Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ożywienie w łódzkim handlu. Ukraińcy wspierają handel - nawet co trzeci kupujący to uchodźca

(KZ)
Od czasu wybuchu wojny w Ukrainie i masowego pojawienia się uchodźców… w handlu zapanowało ożywienie. W niezbyt zamożnej Łodzi kilkadziesiąt tysięcy nowych klientów poprawiło finanse sklepów, ale także i marketów.

Od czasu wybuchu wojny w Ukrainie i masowego pojawienia się uchodźców… w handlu zapanowało ożywienie. W niezbyt zamożnej Łodzi kilkadziesiąt tysięcy nowych klientów poprawiło finanse sklepów, ale także i marketów.

Sprzedawczyni z małego sklepu przy ul. Legionów, gdzie najtańsze zakupy można zrobić już za złotówkę, jest Ukrainką już od kilku lat mieszkającą w Polsce. Doskonale posługuje się naszym językiem.

- Już co trzeci klient to Ukrainiec. Jest ich dużo więcej niż jeszcze niedawno – opowiada zadowolona z ruchu w sklepie. Kupują tu kosmetyki, środki chemiczne, artykuły gospodarstwa domowego, które są tu wyjątkowo tanie.

Tuż za rogiem jest jeden z najsłynniejszych sklepów w mieście „U Leonarda”. Towar jest tu lepszej jakości, ale nie zawsze tani.

- Drożyzna spowodowała, że mniej mieszkańców robi u mnie zakupy, ale już co czwarty to Ukrainiec, dlatego wyszedłem na zero – opowiada.

Klienci zza wschodniej granicy zazwyczaj kupują tu produkty najtańsze, ale niektórzy zachwycają się świeżymi truskawkami, których u nich jeszcze nie było przed wybuchem wojny. Dlatego kupują te owoce i nie odstrasza ich cena.

- Wielu z nich jest dopiero od kilku czy kilkunastu dni i nie bardzo orientuje się w wartości złotówki – mówi właściciel.

Kolejny sklep, również w centrum miasta, handluje artykułami spożywczymi.

- Oprócz miejscowych klientów, co dziesiąty to Ukrainiec – szacuje sprzedawczyni, zadowolona, bo utarg rośnie, chociaż nie tak szybko jak się spodziewała.

Ukraińcy wspierają również łódzkie lombardy. Jak na razie nie jest ich wielu.

- Przede wszystkim przychodzą po szybkie pożyczki pod zastaw, ale trudno ocenić, czy przyjechali dopiero teraz czy już od dawna są w Łodzi – opowiada właściciel jednego z lombardów.

W małej piekarence u Bogusza zdarzają się osoby z Ukrainy, ale nieliczne.

- Niech pan pójdzie do Biedronki, albo do hipermarketów. Gdy byłam w Galerii Łódzkiej to czułam się jakbym wyjechała za granicę, bo więcej gadało po rosyjsku i ukraińsku, a mało kto po polsku – podpowiada sprzedawczyni.

W Biedronce przy ul. Ogrodowej, szczególnie po południu, co druga osoba to Ukrainiec. Niektórzy przychodzą całymi rodzinami. Dziewczyna mówiąca łamaną polszczyzną mówi, że znajomi wskazali jej to miejsce, bo tu jest tanio. Sama ma w koszyku kilka bochenków chleba, cukier, makaron, mleko. To dla siebie i mniej obytych znajomych z Ukrainy.

Monika Langner, rzecznik prasowy CH Manufaktura, gdzie na każdym kroku można spotkać Ukraińców twierdzi, że firma jest bardzo zadowolona z liczby gości w centrum.

- Mamy dużo więcej odwiedzających, ale dokładne liczby będziemy znali dopiero na początku przyszłego miesiąca – informuje.

Ilu jest wśród kupujących „nowych” Ukraińców? Tego nikt nie jest w stanie ocenić. Pełne mam z dzieciakami jest Machinarium czyli wyjątkowy plac zabaw w rotundzie galerii handlowej. Kobiety przyznają, że do Manufaktury przychodzą przede wszystkim pooglądać co jest w sklepach. Zakupów na razie nie robią, bo na niewiele ich stać.

Coraz więcej sklepów ma wywieszki zapraszające klientów albo oferujące pracę nie tylko po polsku ale i ukraińsku. Ale w Łodzi są też takie sklepy, które mają wyłącznie produkty pochodzące z tego kraju. Jeden z nich znajduje się na ul. Żeromskiego przy ul. 6 Sierpnia. Nazywa się „Barszcz Ukraiński”. Sprzedawczyni, młodziutka Ukrainka, ale już od 4 lat w Polsce jest bardzo zadowolona z obrotów.

- Kiedyś było tu więcej Polaków niż Ukraińców, ale od wybuchu wojny naszych jest dużo więcej – opowiada.

Chociaż ceny w sklepie nie należą do niskich, Ukraińcy wychodzą z pełnymi torbami. A można tu kupić wszystko co Ukraina produkuje, nie tylko pierożki pielmieni, ale także konserwy, ekskluzywne kiełbasy w cenie ponad 80 zł za kilogram, kawior, gdzie za słoiczek trzeba zapłacić kilkadziesiąt złotych… ale ceny nie wszystkich odstraszają przed przypomnieniem rodzinnych smaków.

Wszyscy liczą, że tak liczna obecność uchodźców poprawi kondycję łódzkiego handlu.

- Trzeba tylko poczekać aż okrzepną, znajdą sobie jakąś pracę, będzie więcej łodzian to i zarobek większy – optymistycznie komentuje właściciel sklepu przy ul. Kilińskiego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany