Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Po siódmej wyjazdowej porażce łodzian. Czas wymienić ten zespół!

Jan Hofman
Piekarska drużyna Widzewa przegrała kolejny mecz, tym razem 0:2 w Bydgoszczy z Zawiszą. Trzeba natychmiast przestać owijać w bawełnę i powiedzieć wprost: zespół z al. Piłsudskiego w tym składzie osobowym nie ma żadnych szans na utrzymanie się w krajowej elicie. Jest po prostu przerażająco słaby!

W tych okolicznościach zupełnie inaczej trzeba ocenić słowa byłego opiekuna ekstraklasowej drużyny – Radosława Mroczkowskiego. On po przegranym meczu z Ruchem Chorzów (25 września, dziewiąta kolejka ekstraklasy) powiedział: – Coś pozytywnego, jakaś nadzieja? Nie widać. Gdybym miał teraz coś zmienić, to chyba zdecydowałbym się na nowy nabór, nowy okres przygotowawczy i spróbował jeszcze raz. Chyba tak.

Te bolesne, ale szczere słowa szkoleniowca nie były przypadkowe. On na co dzień był z piłkarzami i dobrze poznał ich możliwości. Wiedział, że to walka z wiatrakami i żadnej nadziei dla tej drużyny nie widać. Swoimi spostrzeżeniami nie bez emocji podzielił się z dziennikarzami, licząc, że wywołają one refleksję u najważniejszego decydenta w klubie – Sylwestra Cacka. Okazało się, że reakcja była, tylko nie taka, jakiej oczekiwał. Nikt nie zadeklarował żadnych wzmocnień, tylko bezceremonialnie wyrzucono Mroczkowskiego z pracy w ekstraklasie. Był winien, bo powiedział głośno to, co już wszyscy widzieli. Widzew nie ma drużyny, która podjęłaby skuteczną walkę w ekstraklasie. Potwierdził to sobotni mecz w Bydgoszczy. Słaby Zawisza w konfrontacji z łodzianami zdobył dwie bramki i pewnie sięgnął po sukces. Chyba czas, aby działacze obudzili się z błogiego snu i przestali udawać, że nic się nie dzieje. Nadchodzi wielka katastrofa i jeśli szybko czegoś nie zrobią, to na nich spadnie odpowiedzialność za sportowy rozkład klubu z al. Piłsudskiego.

Mecz w Bydgoszczy rozpoczął się katastrofalnie dla łodzian. Już pierwsza akcja gospodarzy przyniosła im prowadzenie. W trzeciej minucie spotkania Louis Carlos w dziecinnie prosty sposób ograł w polu karnym Patryka Stępińskiego. Brazylijczyk sprzed linii dośrodkował, ale piłka uderzyła w nogę próbującego interweniować Kevin Lafrance’a, a po chwili odbiła się od ręki zdezorientowanego Macieja Mielcarza i wylądowała w widzewskiej siatce. Pewnie jeszcze długo będą trwały dyskusje, komu zapisać trafienie do własnej bramki. Arbiter uznał, że to gol widzewskiego stopera i tak zapisał w protokole. Nie zmienia to faktu, że to już czwarte samobójcze trafienie łodzian w tym sezonie. Łodzian dobił w 56 minucie Louis Carlos

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany