W piłce często się mówi, remis wziąłbym przed meczem. Jednak stara prawda przekonuje, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i na pewno ten sportowy apetyt w piłkarskiej drużynie Widzewa nie został we Wrocławiu zaspokojony.
W sobotę była wielka szansa, aby wygrać drugi mecz wyjazdowy w rozgrywkach i nieco podskoczyć w ekstraklasowej tabeli. Niestety, spotkanie czwartej kolejki sezonu zakończyło się bezbramkowym remisem, choć Widzew miał wspaniałą sytuację, by objąć prowadzenie i w konsekwencji pokonać wrocławian. Szkoda, bo widać było wyraźnie, że gospodarze nie osiągnęli jeszcze oczekiwanego sportowego pułapu. Śląsk nadal nie ma odpowiedniej mocy i trzeba to było wykorzystać.
W 38 minucie meczu arbiter, po zagraniu ręką Victora Garcii w polu karnym, podyktował jedenastkę dla gości. Jednak jej wykonawca, Bartłomiej Pawłowski, nie powtórzył swojego wyczynu z meczu z Lechią Gdańsk. Intencje 30-latka wyczuł Szromik i w dobrym stylu zdołał odbić piłkę. W przerwie spotkania bramkarz Śląska nie ukrywał, że dobrze wiedział, jak będzie strzelał widzewiak, bo przecież w przeszłości razem trenowali we wrocławskim klubie.
Być może zatem został popełniony błąd i trzeba było zdecydować się na innego egzekutora jedenastki, mniej rozpracowanego przez golkipera gospodarzy. Pawłowski stracił szansę, aby w czwartym meczu sezonu zanotować czwartego gola.
Obydwa zespoły walczyły we Wrocławiu ofiarnie, z wielkim poświęceniem, ale trudno powiedzieć, że ten mecz był pasjonujący. Śląsk i Widzew oddały tylko po trzy celne strzały, widać, to jest zbyt mało prób, by pokusić się o zdobycie choćby jednego gola.
Adam Matysek na Gali PKO BP Ekstraklasy
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?