Koło łowieckie odmówiło wypłaty odszkodowania. I ta decyzja obroniła się w sądzie. Rolnik, przegrywając proces, musi zapłacić 2300 zł kosztów sądowych.
Uprawy zostały zniszczone trzy lata temu. Ponieważ grunty rolnika położone są w okolicy lasów i zagajników, naturalnym środowisku bytowania dzików, to w lipcu 2016 r. członkowie koła łowieckiego zaproponowali mężczyźnie nieodpłatne udostępnienie elektryzatora (tzw. elektrycznego pastucha) wraz z drutem do ogrodzenia pola, aby zabezpieczył uprawy przed dziką zwierzyną.
Rolnik odmówił wykonania takich prac, uznając, że powinni je wykonać członkowie koła. Podobnie odpowiadał, gdy myśliwi po zaobserwowaniu migracji dzików w sąsiedztwie jego pól jeszcze kilkakrotnie proponowali mu elektrycznego pastucha. W sierpniu i wrześniu dziki zryły uprawy. Wtedy właściciel pola skierował pismo do koła łowieckiego, domagając się 6300 zł tytułem rekompensaty. Gdy koło odmówiło uznania jego roszczeń, sprawa trafiła do Sądu Rejonowego dla Łodzi Śródmieścia.
Oddalając powództwo sąd zauważył, że powód nie współdziałał z kołem, aby uniknąć strat. W okolicy wszyscy rolnicy poza nim to robili - samodzielnie grodzili pola drutem przekazanym - wraz z elektryzatorami - przez członków koła łowieckiego, a nawet partycypowali w kosztach tej instalacji. Zdaniem sądu członkowie koła wykazali się daleko idącą dobrą wolą, pojawiając się u rolnika przed zasiewami z pytaniem, czy zamierza uprawiać na swoich polach kukurydzę. Gdyby się na to zdecydował, miał powiadomić o tym koło, aby myśliwi odstraszali zwierzynę od jego pól. Rolnik pola obsiał, ale koła o tym nie poinformował. Mimo tego myśliwi pojawiali się w okolicy jego upraw i płoszyli zwierzynę.
Sąd Rejonowy zauważył, że rolnik winien mieć pełną świadomość zasad współpracy między rolnikami a kołem łowieckim. Sam bowiem był przez lata funkcyjnym w takim kole, nadal jest myśliwym.