Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pani Wanda wygrywa z rakiem. Sprzedała dorobek życia, żeby sfinansować kurację

Liliana Bogusiak-Jóźwiak
– Bez leków przeciwbólowych nie byłabym w stanie funkcjonować, choć – jak mówią niektórzy – choroby po mnie nie widać – mówi pani Wanda.
– Bez leków przeciwbólowych nie byłabym w stanie funkcjonować, choć – jak mówią niektórzy – choroby po mnie nie widać – mówi pani Wanda. Łukasz Kasprzak
56-letnia Wanda Tawrel, łodzianka, technik rtg, sześć lat temu zachorowała na raka papilarnego nerki. Gdy po kolejnej operacji lekarze zaproponowali jej leczenie tylko paliatywne (przeciwbólowe), postanowiła sama zawalczyć o życie. – Szukam w internecie informacji o nowatorskich terapiach, zgłaszam się do ośrodków, które je realizują, sama płacę ze leki – mówi kobieta. – Musiałam sprzedać wszystko, czego dorobiłam się przez ponad 30 lat.

Ból w plecach

Sześć lat temu spokojne dotąd życie pani Wandy legło w gruzach – rozpad małżeństwa i śmiertelna choroba matki. O własnym zdrowiu i samopoczuciu nie myślała. Nie dziwiła się, że bolą ją plecy skoro dźwiga chorą mamę, nawet nie pomyślała, aby w pracy przyłożyć głowicę usg i sprawdzić, czy coś złego się nie dzieje.
– Na badanie poszłam, dopiero gdy dostałam silnego ataku bólu – wspomina.

Wynik badania nie nastrajał optymistycznie. „Guz o wymiarach 4 cm na 6 cm w prawej nerce. Drugi zlokalizowany w węzłach chłonnych nacieka na żyłę główną”. Kilka tygodni później Wanda Tawrel trafiła na stół operacyjny. Papilarny rak nerki nie chciał jednak odpuścić – co go usunięto, to odrastał. 

– Wtedy usłyszałam, że pozostaje mi leczenie paliatywne, a więc niwelowanie bólu i czekanie na śmierć – wspomina łodzianka. – Załamałam się, ale na szczęście nie na długo. Setki godzin spędziłam w internecie szukając informacji o tym, kto, gdzie i jak leczy ten rodzaj raka. Trafiłam do Centrum Onkologii w Bydgoszczy, potem w Gliwicach, gdzie lekarze zastosowali nowoczesny rodzaj naświetlań tzw. tomoterapię, po której guz w jamie brzusznej zmniejszył się o połowę. Zakwalifikowałam się też do badań klinicznych prowadzonych przez jedną z firm farmaceutycznych. Wzięło w nich udział stu pacjentów z rakiem papilarnym nerki, w tym 18 z Polski, którzy przez kilka miesięcy leczeni byli nowym lekiem. Ta terapia na jakiś czas powstrzymała rozwój raka.

Kolejne poszukiwania zaprowadziły ją do kliniki onkologii w Warszawie – lekarze znaleźli dla niej leki, które mogłyby powstrzymać rozwój choroby. Pieniądze na pierwszą kurację pomogli pani Wandzie zebrać przyjaciele, koledzy z pracy oraz związki zawodowe techników RTG. Gdy po trzech miesiącach wykonała tomografię cieszyła się, że dzięki nowemu lekowi guzy się zmniejszyły, nie ma nowych przerzutów.

– Wtedy zdecydowałam, że będę kontynuowała leczenie. Sprzedam dom, spłacę byłego męża, a to, co mi zostanie, przeznaczę na kurację – opowiada. – Tak też zrobiłam, choć nie był to dobry czas na sprzedaż nieruchomości. Zamieszkałam u przyjaciela.

Lekarze z warszawskiej kliniki, widząc skuteczność terapii, wystąpili do NFZ z wnioskiem o sfinansowanie chemioterapii niestandardowej. Prośbę pozytywnie zaopiniował wojewódzki konsultant do spraw onkologii w Warszawie. Odpisano, że: „Nie można sfinansować terapii niestandardowej, bo lek jest na liście leków refundowanych”.

Rzeczywiście, leki stosowane w leczeniu raka nerki są wpisane na listę leków refundowanych. Jednocześnie program lekowy utworzony przez prezesa NFZ precyzuje kryteria, które pacjent musi spełnić, aby otrzymać takie leczenie – powinien mieć raka jasnokomórkowego nerki w co najmniej 60 procentach. Jeśli ktoś tak jak Wanda Tawrel ma w stu procentach raka papilarnego, to z programu skorzystać nie może. Ale o tym urzędnicy się nie zająknęli.

– We wszystkich krajach Unii Europejskiej wspomniane leki są stosowane w terapii obu rodzajów raka. Tymczasem nasi urzędnicy przekonują, że nie ma badań wskazujących na to, aby były one skuteczne w leczeniu papilarnego – opowiada pani Wanda. – W ostatnim piśmie centrala funduszu zdrowia poradziła mi, cytuję: „rozważenie terapii charytatywnej sponsorowanej przez producenta leku”. Cały czas przyjmuję leki, ale moje oszczędności lada moment się skończą. Chcę jednak wierzyć, że tam na górze ktoś nade mną czuwa. Skoro już tyle razy udało mi się zdobyć środki na leczenie, to może i tym razem tak będzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany