Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów
3 z 5
Przeglądaj galerię za pomocą strzałek na klawiaturze
Poprzednie
Następne
Przesuń zdjęcie palcem
Maria Zajdlowa zabiła córeczkę...

Pitaval łódzki. Tymi zabójstwami żyła kiedyś cała Łódź: dzieciobójczyni, wampir z Łodzi, tajemnicza sprawa łódzkiej licealistki

Maria Zajdlowa zabiła córeczkę

[sc]Zabiła córkę, bo przeszkadzała[/sc]

Dziś Marię Zajdlową nazywa się pierwowzorem Katarzyny Waśniewskiej. Też zamordowała swoją córkę, bo... przeszkadzała jej normalnie żyć. Pod koniec stycznia 1938 roku na komendę policji w Łodzi zgłosiła się 30-letnia Maria Zajdlowa, wdowa, z zawodu hafciarka. Powiedziała, że zaginęła jej córka, 12-letnia Zosia. Wcześniej miała dostać list z pogróżkam, że ktoś chce zabić jej córkę. Miała to być zemsta nieprzyjaciół jej zmarłego w 1930 roku męża Leonarda. Po jakimś czasie stwierdziła, że dostała kolejny anonim. Napisano, że musi opuścić dom: „Zosia została zamordowana, a jej ciało ukryto”.

Początkowo łódzcy policjanci współczuli Marii. Jednak z czasem udali się do domu Zajdlowej na Bałuty. Pojawiło się podejrzenie, że może Zosia uciekła z domu i pozostawiła list. Takiego nie znaleziono, ale zobaczyli zakrwawioną pościel i... anonimy. Od razu można było zauważyć, że pisała je te sama osoba. Policjanci byli już niemal pewni, że Zosia nie żyje. Przeszukali dół kloaczny na podwórku. W nim znajdowały się nagie zwłoki dziewczynki. Marię Zajdelową zatrzymano. Do aresztu trafił też jej kochanek, 27-letni Stanisław Gibki, z zawodu muzyk - harmonista, a także przyjaciółka Marii, właścicielka sklepu spożywczego przy ul. Chopina.

Byli podejrzani o udział w zbrodni. Po zatrzymaniu powiedziano Zajdlowej, że to ona pisała anonimy. Nie przyznawała się, mdlała, a w końcu zaczęła zeznawać. Powiedziała, że zamordowała Zosię. Mąż Zajdlowej osiem lat wcześniej. Leonarda poznała, gdy była dziewczyną. Miała 16 lat, gdy za niego wyszła. Po siedmiu miesiącach na świat przyszła Zosia. Zajdlowa urodziła jeszcze młodszą córkę, ale ta zmarła po porodzie. Maria nie cieszyła się długo małżeństwem z Leonardem. Miała 22 lata gdy została wdową. Sama wychowywała Zosię. Trzy lata przed tragedią przeprowadziły się na ul. Chopina. Maria chciała sobie ułożyć na nowo życie. Pojawiali się w nim mężczyźni. Zosi nie podobał się taki tryb życia matki. Sąsiedzi opowiadali, że Zosia była grzeczną, inteligentną i pracowitą dziewczynką. Pomagała matce w hafcie. Ale ta zaniedbywała córkę.

- Nie raz czekała na schodach aż rozbawiona męskim towarzystwem matka wpuści ją do domu - odpowiadali sąsiedzi dziennikarzom „Kuriera Łódzkiego”. Nie raz noc spędzała u sąsiadów. Inni nie zapomnieli jednego z Bożych Narodzeń kiedy żaliła się, że nie dostała żadnego prezentu tylko „wujek” ubrał choinkę...

Inny obraz swej córki przedstawiała policjantom i sędziemu Maria. Twierdziła, że dziewczyna była nieposłuszna, dokuczała matce. Nie podobało się jej, że do domu sprowadza mężczyzn. Córka była też przeszkodą w ułożeniu przez nią życia. Stanisław Gibki, z którym była związana, miał powiedzieć, że nie ożeni się z nią, bo ma Zosię. W śledztwie Maria Zajdel przyznała się do zabójstwa córki. Stwierdziła, że Gibki i Stefaniakówna nie mieli nic wspólnego bezpośrednio z zabójstwem. Choć jej zdaniem podżegali ją do niego. Mówili, że córka jest nieznośna, przez nią nie ułoży sobie życia z mężczyzną. Potem zmieniła zeznania i stwierdziła, że córkę zabił Gibki. Byli w trójkę w domu, a ona musiała wyjść do apteki. Kiedy wróciła Staszek był sam. Nie wiedział co się stało z Zosią. W końcu jeszcze raz zmieniła zeznania i przyznała się do zabójstwa córki.

26 lutego 1938 roku Zosia wróciła ze szkoły. Według zeznań matki zjadły obiad. Potem córka zaczęła odrabiać lekcje. Prosiła też Marię, by puściła ją do babci, która mieszkała na ul. Jasnej. Matka powiedziała, że ma zostać w domu. Miały dokończyć jakieś hafty. Dziewczynka zaczęła płakać. Wzięła książkę i położyła się do łóżka. Maria zaś wyszła do apteki po proszek, bo bolały ją zęby. Wychodząc zgasiła światło. Kiedy wróciła światło dalej się nie paliło, a Zosia płakała.

- Mama robi mi na złość i gasi światło - powiedziała z wyrzutem Zosia. Te słowa bardzo zdenerwowały Marię.

- Ja tu jeszcze rządzę, nie masz nic do gadania - odpowiedziała córce. Po chwili chwyciła młotek i rzuciła nim w Zosię. Przed sądem mówiła, że nie wiedziała co robi. Dziewczynka uklękła na łóżku i wyciągnęła w jej kierunku ręce. Chwyciła je za nie i przytuliła. Opowiadała, że ogarnięta jakiś szałem zaczęła dusić dziewczynkę. Zosia opierała się, ale po chwili opór ustał.

- Domyśliłam się, że to trup- mówiła na sali sądowej, na której zapadła cisza. - Przelękłam się. Chciałam za wszelką cenę usunąć ciało. Wyniosłam je na dwór. Bardzo się bałam. Zatrzymałam się przed kloaką. Oparłam worek. Zwłoki wpadły do otworu. Usłyszałam chlust. Uciekłam nie oglądając się za siebie. Nie wiedziałam co się stało. Cały czas miałam wrażenie, że Zosia wyszła i zaraz wróci... Sąd skazał ją na dożywotnie więzienie. Gdy ogłaszano wyrok rozległ się płacz matki i sióstr skazanej.


>>>>



Zobacz również

Oto prezent Michała Probierza dla Kuby Wojewódzkiego. Wręczył mu pewien upominek

Oto prezent Michała Probierza dla Kuby Wojewódzkiego. Wręczył mu pewien upominek

Zgoda Śląska Wrocław romansuje z Putinem?! Wstyd!

Zgoda Śląska Wrocław romansuje z Putinem?! Wstyd!

Polecamy

Reklamy na VOD już w Polsce – będziesz oglądać?

Reklamy na VOD już w Polsce – będziesz oglądać?

Na Euro 2024 jedzie pięciu polskich sędziów. W tym ten najlepszy!

Na Euro 2024 jedzie pięciu polskich sędziów. W tym ten najlepszy!

6 na 10 uczniów używa sztucznej inteligencji do nauki. Idziemy w dobrym kierunku?

6 na 10 uczniów używa sztucznej inteligencji do nauki. Idziemy w dobrym kierunku?