Wszystko z powodu złego oznakowania. Kierowcy jadący ul. Kilińskiego z północy miasta na południe, jeśli miną znak drogi bez wylotu na skrzyżowaniu z ul. Włókienniczą, dojeżdżając do zbiegu ul. Kilińskiego z ul. Jaracza wpadają w pułapkę: w Jaracza dozwolone są tylko wjazdy docelowe, Kilińskiego dojechać do ul. Narutowicza nie wolno (znak B-1), skręcić w lewo się nie da – byłby to wjazd „pod prąd” kierunku ruchu na ul. Jaracza.
Zgodnie z przepisami należałoby na skrzyżowaniu chyba zawrócić, ale ulica Kilińskiego jest w tym miejscu wąska. Większość kierowców wybiera zatem albo skręt w ul. Jaracza (znak B-1), albo kontynuowanie jazdy ul. Kilińskiego (też przez zakaz ruchu) w kierunku ul. Narutowicza. W ciągu kwadransa naszych obserwacji to pierwsze rozwiązanie wybrało 35 kierowców (trudno wierzyć, żeby wszyscy wjechali docelowo), to drugie – 37 (nie licząc taksówkarzy, rowerzystów, motorowerzystów i motocyklistów) którym ul. Kilińskiego akurat wolno jeździć).
Kłopot rozwiązałoby udostępnienie kierowcom przejazdu ul. Kilińskiego (od ul. Jaracza do ul. Nawrot), ale Zarząd Dróg i Transportu nie wziął tego pod uwagę uważając, że to utrudniłoby przejazd uprzywilejowanym w Łodzi tramwajom.
Zobacz też:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?