Jest pan już czternastym laureatem naszego plebiscytu na najlepszego łódzkiego rugbistę, ale chyba najbardziej zaskakującym, bo to zazwyczaj pan pracuje na sukcesy kolegów. Przyszła pora, żeby wyjść z cienia?
Piotr Karpiński (rugbista Master Pharm Budowlani): – Ja też nie spodziewałem się zwycięstwa. I mówię to szczerze. Tak naprawdęzorientowałem się, że mogę wygrać dopiero trzy tygodnie przed zakończeniem rozgrywek. Wtedy z większą uwagą zacząłem śledzić ranking.
Co dla pana oznacza to wyróżnienie?
– To najlepsze podsumowanie rocznej pracy i postawy w meczach. Wyróżnienie jest tym bardziej wartościowe, że w tym rankingu ocenia nas sztab szkoleniowy. Warto było się starać i da mi to motywację do dalszej pracy.
Stanie się pan teraz prawdziwym liderem Budowlanych?
– Nie, znam swoje miejsce w szeregu. W naszej drużynie jest wielu bardziej doświadczonych zawodników i to im się należy ta rola. Ja, jak zawsze, będę się starał dawać z siebie wszystko.
Dla pana to był najlepszy sezon w karierze?
– Moja kariera w rugby piętnastoosobowym trwa dopiero dwa i pół roku, a więc w każdym sezonie staram się być lepszy. Otrzymana właśnie nagroda pokazuje, że chyba mi się udało.
Pewnie ocena byłaby lepsza, gdyby udało się wywalczyć jakiś medal...
– Zawsze miło jest, gdy jakiś medal na koniec wisi na szyi i do dziś trudno mi powiedzieć, dlaczego nam się nie udało. Wszystko szło bardzo dobrze do fazy play-off. Niestety, w niej nie prezentowaliśmy już tej formy, co wcześniej. Nie wiem, dlaczego tak się stało. Na osłodę pozostał nam brązowy medal z mistrzostw Polski w siódemkach. Zresztą ten kolor bardzo mnie polubił, bo wcześniej taki medal zdobyliśmy we Włókniarzu i przed rokiem też byliśmy trzeci w piętnastkach.
A jak zaczęła się pana przygoda z rugby?
– Zawsze chętnie garnąłem się do sportu – grałem w piłkę nożną, siatkówkę, walczyłem na macie, ale na rugby trafiłem dość późno, bo miałem już 19 lat. Bakcyla połknąłem dzięki Przemkowi Pietrzakowi, z którym razem pracowałem i zaprosił mnie na trening rugby siedmioosobowego we Włókniarzu Zgierz. Stamtąd trafiłem do Budowlanych, gdzie dostałem prawdziwą szkołę rugby.
Co ciekawe, w łódzkiej drużynie był już jeden Piotr Karpiński...
– Przez to na początku było mnóstwo śmiechu. Do dziś zresztą wszyscy – sędziowie, spikerzy na stadionach i kibice – dziwią sie, jak to jest, że Piotr Karpiński gra z numerem cztery i z numerem pięć. Bo oprócz tego, że mamy takie same imiona i nazwiska, to gramy na tych samych pozycjach.
Dobry sezon w pana wykonaniu dostrzegli też trenerzy reprezentacji Polski.
– Tego też się nie spodziewałem, ale powołanie na sierpniowe zgrupowanie było spełnieniem kolejnego marzenia. Kiedyś oglądając mecze Budowlanych myślałem, o tym, by być na boisku, a teraz chciałbym zaśpiewać hymn przed meczem reprezentacji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
Plotki, sensacje i ciekawostki z życia gwiazd - czytaj dalej na ShowNews.pl
- Kaźmierska wróci za kraty? Mecenas Kaszewiak mówi, dlaczego tak się nie stanie
- Czyżewska była polską Marilyn Monroe. Dopiero teraz dostała kwiaty na grób
- Co się dzieje z Sylwią Bombą? Drobny szczegół totalnie ją odmienił [ZDJĘCIA]
- Olbrychski nie przypomina dawnego amanta "Jest jak Kopciuszek po dwunastej w nocy"