Ochroniarz z Manufaktury uratował życie 30 osobom. Trzy minuty na dotarcie do umierającego
Stanisław Dobruchowski jest nietypowym ochroniarzem. Przyznaje, ze nigdy nie lubił walki, siły, przemocy. Zawsze lubił pomagać innym. Przed zatrudnieniem się w Manufakturze był strażakiem, gdzie jego zadaniem również było pomaganie ludziom. Po przejściu na emeryturę przyjął pracę w Centrum od razu jako ratownik przedmedyczny. Pracuje już tu 14 lat. W tym czasie resuscytacji, czyli przywróceniu pracy serca poddał około 30 osób, którzy prawdopodobnie zmarliby gdyby nie jego pomoc. Cieszy się z każdego uratowanego życia i dlatego najbardziej bolą go przypadki, gdy poniósł porażkę. Na jego oczach zmarły dwie osoby, starsza kobieta i młody mężczyzna.
- Moim zadaniem jest walka o życie nawet gdy wydaje mi się, ze już nie ma nadziei. Nie przerywam aż do chwili przyjazdu pogotowia ratunkowego - opowiada.
Pierwszym jego działaniem jest sprawdzenie czy serce pracuje i jest oddech. Szybko rozrywa koszulę, aż guziki daleko lecą i przykłada ucho do klatki piersiowej kierując usta w kierunku twarzy nieprzytomnej osoby. Gdy nie usłyszy bicia serca, nie poczuje oddechu, bada jeszcze ciśnienie i puls. Potem robi masaż klatki piersiowej.
– Wymaga on ogromnej siły. Czasem zdarza się, że masuję tak silnie, że pękają żebra. One jednak się zrosną, a uratowanie życia jest najważniejsze - mówi.
Czytaj więcej na następnej karcie