Nieudany początek piłkarzy ŁKS. Trudno być po tym meczu optymistą

Trudno być po tym meczu optymistą. Piłkarze z al. Unii, którzy zapowiadali włączenie się do rywalizacji o awans do ekstraklasy, kolejny raz zawiedli. Z taką dyspozycją nie ma co liczyć na to, że ełkaesiacy zaczną odrabiać straty do ligowej czołówki.
Wprawdzie to dopiero pierwszy mecz drugiej części sezonu, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że trener Kibu Vicuna nie wykorzystał zimowej przerwy do tego, by odmienić zespół z al. Unii. Ponownie widzieliśmy w akcji chaotyczną drużynę, pozbawioną lekkości gry, a przede wszystkim dynamiki. Schematyczne, bez odrobiny finezji akcje, nie mogły zaskoczyć przedostatniej drużyny w tabeli. ŁKS wyraźnie się męczył, a toporne granie było wodą na młyn dla gospodarzy, dla których wywalczenie punktu z łodzianami było ogromną sprawą. Wiadomo, że każda zdobycz wywalczona z wyżej notowanymi zespołami przybliża ten zespół do celu, jakim jest utrzymanie się w pierwszoligowym towarzystwie.
ŁKS to obecnie przeciętny zespół, którego gra często irytuje. Zupełnie zawiedli obcokrajowcy, którzy mieli być siłą napędową tej drużyny. Przewidywalni aż do bólu, człapiący po boisku i wyłącznie wymachujący rakami w geście niezadowolenia, byli zupełnie bezproduktywni. Okazuje się, że ambicja to dla nich, przynajmniej w tej chwili, zupełnie abstrakcyjne pojęcie.
Warto podkreślić, że zmiennicy nie wnieśli wiele do gry dwukrotnych mistrzów Polski. W teorii ŁKS ma silną kadrę, ale zupełnie nie było tego widać na boisku.
Ten mecz potwierdził, że rację miał Adam Kaźmierczak, wiceprezes PZPN, który twierdził przed startem wiosny, że z taką grą w defensywie, ŁKS nie ma co myśleć o włączeniu się do rywalizacji o ekstraklasę. To gorzka satysfakcja, ale taka jest rzeczywistość.