Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Obrońcy rodziców zmarłej Madzi: nie osądzajcie ich zbyt pochopnie

Alicja Fałek
Na tablicy przy wjeździe do Brzeznej ktoś napisał czerwoną farbą - mordercy. Napis pojawił się zaraz po tragedii
Na tablicy przy wjeździe do Brzeznej ktoś napisał czerwoną farbą - mordercy. Napis pojawił się zaraz po tragedii Przemysław Malisz
- Córka się nie obudziła... nie oddycha - szlochała do telefonu Joanna P., matka sześciomiesięcznej Magdy z Brzeznej, prosząc o pilny przyjazd pogotowia na ratunek jej córeczce.

Czytaj także:

"Gazeta Krakowska" dotarła do pełnego zapisu tej 9-minutowej rozmowy. W jej trakcie dyżurny instruuje kobietę, a później jej męża Michała jak mają postępować, by uratować dziewczynkę. - Złapać usta i buzię dziecka i zrobić pięć wdechów ratunkowych. Wdmuchnąć powietrze w usta dziecka, ale z umiarem, nie za dużo. Halo! Słyszy pani? - dopytuje nerwowo dyspozytor. - Ona nie reaguje! - krzyczy matka.

Reanimacja nie przynosi efektu. - Karetka zaraz tam będzie u was - uspokaja dyspozytor. - Ale ona jest zimna już - traci nadzieję ojciec dziecka.

Mimo podjęcia walki rodziców o życie córeczki prokuratura nie ma wątpliwości, że to oni odpowiadają za śmierć Magdy. Wyniki sekcji zwłok nie pozostawiają złudzeń. Wyłączną przyczyną jej zgonu było skrajne wyniszczenie organizmu, spowodowane niedostarczaniem odpowiedniej ilości pożywienia.

Choć śledztwo jest dopiero w początkowej fazie, wielu mieszkańców Brzeznej już wydało swój wyrok. Przy wjeździe do wsi na tablicy przy nazwie miejscowości ktoś czerwoną farbą napisał - mordercy.

Sąsiedzi rodziny P., starają się zrozumieć, co wydarzyło się w tym domu. - Wyglądali na szczęśliwą rodzinę, to głęboko wierzący ludzie - mówi Marek Uszko, który mieszka naprzeciwko domu Joanny i Michała P. - Starali się o drugie dziecko, wyczekiwali córeczki.

Równie zaskoczona jest Sabina Gołębiewska, lekarz pediatra z Brzeznej. - Byłam tam na pierwszej wizycie z położną. Mama była przeszczęśliwa - powiedziała nam lekarka, która zajmowała się małą Magdą do końca trzeciego miesiąca jej życia. Na początku lutego jej ojciec odmówił prowadzenia przez nią dziecka. - Rodzice nie szczepili dzieci. Gdy Magda miała trzy miesiące, pielęgniarka środowiskowo-rodzinna była u niej i zgłosiła konieczność wizyty lekarskiej ze względu na zaczynające się problemy skórne u dziecka - mówiła dr Gołębiewska. - Wówczas udałam się na wizytę do tej rodziny, ale nie zastałam ich.

Po telefonicznej rozmowie ustalili spotkanie na następny dzień. Kolejnego dnia ojciec pojawił się w przychodni. - Po rozmowie ze mną kategorycznie odmówił leczenia przeze mnie dzieci. Stwierdził, że stać go na to, żeby leczyć je prywatnie - dodała. Pediatra z przychodni usłyszała również, że mężczyzna ma prawo wyboru lekarza. Kobieta nalegała, aby ojciec dziewczynki dostarczył jakąś informację dotyczącą jej leczenia. Michał P. stwierdził, że córką zajmie się lekarz ze Słowacji, gdzie on prowadzi firmę. Wypisał Magdę z przychodni. - Ojciec odmówił składania wyjaśnień - mówi prokurator Beata Stępień-Warzecha, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu. - Matka utrzymuje, że dbała o dziecko i karmiła je mlekiem krowim i kozim, ale przyznaje, iż wiedziała, iż traci ono na wadze.

Choć nie ma jeszcze pełnych wyników sekcji zwłok dotarliśmy do informacji, że Madzia w dniu zgonu ważyła raptem 3,5 kilograma. Tymczasem jak mówią pediatrzy zdrowe, półroczne dziecko powinno mieć masę w okolicach 7 kg, a więc dwa razy większą. - Nie do przyjęcia jest karmienie niemowlaka mlekiem krowim czy kozim, bo one najbardziej uczulają - mówi lek. med. Irena Gawrońska, ordynator oddziału neonatologicznego sądeckiego szpitala.

Alergię, najpewniej na mleko, miała Magda. Ojciec w rozmowie z dyspozytorem przyznał, że w ostatnim czasie (nie precyzuje jak długo) dziewczynka miała biegunki. Mogła się więc odwodnić. Śledczy nie mają wątpliwości, że stan dziecka pogarszał się od kilku tygodni. Dlaczego lekarzy wezwano na pomoc, gdy dziecko już nie żyło - to ustalają teraz biegli. - W głowie namieszał im pewnie ten szarlatan, znachor, do którego podobno chodzili z Madzią - kręci głową Marek Uszko, sąsiad rodziny P.

Wątek znachora z Nowego Sącza przewija się w śledztwie. Nasi reporterzy kilkakrotnie próbowali skontaktować się z mężczyzną. Od kilku dni jego dom zamknięty jest na głucho. Z naszych informacji wynika, że mężczyzna wyjechał zaraz po ujawnieniu przez policję tragedii w Brzeznej.

Nieoficjalnie wiadomo, że Madzia miała uczulenie, jej organizm nie tolerował niektórych produktów. To właśnie z tymi problemami jej rodzice mieli udać się do znachora. Ten miał leczyć dziecko przy pomocy ziół i kadzidełek. Chodzili do tego samego mężczyzny, z którego usług korzystała mieszkanka Łukowicy. Jej 5-letni syn chorował na nerki. Znachor przepisał mu zioła, miał odradzać matce kontakt z lekarzem. Chłopiec zmarł. W trakcie śledztwa znachor zaprzeczał, że miał kontakt z dzieckiem. Jednak z zeznań sąsiadów wynikało, że był stałym gościem w domu chłopca. Został skazany za składanie fałszywych zeznań.

Sprawy kontaktów rodziców Madzi ze znachorem nie komentuje obrońca Michała P. mecenas Marek Eilmes z Nowego Sącza. Twierdzi, że w tej sprawie nie należy wyciągać pochopnych wniosków. - Po zapoznaniu się z okolicznościami tego tragicznego wydarzenia na dziś przestrzegam przed potępieniem tej rodziny - mówi Marek Eilmes. - To był splot wielu tragicznych okoliczności.

Teraz ocena tych niewątpliwie tragicznych okoliczności pozostaje w rękach sądu.

Rozmowa z dr Jerzym Friedigerem wiceszefem Okręgowej Izby Lekarskiej w Krakowie

Jak pan, jako lekarz, ocenia postępowanie rodziców małej Madzi. Zrezygnowali z opieki specjalistów z przychodni, choć dziecko było chore.
Ten wątek pozostawiam do zbadania odpowiednim służbom, mam tu na myśli prokuraturę i sąd.

Ale czy istnieją przepisy, które zabraniają rodzicom zaprzestania leczenia dziecka?
Dziecko nie jest własnością rodziców i chroni je prawo, jak każdego innego obywatela. Nie mniej jednak to rodzice decydują o wyborze lekarza. Może to być lekarz najbliżej miejsca zamieszkania, ale i specjalista z innego województwa lub nawet z innego kraju. Nie mamy podstaw prawnych, by kontrolować, ani też nie wierzyć w autentyczność zaświadczeń składanych przez rodziców.

W śledztwie przewija się wątek znachora z Nowego Sącza, któremu rodzice Magdy mieli powierzyć leczenie swej córeczki. Jak pan ocenia skuteczność takich niekonwencjonalnych metod?
Znachor, o którym mowa, jest mi dobrze znany. Już w 2007 roku, po tragicznej śmierci 5-latka z Łukowicy, zgłosiliśmy do prokuratury podejrzenie o możliwości popełnienia przestępstwa przez tego mężczyznę. Wtedy odmówiono wszczęcia postępowania w tej sprawie. Prokuratura uznała, że ten pan i owszem przyjmuje pacjentów i ich leczy za pomocą posiadanej przez niego energii i ziół, ale przyjmuje za to dobrowolne datki. W związku z tym jest to jedynie wykroczenie, nie można było dowieść, że bez uprawnień wykonuje zawód lekarza i bezpośrednio naraża pacjentów na utratę zdrowia lub życia.

To znaczy, że wszyscy znachorzy stoją ponad prawem?
Znachorzy mają się bardzo dobrze, a prawo ich nie obejmuje. Głośno jest o nich dopiero wtedy, gdy wychodzą na jaw takie tragedie, jak ta z Brzeznej.

Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj
Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Obrońcy rodziców zmarłej Madzi: nie osądzajcie ich zbyt pochopnie - Gazeta Krakowska

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany