Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Recenzja. „Facet do wymiany” - ludzkie słabości odsłaniane za kulisami francuskiego kina

Renata Sas
Zaglądanie na zaplecze filmowej kuchni to dla widza niezwiązanego z branżą zajęcie ekscytujące. Wprowadza nas tam popularny we Francji aktor i reżyser Guillaume Canet, laureat Cezara za reżyserię thrillera „Nie mów nikomu”, prywatnie życiowy partner Marion Cotillard, laureatki Oscara za rolę Edith Piaf w „Niczego nie żałuję”.

W komedii „Facet do wymiany” grają samych siebie, podobnie jak pozostali aktorzy. O nią zabiegają najlepsi reżyserzy, on - niedawny buntownik i skandalista - grywa teraz statecznego ojca dorosłych córek. Gdy młoda aktorka brutalnie uświadamia mu, że nie jest już sexy, przeżywa szok. Przecież ma dopiero 43 lata i wciąż czuje się świetnie. Powrót do młodości staje się jego obsesją, chce znów być „rocky” (oryginalny tytuł filmu brzmi „Rock’n roll”). Wkłada obcisłe spodnie, nabijaną ćwiekami skórzaną kurtkę, szuka porady u wiecznego rockmana, legendy estrady, Johnny’ego Hallidaya.

Jego drugim domem staje się siłownia, z czasem gabinet botoksowego specjalisty. Guillaume jest żałosny, ale nie czuje śmieszności, z determinacją rujnuje swoją pozycję w filmowym światku. To wyjątkowo ciężki przypadek kryzysu wieku średniego. „Facet na miarę” kpiąc z wszechobecnego kultu młodości, z dużą dozą autoironii obśmiewa środowisko ludzi kina. Nie udaje się jednak utrzymać rytmu oraz jakości opowiadania i humoru. (123 min).

Zobacz też informacje z Polski:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany