Pierwsza liga. Czy piłkarze ŁKS potrafią promować futbol?

W Rzeszowie szykuje się futbolowe święto, bo przyjazd dwukrotnych mistrzów Polski wywołał spore zainteresowanie miejscowych kibiców.
Organizatorzy spodziewają się kompletu widzów. Pewne jest, że na trybunach zasiądzie liczna, bo ośmiusetosobowa grupa fanów łódzkiej drużyny. Wszystko zatem wskazuje na to, że łodzianie będą mieli doping niczym na własnym stadionie. Pewnie w ŁKS zdają sobie sprawę, że w takiej sytuacji nie wypada zawieść sympatyków.
A w ostatnich czasach nie jest to takie oczywiste. Fani drużyny z al. Unii mają prawo mówić, że początek drugiej części sezonu jest słaby, a sytuacji nie poprawiła też zmiana szkoleniowca. Ełkaesiacy grają chimerycznie, a w ich poczynaniach brakuje dynamiki, heroizmu i woli walki. Akcje liczące dziesiątki podań nie przesuwają drużyny do przodu, znudziły się już kibicom, wręcz irytują ich, a niezadowolenie słachać na każdym kroku. Pewnie w zespole też już wiedzą, że monotonna, bez odrobiny szaleństwa gra, nie może przynieść żadnych sportowych korzyści. Szokująca bezradność nie ma prawa się już powtórzyć.
W ŁKS muszą mieć nowy plan, pomysł, który zaskoczy rywala. W żadnym wypadku nie może się powtórzyć stacja z soboty, kiedy to broniący się przed spadkiem Stomil Olsztyn dokładnie rozpracował łódzki styl grania (a właściwie wymiany piłki między zawodnikami) i skutecznymi kontrami wyłożył ełkaesiaków na łopatki.
W niedzielę na ławce trenerskiej łodzian zabraknie Marcina Pogorzały. Szkoleniowiec w trakcie spotkania ze Stomilem nie zapanował nad emocjami i został przez arbitra wyproszony na trybuny. Jego miejsce zajmie Paweł Drechsler. W Rzeszowie zabraknie też Nacho Monsalve, który również został ukarany czerwoną kartką w trakcie ostatniego meczu.
Do kadry wracają Maciej Dąbrowski i Maciej Wolski, którzy odpokutowali już karę za nadmiar żółtych kartoników. Niedzielny mecz rozpocznie się o godz. 12.40.