18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor na wojnie. Łódzki anestezjolog pracował w Afganistanie

Edward Mazurkow
Profesora Waldemara Machałę (z prawej) po przyjeździe do Łodzi przywitał ppłk Sławomir Płuciennik, zastępca komendanta WCKMed.
Profesora Waldemara Machałę (z prawej) po przyjeździe do Łodzi przywitał ppłk Sławomir Płuciennik, zastępca komendanta WCKMed. Paweł Łacheta
Rozmawiamy z prof. Waldemarem Machałą, kierownikiem Kliniki Anestezjologii i Intensywnej Terapii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.

- Jak cywil, profesor medycyny, znalazł się na wojnie?
- Zgłosiłem się na ochotnika. Jestem absolwentem Wojskowej Akademii Medycznej z 1989 r. Mundur nosiłem do 2002 r. Specjalność anestezjologa wymaga umiejętności leczenia chorych w każdych okolicznościach. Także wtedy, gdy odnoszą obrażenia na wojnie. Okresową służbę wojskową pełniłem w polskim szpitalu polowym w Ghazni w Afganistanie.

- Kiedy pan tam poleciał?
- W połowie czerwca 2012 r. , herculesem C-130. Lecieliśmy najkrótszą trasą, około 4,5 tys. kilometrów. Lot z międzylądowaniami trwał około 15 godzin. Wylądowaliśmy w Bazie Sił Powietrznych w Bagram. Ta baza to sporej wielkości miasto z olbrzymim lotniskiem, sklepami, kinami, stołówkami i itp.

- Jakie były pierwsze wrażenia na afgańskiej ziemi?
- Żar lejący się z nieba. W cieniu temperatura wynosiła 45 stopni Celsjusza. Tak mocno się jednak tego nie odczuwało, gdyż jest tam mała wilgotność powietrza. Bazę otaczają wysokie góry. Na lotnisku jest mnóstwo sprzętu wojskowego. W powietrzu czuje się zapach wojny. Z Bagram polskim śmigłowcem Mi-17 zostałem przetransportowany około 200 kilometrów na południe do Ghazni.

- Jaką funkcję pełnił pan w szpitalu?
- W bazie w Ghazni są dwa polowe szpitale wojskowe - polski i amerykański. Byłem anestezjologiem w zespole chirurgicznym. Nie sądziłem, że nasz szpital jest tak doskonale wyposażony, lepiej nawet niż niejeden w kraju. Leczy się w nim głównie polskich żołnierzy, a w szczególnych sytuacjach także Afgańczyków. Są to przeważnie ofiary min pułapek oraz osoby z ranami postrzałowymi. Dziwnie to zabrzmi, ale praca w szpitalu polowym na wojnie to oczekiwanie na ludzkie nieszczęście.

- Co panem najbardziej wstrząsnęło?
- Wbrew pozorom wcale nie rany postrzałowe, które odnieśli nie nasi żołnierze, ale ofiary wypadków komunikacyjnych. Jeden z groźniejszych zdarzył w górach w pobliskiej wsi, podczas uroczystości weselnych. Przewróciła się ciągnięta przez traktor przyczepa, którą jechali weselnicy. Przekoziołkowała wiele razy. Kilka osób zginęło na miejscu. My zajęliśmy się ratowaniem trójki małych dzieci i młodego mężczyzny. Mieli poważne obrażenia głowy. Mężczyzna miał także potrzaskaną miednicę. Po operacjach zostali przewiezieni do szpitala cywilnego.

- Często do polskiego szpitala trafiają ofiary min pułapek?
- Ajdików, jak nazywają żołnierze improwizowane ładunki wybuchowe, jest mnóstwo na afgańskich drogach. Są przeznaczone dla żołnierzy koalicji i afgańskich sił prorządowych, ale najczęściej ranią samych Afgańczyków, w sporej części dzieci. Ofiary min stanowią połowę chorych leczonych operacyjnie.

- Wyjeżdżał pan poza bazę?
- Kilka razy do szpitala cywilnego w Ghazni. Gdy wszedłem tam pierwszy raz, poraził mnie bezmiar biedy. Zimą na sali operacyjnej normalnym widokiem jest piecyk żeliwny, tzw. koza, w którym pali się ogień. Także sprzęt, którym posługują się chirurdzy afgańscy, jest zużyty. Widziałem aparaturę mającą sześćdziesiąt i więcej lat.

- Po pracy miał pan czas na wypoczynek?
- Tam nie ma czasu na normalny wypoczynek. Nie można bowiem np. zamknąć się w swoim kontenerze mieszkalnym i powiedzieć, że teraz nie ma mnie dla nikogo. W bazie personel medyczny przez całą dobę chodzi z bronią i włączoną krótkofalówką. Musi być gotów do pracy w każdej chwili.

- Ile czasu spędził pan w Afganistanie?
- Siedem i pół miesiąca. W tym czasie nasza baza była kilka razy ostrzelana przez terrorystów. Jeszcze dzisiaj w uszach mam dźwięk przelatujących nad moją głową pocisków. Do Polski wróciłem tydzień temu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany