Piłkarska ekstraklasa. Letnie transfery ŁKS nie zachwycają

W ŁKS twierdzą, że badania piłkarzy są rutynową formą sprawdzenia wydolności zawodników i nie mają nic wspólnego z pięcioma z rzędu porażkami drużyny w ekstraklasie. Jednak środowisko wie swoje.

Słaby początek sezonu sprawił, że choć okienko transferowe zostało już zamknięte, do klubu z al. Unii dzwonią menedżerowie i proponują usługi zawodników, którzy nie mają aktualnie podpisanych umów z klubami. W tym gronie jest stoper z Norwegii, który ostatnio występował w rosyjskiej ekstralidze.

Oczywiście w ŁKS trawa zaklinanie rzeczywistości i słabe wyniki drużyny (piętnaste miejsce w tabeli i tylko cztery punkty na koncie) tłumaczone są debiutancką tremą, brakiem doświadczenia oraz szczęścia, a także indywidualnymi błędami zawodników, po których uciekły cenne punkty.

W ŁKS jak ognia unikają podjęcia się próby oceny letnich transferów, które zdaniem fachowców nie dały jakości drużynie, która rozpoczęła rywalizację w krajowej elicie. A przecież nie można zapominać, że wszyscy karmieni byliśmy informacjami, że dyrektor sportowy ŁKS jeździł po Europie i szukał piłkarzy o konkretnej charakterystyce, wskazanej przez trener Kazimierza Moskala. I właśnie tacy zawodnicy mieli trafić do łódzkiego klubu. Problem jednak w tym, że letni zaciąg nie bardzo się sprawdza w realiach ekstraklasy. Żaden z nowych piłkarzy nie stał się kluczowym, czy choćby ważnym elementem w zespole beniaminka. Jak na razie obcokrajowcy Jose Antonio Ruiz Lopez Pirulo (pozyskany z Realu Balompedica Linense), Ricardo Guima (Academica) i Dragoljub Srnić (Vozdovac Belgrad) są wyłącznie obciążeniem klubowego budżetu. Również obrońca Maciej Dampc (Bytovia Bytów) i pomocnik Michał Trąbka (ostatnio Stal Stalowa Wola) nie wygrali wewnętrznej rywalizacji, w której nagrodą jest miejsce w wyjściowej jedenastce łódzkiej drużyny. Jednym słowem tzw. wzmocnienia nie zachwycają.