu lat obszaru w Donbasie. I podpisała z „republikami ludowymi” umowy o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy.

Uwagę zwrócić należy najbardziej – jeśli chodzi o umowy Rosji z tzw. Doniecką Republiką Ludową i tzw. Ługańską Republiką Ludową – na „wzajemną pomoc”. Zapewne w ciągu kilkudziesięciu godzin do okupowanej części Donbasu, teraz „niepodległej”, wkroczą wojska rosyjskie. Oczywiście tylko de iure, bo de facto są tam od 2014 roku. Czym bowiem były i są nadal te „państwa” w Doniecku i Ługańsku? Administracjami okupacyjnymi, którymi rządzą ludzie wyznaczeni przez Kreml z miejscowych lub wprost przysłani z Rosji. Tylko na bagnetach rosyjskiej armii i z dotacji rosyjskich te „republiki ludowe” się przez te wszystkie lata utrzymywały w stanie tlącego się zbrojnego konfliktu Ukrainy z Rosją (tak, z Rosją i jej namiestnikami w Donbasie, a nie „separatystami"). Oczywiście nie za darmo, bo jednocześnie Rosjanie rabowali ten najbardziej uprzemysłowiony region Ukrainy jak się tylko dało.

I oto dziś rosyjska armia już z otwartą przyłbicą może wejść na terytorium Ukrainy. Bo okupowany Donbas, niezależnie od dekretów Putina, nie jest żadnym „niepodległym” obszarem. To część Ukrainy, tak jak Krym. To, że rosyjskie wojska wejdą do Donbasu – wezwane na pomoc przez rządzące w Doniecku i Ługańsku marionetki – nie ma żadnych wątpliwości. Pytanie, co dalej? Tutaj już przed Putinem stoją dwie opcje do wyboru. Pytanie, czy podjął już wcześniej decyzję, którą wybierze, czy zrobi to dopiero w najbliższych dniach?

Opcja 1. „Pokojowa”
Na apele „republik ludowych” Putin zwraca się do parlamentu o zgodę na wysłanie wojsk do Donbasu. Takie decyzje podejmuje formalnie Rada Federacji (wyższa izba parlamentu) i nie ma wątpliwości, że decyzja pozytywna będzie formalnością. Na wtorek, zresztą jeszcze przed kabaretowym w obrazie posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa, wyznaczono połączone posiedzenie obu izb parlamentu.

Zaraz po formalnym wydaniu zgody rosyjskie wojska wkroczą do okupowanej części Donbasu. Rzekomo, aby bronić „republik” i ich mieszkańców (w dużym stopniu obywateli Rosji – nie przypadkiem w ub.r. przyspieszono proces tzw. paszportyzacji mieszkańców Donbasu). Należy pamiętać, że w doktrynalnych dokumentach Rosji jest zapisany obowiązek obrony przez państwo wszelkimi środkami własnych obywateli niezależnie od miejsca ich przebywania. Podobnego chwytu Moskwa użyła wcześniej w 2008 roku w Osetii Południowej. I właśnie ten „gruziński scenariusz” zapewne będzie chciała powtórzyć przeciwko Ukrainie.

Do czego on się sprowadza? Najpierw miejscowej ludności przyznaje się masowo rosyjskie paszporty. Tak było z separatystyczną Osetią Południową, tak też stało się od niedawna w Donbasie. Następnie wprowadza się „siły pokojowe” z Rosji. Tak było na Kaukazie, tak zapewne będzie w Donbasie. Następnie krwawymi ostrzałami prowokuje się drugą stronę do mocnego odwetu. W 2008 roku udało się w ten sposób wciągnąć w pułapkę Micheila Saakaszwilego. Gdy osetyjscy separatyści zaczęli ostrzeliwać zamieszkałe przez Gruzinów wsie wokół Cchinwali, prezydentowi Gruzji puściły nerwy i nakazał atak na Cchinwali. A że byli tam też rosyjscy żołnierze, Moskwa dostała pretekst do inwazji na Gruzję. Wiemy, czym to się skończyło.

Obecnie najważniejsze pytanie brzmi: czy Rosja jest tak zdeterminowana, by rozpętać wojnę, że będzie chciała sprowokować Ukrainę (a jak się nie uda, to samej dokonać jakiegoś aktu terroru, by zrzucić winę na Kijów), czy może jednak Putin poprzestanie na uznaniu niepodległości „republik ludowych” w Donbasie i ogłosi to jako swe wielkie zwycięstwo nad Ukrainą i Zachodem? Wówczas wojny z Ukrainą nie będzie. A więc i nie będzie konsekwencji, np. w postaci sankcji. Oczywiście w ten sposób Kijów będzie mógł mówić, że to Rosja wyrzuciła do kosza tzw. porozumienia mińskie. Ale nie do końca… Uznanie niepodległości części Donbasu to co innego niż aneksja Krymu. Tutaj Moskwa będzie mogła wciąż grać kartą „republik ludowych”. Na przykład budując sztucznie alternatywę „dwóch Ukrain”. Z jednej strony prozachodnia Ukraina, z drugiej model wschodni, prorosyjski. Do momentu ewentualnej aneksji Donbasu (na „prośbę” mieszkańców) Kreml zostawia sobie jednak pewne pole manewru.

Opcja 2. „Wojenna”
Równie dobrze jednak uznanie niepodległości „DRL” i „ŁRL” uznać można za kolejny etap w przygotowaniu do ataku na Ukrainę. Trudno było Rosji zaatakować Ukrainę ot tak, bez powodu, tylko dlatego, że Ukraińcy w przyszłości chcieliby wejść do NATO. Donbas zmienia sytuację. Rosja idzie z odsieczą zagrożonej rzekomą ukraińską ofensywą „niepodległej” części Donbasu. Tak jak wspomniałem wyżej, o pretekst nie będzie trudno, jak już rosyjskie tanki staną – już pod trójkolorową flagą, gdzieś pod Donieckiem, Gorłówką, niedaleko Mariupola.

Załóżmy, że dojdzie do uderzenia. Co byłoby celem Rosji? W tym miejscu przypomnieć należy, że gdy tzw. separatyści ogłaszali powstanie „republik ludowych” jako ich terytorium określili obszar całych obwodów donieckiego i ługańskiego. Choć kontrolowali i kontrolują tylko jedną trzecią Donbasu. Co to oznacza? Rosyjska armia, wspólnie z „korpusami armijnymi DRL i ŁRL” (i tak dowodzone przez Rosjan), atakuje siły ukraińskie aby „odzyskać” panowanie nad „okupowanymi przez Ukrainę” obszarami obwodów donieckiego i ługańskiego. I to już by ogłoszono jako zwycięstwo.

Ale są też dwie inne możliwości. Pierwsza to atak na Mariupol i operacja lądowa (wsparta z Morza Azowskiego desantem) mająca na celu opanowanie pasa ukraińskiego terytorium, tzw. Priazwja, łączącego okupowany Donbas i rosyjski obwód rostowski z okupowanym Krymem. Jest też możliwość ataku na ukraińskie wybrzeże po zachodniej stronie Krymu, z Odessą. Wariant minimum: lądowe połączenie z Krymem. Wariant maksimum: zajęcie całej nadmorskiej Ukrainy, odepchnięcie Kijowa od Morza Czarnego i proklamowanie tam „Noworosji”, może z udziałem już uznanych za niepodległe „republik” w Donbasie.

Jest też możliwość maksymalistyczna z punktu widzenia Kremla. Pełnowymiarowa inwazja na całą Ukrainę, z powietrznymi atakami na największe miasta i ważną infrastrukturę. Cel? Rzucenie na kolana całej Ukrainy, lub przynajmniej bolesne jej osłabienie, zadanie dużych strat, być może okupacja jakichś części terytorium. Ten wariant jest jednak chyba mniej prawdopodobny, bo niesie duże ryzyko dla Rosji. I reakcja Zachodu byłaby dużo mocniejsza.

Co wybierze Putin? Być może uznanie „republik ludowych” służyć ma tylko dalszemu zastraszeniu Kijowa i Zachodu. Być może teraz – myśli Putin – będzie łatwiej uzyskać coś od Bidena i Zełenskiego. Jeśli tak się nie stanie, „zagrają armaty”, bo po rezygnacji z tzw. porozumień mińskich Rosja może coś uzyskać od Ukrainy tylko siłą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Rosja uznaje „państewka” w okupowanym Donbasie. Co to oznacza? [ANALIZA] - Portal i.pl

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany