Piłkarze Widzew królami remisów. Łodzianie utrzymali się w ekstraklasie

Uprawianie propagandy sukcesu mija się z celem. Nawet najbardziej zagorzali sympatycy drużyny ze stolicy Małopolski zdążyli już zapomnieć, że ich ukochany zespół zajmował kiedyś czwarte miejsce w ekstraklasie (jeszcze za kadencji trenera Stefana Majewskiego).
W tym sezonie ,,Pasy'' zajmują bowiem ostatnie miejsce w tabeli ekstraklasy. To one mają najmniej zwycięstw (zaledwie cztery), a na stadionie przy ul. Kałuży doznały aż siedmiu porażek (tylko trzykrotnie wygrywając). W tej sytuacji nie ma więc mowy o przypadku.
Patrząc z tej perspektywy, nie sposób nie dostrzec mankamentów w postawie widzewiaków. W trakcie meczu kilkakrotnie zdarzały im sie irytujące momenty, kiedy stanowczo zbyt łatwo oddawali inicjatywę gospodarzom. Goście mogli zostać za to ukarani chociażby po główce z bliska ekswidzewiaka Bartłomieja Grzelaka. Raziła też chwilami liczba niedokładnych podań w środku pola, co owocowało kontraatakami Cracovii.
Jednak nie można przesadzać. Spoglądanie na ten remis wyłącznie w czarnych barwach byłoby niesprawiedliwie. W końcu team Mroczkowskiego znów potrafił nie przegrać starcia z desperacko potrzebującym punktów rywalem (wcześniej miało to miejsce chociażby w prestiżowych derbach naszego miasta z ŁKS). Nie ma więc mowy o odpuszczaniu, co wielu głośno sugerowało.
W tych rozgrywkach to właśnie widzewiacy dzierżą berło królów remisów, aż jedenaście meczów z ich udziałem zakończyło się nierozstrzygniętym rezultatem. Można więc tylko żałować, że nie udało im się częściej wygrywać. Cieszy, że łodzianie nie stracili w Krakowie gola. To już jedenaste starcie ,,na zero'' z tyłu drużyny z al. Piłsudskiego. Kiedyś Widzew słynął z tego, że naprawdę trudno było pokonać jego bramkarza. Wbrew pozorom, w tych rozgrywkach również nie jest to tak proste, jak niektórzy przypuszczają.
Widzewiacy utrzymali się już w ekstraklasie, nawet gdyby przegrali trzy ostatnie mecze (mają 13 pkt przewagi nad ŁKS).