Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk: Nie powiedziałam, że to mój ostatni olimpijski start

Przemysław Franczak
Przemysław Franczak
Justyna Kowalczyk na olimpijskich trasach w Pjongczangu
Justyna Kowalczyk na olimpijskich trasach w Pjongczangu Pawel Relikowski / Polska Press
Na dwóch poprzednich igrzyskach występowała w roli faworytki, teraz jest zagadką. W sobotę Justyna Kowalczyk zaczyna swoją koreańską przygodę. Początek biegu łączonego o 8.15 polskiego czasu. - Po nim będę wiedziała na czym stoję – mówi dwukrotna mistrzyni olimpijska.

Mogłoby się wydawać, że start w Pjongczangu będzie olimpijskim benefisem Justyny Kowalczyk, z nienapisanym jeszcze scenariuszem, ale ona nie chce stawiać tak sprawy. - Podsumowania? Nigdy nie powiedziałam, że to są moje ostatnie olimpijskie starty – stwierdziła w piątek narciarka z Kasiny.

Chwilę wcześniej skończyła trening w pięknym Alpensia Olympic Park. Pogoda daje tu w kość, bo choć mróz zelżał, to po okolicy hulał lodowaty wiatr. - Tak tu już jest, trzeba się przyzwyczaić – uśmiechała się dwukrotna mistrzyni olimpijska.

Odpowiedzi, w jakiej jest formie, będzie szukała w biegu, z którym nie wiąże większych nadziei do spektakularny wynik. Są ważniejsze daty w jej kalendarzu startów w Pjongczangu. - To nie znaczy jednak, że sobotni start traktuję na luzie. Wręcz przeciwnie. Reprezentujemy nasz kraj, stajemy na starcie i dajemy z siebie wszystko. O to w tym chodzi – podkreślała 35-letnia zawodniczka. - I też nie jest tak, że bardziej nastawiam się na pętlę „klasykiem”. Jest raczej na odwrót, bo żeby walczyć, żeby dobrze pobiec od startu do mety, muszę bardziej zwracać uwagę na techniką dowolną.

Tym stylem wystartuje potem jeszcze raz – bieg na 10 km odpuszcza – w sprincie drużynowym (17 lutego). Razem z Sylwią Jaśkowiec, z którą trzy lata temu zdobyła w tej konkurencji brązowy medal mistrzostw świata w Lahti. Poważne perypetie zdrowotne zawodniczki z Osieczan sprawiły, że potem już razem nie startowały. Tęsknota za filmowym happy endem jest tak silna, że trochę wbrew rozsądkowi i tegorocznym wynikom ich duet zaczęto wskazywać jako medalową szansę. Ciche marzenie. Justyna ucina takie dywagacje w zarodku.

- Ja tu jestem w pracy, Sylwia też jest w pracy. Damy z siebie sto procent. W sporcie nie ma jednak nadziei ani marzeń, po prostu trzeba iść do roboty.

Dla Kowalczyk to już czwarte igrzyska. Porównanie z poprzednimi? - Poza tym wiatrem i trasami, to nie widzę większych różnic – mówi Polka. - Wszystko wygląda podobnie, organizacja na razie jest w porządku, wioska olimpijska też. Nawet dziewczyny, z którymi startowałam przez lata, są te same. No, może pojawiło się kilka nowych twarzy.

Faworytki? - Nie sądzę, żeby coś tu się zmieniło, ton powinny nadawać najmocniejsze zawodniczki w Pucharze Świata. Marit Bjorgen też na pewno będzie mocna – uważa Kowalczyk, dla której najważniejszym biegiem będzie kończący igrzyska start na 30 km "klasykiem".

W sobotę poza nią pobiegną też Jaśkowiec, Ewelina Marcisz i Martyna Galewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pjongczang 2018. Justyna Kowalczyk: Nie powiedziałam, że to mój ostatni olimpijski start - Gazeta Krakowska

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany