Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po wyrzuceniu z Top Gear: Jeremy Clarkson przygotowuje nowy program

AIP
Trzech niedbale i kiepsko ubranych facetów w średnim wieku stało się dzięki udziałowi w "Top Gear" światowymi gwiazdami. Gdy byliśmy młodzi, nie mieliśmy okazji zostania gwiazdami rocka. Teraz mamy - mówi Jeremy Clarkson.

W czwartek w ubiegłym tygodniu w leżącej w dzielnicy Notting Hill w zachodnim Londynie restauracji Assagi w menu nie było steku z frytkami. Jeremy Clarkson zachował jednak spokój i kamienną twarz. Od czasu gdy za uderzenie członka ekipy - ponoć właśnie za brak wyżej wymienionej potrawy - wylano go z BBC, minęła raptem doba. Trudno uwierzyć, ale mimo wielu wydarzeń znacznie większej wagi w kraju i za granicą to jego nazwisko znalazło się na czołówkach. Paparazzi ścigali go jak zwierzynę, a on sam jadł w tym czasie włoską pastę.

W spotkaniu na szczycie na pierwszym piętrze Assagi udział brali także James May, Richard Hammond i często nazywany czwartym członkiem drużyny Top Gear Andy Wilman. To stary kumpel Jeremy'ego jeszcze z czasów szkoły średniej Rapton School i producent wykonawczy słynnego programu. Temat? Jakżeby inaczej - przyszłość "Top Gear". Ci, którzy słyszeli strzępki tej rozmowy, donoszą, że padały przekleństwa, ale w poczuciu dobrego humoru - inaczej niż tyrady czy teksty, za które wylano Clarksona. Czwórka spotkała się po raz pierwszy od czasu, gdy BBC "zasunęła" to, co prezenter nazwał "bombą". Pytanie brzmiało: Drużyna wyróżniona wieloma nagrodami ma się rozpaść na dobre - wszyscy idą własnymi drogami - czy stworzyć nowy show o tej samej tematyce? Według źródeł rozmowa zaczęła się bardzo dobrze, ale wkrótce z niewielką pomocą restauracyjnej piwniczki z zacnymi winami przekształciła się w dawnych wspomnień czar. Mówiono o ulubionych fragmentach poszczególnych osób. Co do jednego wszyscy byli zgodni - jeśli jest możliwe stworzenie jako zespół nowego programu, trzeba iść za ciosem. - Usiłowali być poważni, ale w gruncie rzeczy mieliśmy do czynienia z czymś w rodzaju restauracyjnego "Top Gear" na żywo. Tyle że w knajpie, a nie w studiu - mówi jedna z osób jedzących w tym czasie w Assagi. - Wymieniano różnych nadawców, z którymi można by pogadać, ale wszystko to było zgadywanką. Później panowie mówili o biznesplanie. Taka szopka. Poważny biznesmen śmiałby się z tego do rozpuku. Według tego źródła przyjaciele rozstali się w radosnym nastroju. - Może nieco za dużo nostalgii i pewne kłopoty z trafieniem do domu. Dlaczego obchodzi nas ta rzucająca mięsem czwórka gości w średnim wieku? I kim w ogóle jest Clarkson? Przez dekadę byłem jego redaktorem - prowadziłem motoryzacyjne strony w "The Sunday Times" i wiem, dlaczego jego wygłupy trafiają na czołówki gazet. Ale wiem też, że za rechotliwą publiczną osobą kryje się ciężko harujący facet. I o dziwo, ostrożny kierowca. Clarkson posiada dwie wyróżniające cechy. Jedna to etyka pracy. Druga - zdolność radzenia sobie z przeciwnościami losu. Wyśmiał gościa, który - gdy prezenter odbierał doktorat honoris causa na Oxford Brookes Univeristy - rzucił w niego markizą z kremem. Wkurzyło go nieco, gdy jacyś protestujący ludzie zastawili mu podjazd domu pojemnikami z uryną. Ale tylko dlatego, że przez to spóźnił się do pracy. - Jeśli mam jakąś filozofię, sprowadza się ona do jednego - rodzisz się, żyjesz i umierasz. W tym czasie nie martw się o nic, bo to zwykła strata czasu. Moje podejście jest proste - gdy budzę się rano i wciąż oddycham, zgarniam szmal. Rzadko kiedy czymś się przejmuję. Nie cierpię na depresję, nie miewam nawet nastrojów. Jeśli jesteś w złym nastroju, tracisz czas - mawia Clarkson. Proste? Takie zrodzone częściowo z powodu przedwczesnej śmierci ojca podejście wpaja też swoim dzieciom. - Gdy dorastaliśmy, śmieliśmy się z każdego nieszczęścia czy kataklizmu. Dziś mówię swoim dzieciakom, że śmiech to rzecz najważniejsza. Upadniesz - śmiej się! Ktoś paskudnie cię obsmaruje - śmiech lekarstwem na wszystko. Życie jest cholernie krótkie. Nie ma czasu na stanie w korkach czy smutki. Jego nieżyjąca już matka zauważyła kiedyś, że syn nie ma wcale takiej grubej skóry, jak wielu sądzi. - Ludziom może trudno w to uwierzyć, ale ranią go niektóre rzeczy, które o nim opowiadają. Nigdy jednak się nie poddaje. Ma poczucie, że musi na okrągło pozostawać wierny swojemu wizerunkowi troszkę niedojrzałego chłopaka. Szczerze mówiąc, nie sądzę, że taka wierność 24 godziny na dobę sprawia mu radość - powiedziała pani Clarkson.

Lato roku 1996. "Lad culture" znajduje się w zenicie. Anglia jest gospodarzem piłkarskich mistrzostw świata. Największa kapela na świecie to Oasis. Lajfstajlowy miesięcznik dla mężczyzn "Loaded" rozchodzi się w 400 tys. egzemplarzy. W BBC2 pyskaty gość z potarganymi włosami, w fatalnych dżinsach i jeszcze gorszej marynarce peroruje w programie motoryzacyjnym. "Top Gear" po raz pierwszy nadano w 1977. program jest wtedy regionalnym magazynem motoryzacyjnym. Ma długą historię audycji niewadzącej nikomu. Zarówno gdy chodzi o prezenterów - Angela Rippon oraz Noel Edmonds - jak i dobór tematów. Clarkson zostaje współprezenterem w 1988 roku. Ma już doświadczenie dziennikarskie. Urodził się w południowym Yorkshire. Pracował jako początkujący reporter w "Rotherham Advertiser". Pracował też dla pisma "Performance Car". Ma 28 lat. Lubi prowokować. Recenzowaną przez siebie toyotą corollą jeździ z przyklejoną do głowy pianką ochronną. Dlaczego? Bo auto ma fatalne zawieszenie i trzęsie. - Ludzie z Norfolk są tak skrzyżowani z sobą, że nie widzą różnicy między traktorem Ferguson a fordem capri. Co emisja, to jakiś tekst. Branża go nie cierpi. - W początkach mojej roboty często dostawałem telefony z najwyższych kręgów brytyjskiej branży motorowej skarżących się na uwagi, jakie Jeremy wygłaszał podczas tej czy innej jazdy testowej. Wkrótce jednak przestali dzwonić, a producenci samochodów zrozumieli, że stary bezbarwny rodzaj takich tego typu jazd odszedł już do lamusa - mówi Tom Ross, który przyjmował go do pracy. Do biura BBC w Birmingham, gdzie realizowano program, przychodziły tony wściekłych listów. Nikt jednak nie wątpił, że styl Clarksona działa. Najwyższy "zaszczyt" spotkał twórców "Top Gear" w 1996 roku, gdy branża nie zaprosiła ich na swoją doroczną nasiadówkę - brytyjską wystawę motoryzacyjną. W roku 2002 "Top Gear" wrócił na antenę. Tym razem z Clarksonem już w roli gwiazdy. Format programu prezenter wymyślił podobno razem z Wilmanem w... pubie. Ten mówiący prosto z mostu i wiecznie nieogolony facet był weteranem roboty z kamerą. Według Wilmana manifest nowej wersji programu był prosty jak słońce. Jest część poświęcona nowinkom motoryzacyjnym, ale tylko po to, by jak najszybciej rozprawić się z autami "znaczącymi, choć nudnymi". Kręcony w obecności widzów w starym hangarze lotniczym "Top Gear" ma stać się "oazą dla ludzi kochających samochody". Tylko prezenterzy, a nie prezenterki. Ponadto - co może najważniejsze - "zawsze miał być programem niekoniecznie sprawiedliwym [w ocenach]". Dowcipy zrozumiałe tylko dla uczestników czy powiedzonka stawały się niemal tak samo znane jak Clarkson. Pojawiła się słynna "Cool Wall", gdzie Clarkson i Hammond wieszali w pewnym porządku fotki różnych samochodów - od "najfajniejszych" poprzez "fajne" i "niefajne" do tych "poniżej zera". "Gwiazda w Aucie o Rozsądnej Cenie" - w tej części programu auta tego typu prowadzili zapraszani celebryci i celebrytki. Wspomnijmy Toma Cruise'a czy Joannę Lumley. Dodajmy tajemniczego gościa w kasku Stiga, który testował na torze wyścigowym jedne z najdroższych maszyn na świecie. Legendą obrastał nawet sam sposób wypowiadania się Clarksona. On sam za długie pauzy winił fakt, że jako palacz musi wypowiadać kwestie tak, by nie sprawiać wrażenia, że brak mu oddechu.

Coraz bardziej utrwalały się też charaktery prezenterów. Clarkson - niezdara, raczej wtaczający się przez drzwi, zamiast je otwierać. Auta naprawiał za pomocą młotka. Hammond to pyskaty chłopak z ogólnie bardzo optymistycznym nastawieniem. May - rozsądny. Zawsze we wzorzystej koszuli. Koledzy bezlitośnie nabijają się z niego, że jest nudny jak flaki z olejem. Formuła zadziałała. Nie tylko zresztą wśród wielbicieli aut. W 2005 roku "Top Gear" uzyskał prestiżową nagrodę branży telewizyjnej Emmy w kategorii programu rozrywkowego "nieopartego na scenariuszu". Clarkson natychmiast skwitował ten fakt uwagą, że nie może jechać po odbiór wyróżnienia do Nowego Jorku, bo właśnie biedzi się nad scenariuszem kolejnego odcinka. Dlaczego "Top Gear" uniknął losu zostania kolejnym zwykłym programem motoryzacyjnym? Zdecydowało o tym jedno pojedyncze zdarzenie. Wypadek, jakiego w 2006 roku doznał Hammond, prowadząc auto o napędzie odrzutowym. Prezenter omal nie zginął. Jechał z szybkością ponad 430 km/h. Na nagraniu telewizyjnym widać moment wypadku. To, że ocalał, prasa uznała za cud. Jego powrót do programu z zapartym tchem śledziło w Wielkiej Brytanii aż 8,13 mln widzów! Nagle nazwiska prezenterów poznali wszyscy. Era cyfrowa dodatkowo sprawiła, że stali się sławni w świecie. BBC Worldwide sprzedało ten program do 170 krajów! Dodajmy jeszcze związane z nim pisma i periodyki, książki, DVD, zabawki czy słynne kosztujące parę funtów mydełko "The Stig Soap on the Rope". Po uzyskaniu licencji kanały telewizyjne w Rosji, Francji, USA, Australii i Korei Południowej zaczęły produkować własne wersje programu. Wraz z popularnością "Top Gear" rosła też "zła sława" otaczająca Clarksona. W ubiegłym roku podczas kręcenia odcinka w Patagonii używał auta z numerami rejestracyjnymi H982 FKL rzekomo świadomie dobranymi, by zaognić znaną wrażliwość Argentyny na kwestię Falklandów i wojny z 1982 roku. Sprawa nabrała rangi incydentu dyplomatycznego. Dziś "Top Gear" chwali się globalną oglądalnością na astronomicznym poziomie 350 mln widzów! Jego specyficzna komediowa formuła i kompletnie wariackie wyzwania, jakie stawiają przed sobą prezenterzy, cieszą się taką samą popularnością w Indiach, Iranie czy Indonezji, jak i w leżącym w granicach wielkiego Londynu Isleworth. Żadnego innego programu na świecie nie ściąga się nielegalnie w sieci równie często. Żaden inny program BBC nie zarabia tyle co "Top Gear". Wilman mówi o "przygodach beznadziejnych gości z beznadziejnymi brykami". Trzech niedbale i raczej kiepsko ubranych facetów w średnim wieku stało się światowymi gwiazdami. - Jest jedna wielka sprawa, gdy chodzi o nasze przygody na drodze - gdy byliśmy młodzi, nigdy nie mieliśmy okazji zostania gwiazdami rocka. Teraz mamy - lapidarnie podsumował rzecz Jeremy Clarkson. Według standardów takich gwiazd ostatnia kłótnia prezentera z Oisinem Tymonem jawi się jako zwykły niegroźny napad złości. Clarkson jednak nie cieszy się "immunitetem" gwiazdora rocka, a BBC to instytucja wyjątkowo wrażliwa na polityczną poprawność. Co zresztą prezenter aż nazbyt często wytykał jej w programach. Gdy dyrektor generalny BBC Tony Hall ogłosił w środę w ubiegłym tygodniu - pełnym żalu tonem przypominającym moment wypowiedzenia wojny Niemcom przez premiera Neville'a Chamberleina - informację o zwolnieniu Clarksona, świat zamarł w osłupieniu. Zszokowany był też sam prezenter. Przewiduję jednak, że szybko dojdzie do siebie. Zawsze gdy mnie pytają, jak to jest pracować z Clarksonem, odpowiadam: - To najłatwiejszy w kontakcie dziennikarz, z którym współpracowałem. Wbrew swojemu publicznemu wizerunkowi jest nieprawdopodobnie zdyscyplinowany. Pisze nie tylko scenariusze kolejnych odcinków programu, lecz także cotygodniowe felietony w "The Sunday Times" i "The Sun". Ponadto - jeszcze jeden dla pisma "Top Gear". Cierpi na bezsenność. Gdy wczesnym rankiem krąży po domu, zapisuje wpadające mu do głowy pomysły. Istnieje też kilka innych rzeczy, jakich nie znają krytycy Clarksona, którzy już przemienili go w karykaturę osoby znienawidzonej. Oskarżano go o mizoginię, pospolity rasizm i niszczenie planety poprzez beztroskie przywiązanie do samochodów.

Co ciekawe, jego największymi fanami nie są biali brytyjscy mężczyźni w średnim wieku. Widownia "Top Gear" to głównie zagranica. Przede wszystkim ludzie młodzi. Program dubbinguje się w ośmiu językach. Między innymi w perskim. Mieszkający w Londynie irański aktor Mozaffar Szafeie podkłada dla BBC Persian TV swój głos pod głos Clarksona. Wszyscy wiedzą, że prezenter jest zagorzałym fanem grup Genesis i The Who. Niewielu wie jednak, że sam jest całkiem dobrym pałkerem. W doskonaleniu tej umiejętności pomagał mu mieszkający w jego sąsiedztwie basista Blur Alex James. Na torze Clarkson jest szybkim kierowcą. Ma licencję kierowcy wyścigowego. Jednak na publicznych drogach zachowuje się trochę jak guzdrała. Jego robota polega na tym, że nie stać go na utratę prawa jazdy. Ponadto krytycy tylko czekają, aby go złapano na przekroczeniu szybkości. W ubiegłym roku radar zrobił mu fotkę niedaleko Whitby w północnym Yorkshire. Dostał pierwszy mandat od ponad trzydziestu lat! Śmiech to rzecz najważniejsza. Upadniesz - śmiej się! Jeśli jesteś w złym nastroju, tracisz czas - mawia Clarkson Ludzie sądzą, że chętnie wybetonowałby całą planetę, ale Clarkson uwielbia rustykalne klimaty. Jest właścicielem 173 akrów w Oxfordshire. Gospodarstwo to kupił w 2009 roku i nazwał Diddly Squat. Sadzi tam nowe żywopłoty mające przyciągać motyle i ptaki. Jest płacącym składki członkiem Królewskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków (RSPB). Kiedyś powiedział, że jeśli wegetarianie przypadkiem zawitają do jego domu, dostaną tylko piure ziemniaczane. - Z pewnością nie upichcę im wegetariańskiego kotleta na bazie orzechów. Ale sam jadłem u niego znakomite risotto z pieczarkami. Nie jest tak, że nie cierpi rowerzystów. W ciągu kilku ostatnich dni telewizja pokazała, jak jeździ na rowerze. I nie chodzi o chwilowy kaprys czy modę. Jeździ nim po mieście od czasu, jak go poznałem. Oczywiście kojarzymy go przede wszystkim z autami, ale udowodnił, że może przyłożyć rękę do wszystkiego. Wniósł swój wkład do cyklu dokumentalnego BBC poświęconego wielkim Brytyjczykom. Opracował sylwetkę wiktoriańskiego inżyniera Isambarda Kingdoma Brunela. Stworzył dokumenty o Krzyżu Królowej Wiktorii, konwojach arktycznych i ataku sojuszników na przystanie U-Bootów. Myśli także o cyklu na temat zagrożeń i pułapek czyhających na zdeklarowanego mieszczucha pragnącego założyć gospodarstwo rolne. Jeśli wszystko to jest prawdą, dlaczego Clarkson dzieli opinię publiczną głębiej niż jakakolwiek inna osobowość telewizyjna? Jedna z przyczyn polega na tym, że od dawna kąsa rękę, która go karmi. W jednym z odcinków "Top Gear" wjeżdża ekologicznym miniautkiem Peel P50 do biurowca BBC na spotkanie personelu. W środku przy stole zawalonym egzemplarzami "Guardiana" siedzi kobieta i mówi: - Sądzę, że uczyniliśmy znaczący krok w kierunku wdrożenia otwartej i wszechstronnej strategii dla etnocentrycznie homogenicznych zadań stojących przed tym wydziałem. Słyszymy z offu głos Clarksona: - Niestety posiedzenie trwało tak długo, że zabrakło nam czasu na zrobienie programu. Prezenter bezlitośnie stroił też sobie żarty z BBC Radio 1 i Radio 2. Zwłaszcza z programu Jeremy'ego Vine'a, który nazwał "prowizoryczną mównicą dla słabeuszy i głupków, gdzie mogą marudzić i zrzędzić na temat tych, którym się udało".

- Szefowie BBC powiedzieli mi, że drinkuję w sytuacji ostatniej szansy wyjścia cało z kłopotów. Od teraz będę przyjeżdżał do roboty na rowerze z "Guardianem" pod pachą. W porze lunchu zaś zamiast marudzić, że w menu figuruje tylko jadło dla wegetarian, z uśmiechem na gębie poproszę o dodatkowa porcję soczewicy w mojej upichconej dzięki pokojowi wolnemu od broni nuklearnej zupie. Aha, w windzie muszę pamiętać, by nie podszczypywać w tyłeczek [znanej z radykalnych poglądów] Mary Beard - pisał w felietonie w "The Sunday Times". Jeden z komentatorów napisał w ubiegłym tygodniu, że wylanie Clarksona stworzy szansę na ożywienie i odświeżenie programu. - Jak wiemy, "Top Gear" to Clarkson - bezczelny, arogancki, samczo męski i politycznie poprawny. Tak jednak wcale nie musi być. Może. Ale to także sposobność do pojawienia się gdzie indziej niepoprawnego politycznie "Top Gear". Jedno jest pewne - Clarkson nie wybiera się na emeryturę. Ostatnio jako jedyny z prezenterów programu publicznie wypowiadał się tylko James May. Stwierdził, że program będzie bez wątpienia dalej istniał. Dodał jednak, że czwórka stanowi jedną drużynę. Nie jest możliwe, aby on z Hammondem kontynuowali robotę bez swojego przyjaciela. Hammond umieścił nawet na Twitterze wpis mówiący o końcu pewnej epoki. W tym tygodniu wygasną kontrakty jego i Maya. Razem z Clarksonem i mogliby uruchomić show o innym tytule - przyjaciele śmieją się, że winien brzmieć Change Gear - dystrybuowany w świecie przez innego nadawcę z równą, a może i większą oglądalnością. W przeszłości Wilman już wspominał, że idealnym partnerem dla nowego formatu "Top Gear" byłby największy serwis streamingowy na świecie Netflix. Nie nadaje on reklam. Dlatego nie odczuwa nacisków komercyjnych, które w innym wypadku mogłyby sprawić, że program stałby się mniej pikantny czy bezpośredni w wyrażaniu poglądów. Będzie jednak tym samym bez satyry na BBC? Czy Clarkson czuł się szczęśliwszy, brojąc na potęgę i zawsze wychodząc cało z opresji? Mimo kpin z kierownictwa BBC prezenter zawsze, gdy wpadał w kłopoty, pozostawał lojalny wobec korporacji. I według słów przyjaciół aż do dnia wyrzucenia zakładał, że będzie pracował w niej do grobowej deski. - Gdy przebywając za granicą, mówię komuś, że pracuję dla BBC, przepełnia mnie poczucie dumy - napisał kiedyś w "The Sunday Times". - Do dziś zawsze gdy mijam drzwi jej siedziby, czuję dreszcz podniecenia. Sądzę, że pomysł powołania nadawcy obywającego się bez reklam był czymś znakomitym i - powiem szeptem - niesie też pozytywne wartości.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany