Ochroniarz z Manufaktury uratował życie 30 osobom. Trzy minuty na dotarcie do umierającego
- Znajoma nie wierzyła, że masowanie jest tak silne. Pokazałem jej na udzie. Uwierzyła, gdy pojawił się na niej ogromny siniak. Tyle, że potem mąż jakoś nie mógł uwierzyć, że to wynik pokazu ratowania życia - śmieje się Stanisław Dobruchowski.
Z jego dotychczasowych interwencji wynika, że zasłabnięcia najczęściej zdarzają się osobom chorym, które przed wyjściem często na wielogodzinne zakupy zapomniały wziąć leków, nic nie jadły, są meteopatami wrażliwymi na każdą zmianę pogody. Ratownicy przedmedyczni, a w Manufakturze jest ich sześciu - są wyposażeni w ciśnieniomierz, pulsoksymetr, defibrylator. Nie mogą jednak wykonywać żadnych zabiegów czysto medycznych np. zbadać poziom cukru u tracącego przytomność człowieka.
– Na szczęście wśród naszych klientów są także lekarze, pielęgniarki, ratownicy medyczni i oni nam pomagają widząc sytuację wymagająca interwencji. Niedawno miałem przypadek dziecka w wózku, które zrobiło się purpurowe na buzi, miało kłopoty z oddychaniem. Podszedł do nas lekarz i błyskawicznie zdiagnozował, ze maluch jest przegrzany, bo mama go za ciepło ubrała. Wystarczyło zdjąć z niego część odzieży i wywieźć na zewnątrz pasażu - wspomina ochroniarz - przedratownik.
Czytaj więcej na następnej karcie