Pacjenci Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Łagiewnikach. Młody szarak na kuracji u łódzkich leśników

Szarak dostaje bardzo tłuste mleko, podobne do tego, jakim karmiłaby go matka. Wkrótce dieta zostanie wzbogacona o koniczynę, mlecz i granulat. Młody zwierzak musi nabrać odpowiedniej masy mięśniowej i wzmocnić skoki, czyli tylne nogi. Gdy tylko w nocy temperatura wzrośnie, maluch przeprowadzi się do zagródki. Tam będzie się uczył skakania, by stać się samodzielnym i dać sobie radę na wolności. A zostanie wypuszczony latem.

Szarak został zaatakowany przez psa i dosłownie wyrwany mu z pyska. Na szczęście zając nie odniósł poważniejszych obrażeń.
- Apelujemy do łodzian wybierających się na spacery i wycieczki do lasów, by nie spuszczali psów ze smyczy. Nawet spokojne w domowych warunkach czworonogi potrafią gonić i atakować dzikie zwierzęta. I nawet jeśli pies nie zrani sarny, to może ją zmusić do panicznej ucieczki na drogi czy tereny zurbanizowane. Później takie sarny wyciągamy ze studni. Poranione zostają uwięzione w ogrodzeniach lub są ranne po kolizjach z samochodami. Tej zimy odnotowaliśmy aż ponad 80 interwencji związanych z sarnami. I niestety, była to rekordowa liczba – mówi Kamil Polański, kierownik Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt w Łagiewnikach.

Początek wiosny to stosunkowo spokojny czas w placówce. Pod koniec marca do lasu wróciły cztery odchowane i wyleczone sarny. Ale pacjentów nie brakuje, pracownicy zajmują się teraz kilkudziesięcioma jeżami. Są także stali rezydenci, czyli zwierzęta, które z powodu odniesionych urazów nie wrócą już do natury. Wśród nich znalazł się bocian, który wpadł na linię wysokiego napięcia i złamał skrzydło, trzeba je było amputować, są też niewidoma sarna i kulawy żuraw.