Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po zwycięskim meczu Widzewa. Wielu już się marzy tytuł

Jan Hofman
Radość widzewiaków
Radość widzewiaków Paweł Łacheta
Piłkarze Widzewa nowy sezon rozpoczęli w imponującym stylu. Przed tygodniem pokonali mistrza Polski - Śląsk Wrocław. Natomiast w sobotę łodzianie odprawili z kwitkiem wicemistrza kraju - Ruch - pokonując chorzowian 2:0. Niektórzy w drużynie z al. Piłsudskiego zaczęli już upatrywać głównego kandydata do mistrzowskiej korony!

Radość widzewiaków
Oczywiście spektakularne sukcesy drużyny trenera Radosława Mroczkowskiego ogromnie cieszą, ale przecież nie wolno zapominać, że do zakończenia rozgrywek pozostało jeszcze dwadzieścia osiem kolejek i dlatego wskazywanie łodzian jako kandydatów do mistrzowskiej korony, nawet po dwóch niezwykle wartościowych zwycięstwach, jest zdecydowanie przedwczesne.
Rzecz jasna wszyscy związani z Widzewm mają prawo się cieszyć chwilą, ale na dzielenie łupów i zaklinanie przyszłości nie nadszedł jeszcze czas. Widzew ma niemal zupełnie nowy zespół, który musi jeszcze nabrać doświadczenia i odpowiedniej rutyny. To wymaga czasu, toteż pewne jest, że przyjdą słabsze mecze, bo to jest nieuniknione.
Jedno natomiast można stwierdzić bez ryzyka popełnienia błędu. Polityka kształtowania klubowej kadry na rozgrywki ekstraklasy jest trafiona, bo udało się stworzyć przyzwoity zespół za całkiem rozsądną cenę. To niezwykle ważne w czasach kryzysu i pokazuje, że przy dobrym rozeznaniu rynku nie trzeba wydawać milionów na stworzenie obiecującej drużyny. Oczywiście nie byłoby to możliwe bez dobrej pracy widzewskiego szkoleniowca. Już kolejny raz Mroczkowski pokazuje, że przy odpowiedniej wiedzy, zaangażowaniu i ogromnej pasji można stworzyć coś, co wyrastać będzie ponad przeciętność. Szkoleniowiec pracuje sumiennie w ciszy i bez zbytniego rozgłosu, ale kto wie, może już w niedalekiej przyszłości zostanie doceniony przez PZPN. Bez wątpienia jego trenerski talent rozwija się w szybkim tempie i dlatego nie można wykluczyć, że dostrzeże to także piłkarska centrala.
To oczywiście dopiero melodia przyszłości i dlatego wróćmy na ziemię, czyli sobotniego spotkania z Ruchem.
Pierwsze dwa kwadranse nie zapowiadały sukcesu łodzian. To goście byli stroną przeważającą na boisku. Chorzowianie grali dynamicznie i wielkim polotem, toteż sprawiali ogromne problemy łódzkiej defensywie. W piątej minucie piłkę w środku pola stracił Princewill Okachi. Natychmiast przejął ją Arkadiusz Piech, który następnie z łatwością ograł Thomasa Phibela i Hachema Abbesa. Na szczęście dla łodzian strzał chorzowianina obronił Maciej Mielcarz. Już w następnej akcji reprezentant Polski ponownie uderzył na bramkę Widzewa, lecz i tym razem Mielcarz wykazał się dużym kunsztem.
Chwilę później bramkową sytuację miał Maciej Jankowski, ale i on nie zdołał się wpisać na listę strzelców.
Łodzianie pierwszy, ale niecelny strzał oddali dopiero w trzydziestej minucie. Słabym uderzeniem z dystansu popisał się Okachi. Od tego momentu widzewiacy zaczęli przeważać. Najpierw dwukrotnie bramkarza Ruchu starał się pokonać Mehdi Ben Dhifallah. W 33 minucie uczynił to wyjątkowo nieudolnie, bo stojąc trzy metry przed linią bramkową przeniósł piłkę wysoko nad poprzeczkę.
Kolejną dynamiczną akcję łodzianie przeprowadzili w 41 minucie. W pole karne dokładnie dośrodkowywał Radosław Bartoszewicz. Do piłki natychmiast ruszył Łukasz Broź, ale nie zdołał do niej dobiec, bowiem bramkarz Ruchu powalił go na ziemię. Sędzia nie miał wątpliwości i podyktował rzut karny dla gospodarzy, pewnie jedenastkę wykonał Dhifallah.
Druga część spotkanie rozpoczęła się od ataków Ruchu, ale Mielcarz bronił z ogromnym wyczuciem i nie dał się pokonać Zieńczukowi i Piechowi.
W 57 minucie łodzianie powinni prowadzić 2:0. Broź doskonale zagrał na lewą stronę boiska do pędzącego Marcina Kaczmarka, widzewski pomocnik minął w polu karnym obrońcę chorzowian, ale wdał się niepotrzebnie w drybling i chwilę później piłka padła łupem bramkarza Ruchu.
Od 63 minuty goście grali w dziesiątkę. Żeljko Djokić faulował Radosława Bartoszewicza i sędzia ukarał go czerwonym kartonikiem. W 87 minucie Ruch miał na boisku już tylko dziewięciu zawodników. Czerwoną kartkę za brutalny faul na Mariuszu Rybickim, który niedawno zameldował się na płycie, ujrzał były reprezentant Polski Maciej Sadlok. Sytuacja wyglądała bardzo groźnie.
Na szczęście ból nie przeszkodził widzewiakowi, by trzy minuty później zdobyć gola. Rybicki, po indywidualnej akcji umieścił piłkę w siatce, czym zupełnie rozwiał nadziej gości na osiągnięcie korzystnego wyniku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany