Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Referenda” na okupowanych ziemiach Ukrainy. Rosja urządziła szopkę w stalinowskim stylu

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
„Referenda” odbywają się w czterech obwodach ukraińskich: donieckim, ługańskim, zaporoskim i chersońskim
„Referenda” odbywają się w czterech obwodach ukraińskich: donieckim, ługańskim, zaporoskim i chersońskim PAP/EPA/STRINGER
Tak zwane "referenda" na okupowanych ziemiach Ukrainy niewiele się różnią od „głosowań” nad wstąpieniem w skład Związku Sowieckiego na terenach zajętych przez Stalina w latach 1939-1940. Podobne są metody, tak samo znany jest wynik tych „głosowań”. Nieważne, że świat ich nie uzna. Decydując się na aneksję części Ukrainy Władimir Putin kierował się innymi przesłankami.

Tempo iście ekspresowe. Jeszcze tydzień temu okupacyjne władze mówiły, że planowane na wrzesień „referenda” zostają przełożone na czas nieokreślony. A potem nagle, we wtorek zmieniły stanowisko o 180 stopni. I zapowiedziały głosowania już od piątku. Aż do wtorku. „Referenda” odbywają się w czterech obwodach ukraińskich: donieckim, ługańskim, zaporoskim i chersońskim. Żaden z nich nie jest w całości okupowany przez Rosjan.

Jak wygląda „karta plebiscytowa”? Tutaj Kreml przestał bawić się w subtelności. W 2014 roku były dwie opcje do wyboru: Krym do Rosji lub Krym nadal w granicach Ukrainy. Teraz jest tylko jedno pytanie. W przypadku tzw. republik ludowych w Donbasie, które już dawno temu ogłosiły niepodległość (uznaną przez Rosję dopiero w lutym br.), można odpowiedzieć tylko „tak” lub „nie” na pytanie, czy jesteś za wejściem „republiki” w skład Rosji „na prawach podmiotu Federacji Rosyjskiej?”. Na okupowanych ziemiach obwodów zaporoskiego i chersońskiego pytanie jest inne: czy jesteś za wyjściem ze składu Ukrainy, utworzeniem przez obwód własnego państwa i jego wejściem w skład Federacji Rosyjskiej na prawach podmiotu Federacji Rosyjskiej?

Sfałszowane głosowanie

Już wcześniej rosyjscy politycy zapowiadali, jaki będzie wynik „referendów”, tak od 80 do 95 proc. za wejściem do Rosji – w zależności od obwodu. Biorąc pod uwagę, że głosowanie ma formalnie trwać aż cztery dni, będzie się odbywać pod bagnetami rosyjskimi, wreszcie to Rosjanie będą liczyć głosy – już wiadomo, jaki będzie wynik. Ale reżim Putina stara się zachować pozory i zmusza ludzi do pójścia do urn.

W okupowanym Biłowodsku w obwodzie ługańskim ludziom, którzy nie przyjdą na pseudoreferendum, zagrożono zwolnieniem z pracy i przekazaniem ich nazwisk służbom bezpieczeństwa. W obwodzie chersońskim uzbrojeni Rosjanie chodzą po domach i zmuszają ludzi do składania podpisów. Do utworzonych przez Rosjan komisji wyborczych przewożeni są pracownicy przedsiębiorstw komunalnych. Do „komisji wyborczych” na południu Ukrainy przywożeni są ludzie z anektowanego Krymu i ustawiani przed „lokalami wyborczymi”, by w ten sposób imitować wysoką frekwencję. W niektórych wsiach podpisy za mieszkańców składają sami wojskowi rosyjscy.

Głównym problemem dla fałszerzy z Moskwy jest to, że większość obszaru tzw. głosowania znajduje się w strefie działań wojennych. Ale to będzie rozwiązane w inny sposób. Od początku inwazji deportowano w głąb Rosji ok. 1,5 mln Ukraińców, zaś na ich miejsce sprowadzano ludzi z Rosji. Rosja przechwyciła również dane osobowe i biometryczne setek tysięcy obywateli Ukrainy w tzw. obozach filtracyjnych, utworzonych po rozpoczęciu inwazji, co otwiera drzwi do manipulacji wyborczych. Będzie można – nawet bez ich wiedzy – sfałszować rzekome oddanie przez nich głosu. Po to otwarto setki „komisji wyborczych” w Rosji. Wiceszef rosyjskiej Centralnej Komisji Wyborczej Nikołaj Bułajew powiedział, że spodziewa się, iż „setki tysięcy” Ukraińców obecnie przebywających na terenie Rosji weźmie udział w głosowaniu. „Referendum” na terenie Rosji otwiera pole do nadużyć jeszcze większe, niż na ziemiach okupowanych – gdzie jednak większość ludzi nie chce głosować, gdzie działa partyzantka ukraińska, gdzie jest zagrożenie atakami armii ukraińskiej.

Nie ma jednej bazy danych zawierającej informacje o liczbie lokali wyborczych, które zostały otwarte w Rosji dla obywateli Ukrainy, ani jednolitych zasad przeprowadzania głosowania w tym kraju. W wielu regionach głosowanie przez pierwsze dni będzie odbywać się w domu - co jest formą wygodną dla zastraszania i manipulacji - natomiast lokale wyborcze zostaną otwarte dopiero ostatniego dnia. Kilka regionów Rosji… nie ujawniło publicznie lokalizacji lokali wyborczych, powołując się na niesprecyzowane obawy o bezpieczeństwo.

Atomowy szantaż Rosji

Wołodymyr Zełenski powtórzył raz jeszcze, że Ukraina nie uznaje „referendów” i podjętych w ich wyniku decyzji. NATO też oświadczyło, że nie uzna tzw. referendów w Donbasie oraz w okupowanych częściach obwodów chersońskiego i zaporoskiego na południu Ukrainy w sprawie przyłączenia tych obszarów do Rosji. Także MSZ Turcji zapowiedziało, że nie uzna pseudoreferendów. „Takie bezprawne fakty dokonane nie zostaną uznane przez społeczność międzynarodową” – oświadczył turecki resort dyplomacji. Kreml wiedział z góry, że taka będzie reakcja. I zupełnie się nią nie przejmuje. Tak jak Stalin nie przejął się tym, że np. USA nigdy nie uznały aneksji krajów bałtyckich na podstawie sfałszowanych referendów.

Putin planuje wykorzystać fikcyjne głosowanie, aby twierdzić, że Ukraina najeżdża na rosyjskie terytorium i zagrozić użyciem broni jądrowej do obrony – to próba przestraszenia Kijowa i jego zachodnich zwolenników przed dalszą akcją militarną. Moskwa pokazuje swoją gotowość do eskalacji i bardzo szybkiego podjęcia decyzji o włączeniu nowych terytoriów do Federacji Rosyjskiej. Nie wiadomo jednak, jak zostaną ustalone ich granice: z kontrolowanymi przez Ukrainę terytoriami obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego czy bez nich? Ogłaszając jednocześnie częściową mobilizację w Rosji, Kreml najwyraźniej liczy na zwiększenie swojego potencjału ofensywnego. Ale zdaniem ekspertów wojskowych mobilizacja cywilów, którzy nie są zmotywowani do udziału w wojnie, raczej nie doprowadzi do szybkiego sukcesu Rosji na polu walki. Jedynym atutem dla Kremla pozostaje więc groźba użycia broni masowego rażenia, czyli najprawdopodobniej taktycznego uderzenia jądrowego.

Rosyjska doktryna wojskowa dopuszcza użycie broni jądrowej w przypadku ataku na terytorium Rosji z użyciem broni jądrowej lub innej broni masowego rażenia lub gdy zagrożone jest samo istnienie państwa. Tyle że użycie broni jądrowej na Ukrainie, które doprowadziłoby do radioaktywnego skażenia terytoriów państw członkowskich NATO, zostałoby odebrane jako atak na Sojusz, co rozwiązałoby ręce Zachodowi i przyniosło uderzenia na Rosję. W pierwszym etapie mogą to być nie atomowe, lecz konwencjonalne uderzenia rakietowe - bezpośrednie uderzenia Tomahawkami w punkty, z których zostaną odpalone przez Rosję wcześniej taktyczne ładunki jądrowe.

Polityczne kalkulacje Putina

Te „referenda” nie mają sensu, bo rosyjskie wojsko nie kontroluje w pełni regionów, gdzie one się odbywają. Po pseudoreferendach Moskwa ogłosi zagarnięte przez siebie terytoria jako rosyjskie i zagrozi jakąś reakcją Kijowowi w razie ataków ukraińskich na Chersoń czy Melitopol. Tyle że to nic tak naprawdę nie zmieni. Wszak Ukraińcy już od dłuższego czasu atakują rosyjskie cele na anektowanym Krymie, który Moskwa od 2014 roku uznaje za część Federacji Rosyjskiej. Czy Kreml w odpowiedzi użył broni atomowej?

Nielegalna aneksja części Ukrainy nie będzie więc miała większego wpływu na sytuację militarną (co najwyżej dowództwo wojskowe zyska możliwość wysłania na front niedoświadczonych młodych poborowych w charakterze mięsa armatniego). Dlaczego więc Putin poszedł na coś takiego, paląc ostatnią możliwość rokowań z Kijowem? Chodzi tak naprawdę o polityczne skutki aneksji. Po pierwsze, będzie to można przedstawić rosyjskiej opinii publicznej jako wielki sukces, jakiś konkret wreszcie, prowadzonej wojny z Ukrainą. Powtórki z euforii po aneksji Krymie nie będzie, ale na pewno to „poszerzenie granic” Rosji zmobilizuje część elektoratu putinowskiego. No i zneutralizuje radykałów z „partii wojny”, krytykujących dotychczasową strategię. Ale aneksja skomplikuje też w przyszłości proces powrotu pod kontrolę Kijowa ziem zajętych przed 24 lutego 2022. Kreml chce wzmocnić swe karty przed możliwymi przyszłymi rokowaniami. Bo zakłada, że mimo jasnych deklaracji Kijowa, i tak do nich dojdzie, gdyż tego będzie chciał Zachód.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: „Referenda” na okupowanych ziemiach Ukrainy. Rosja urządziła szopkę w stalinowskim stylu - Portal i.pl

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany