Ratownicy stwierdzili zgon mężczyzny i przykryli go czarnym workiem. Żył potem jeszcze miesiąc!
„Mógł żyć”
Rodzina pana Stanisława zastanawia się, czy gdyby już w przychodni udzielono mu pomocy, to miałby szansę na przeżycie. Pielęgniarka, która była wtedy na dyżurze, nie chciała z nami rozmawiać. Odesłała nas do prawnika reprezentującego przychodnię.
- Pielęgniarka zadzwoniła do centrum ratownictwa medycznego, uznając jednocześnie, że mniej czasu zajmie transport tam prywatnym samochodem niż czekanie na karetkę – przekonuje mec. Michał Kuźmicz, pełnomocnik Niepublicznego Zakładu Opieki Zdrowotnej w Ochotnicy Górnej.
Sprawę bada prokuratura. Skontaktowaliśmy się z dyrekcją Podhalańskiego Szpitala Specjalistycznego w Nowym Targu, która nadzoruje pogotowie ratunkowe w Ochotnicy Dolnej. Niestety dyrektor nie chciał z nami porozmawiać przed kamerą, nie odpowiedział też na żadne z postawionych przez nas pytań, zasłaniając się śledztwem, które w tej sprawie prowadzi prokuratura.
- Zmarła najważniejsza osoba w naszym życiu. Osoba, która zawsze nas pocieszała, mówiła, że będzie dobrze. Teraz nie ma kto nam tak powiedzieć, już nigdy nie będzie dobrze – mówi Agnieszka Chrobak.
- Ludzie umierają, ale nie tak jak mój mąż, pod czarnym workiem.
Mógł żyć, bo miesiąc walczył w szpitalu. Jemu zgasło słońce, a nam pękło serce – dodaje żona zmarłego.