Pracownik dostał 33 tys. złotych za nadgodziny. Wszystko dzięki zapiskom w notatniku
P. nie przyjeżdżał do firmy, lecz pracę rozpoczynał w swoim mieszkaniu, gdzie oczekiwał na telefon lub sms od przełożonego z podaną lokalizacją, gdzie ma się udać w celu wykonania naprawy lub holowania pojazdu klienta. Samochód służbowy był zaparkowany pod blokiem. D. P. otrzymywał średnio 4-5 zleceń do wykonania w ciągu dnia. W weekendy liczba zleceń była wyższa i wynosiła średnio 5-6. W sytuacji, gdy nie otrzymał on od przełożonego informacji o nowej lokalizacji, mógł udać się do domu i czekać na następne zlecenie. D.P. był jedynym pracownikiem spółki, który nie przyjeżdżał codziennie do siedziby firmy. Pozostali kierowcy rozpoczynali pracę o godzinie 8. lub 16. w tzw. „bazie”, skąd wyruszali na miejsce zlecenia. W przerwach pomiędzy zleceniami wracali do siedziby spółki. Pracownicy , wyjątkiem D.P., podpisywali się codziennie na liście obecności.
Czytaj więcej na następnej stronie