- Tyle że nie byliśmy w Holandii, ani w ogóle nigdzie za granicą naszym samochodem – zarzeka się pani Wojtynka. - To 18-letnie auto, którym jeździmy wyłącznie po Łodzi, bo na dalszą trasę absolutnie się nie nadaje. Samochodu również nikomu nie pożyczaliśmy. Syn ma swój.
Mandat opiewał na 126 euro plus 9 euro kosztów administracyjnych. W piśmie podano numer rejestracyjny auta (zgadzał się), ale nie było marki pojazdu ani też zdjęcia zarejestrowanego przez fotoradar.
- Kompletnie nie wiedzieliśmy, co zrobić. Ponieważ podejrzewaliśmy, że to może być próba wyłudzenia pieniędzy, poszliśmy na komisariat przy ul. 3 Maja. Dyżurujący tam policjant zadzwonił do ambasady Holandii, ale tam odesłano go na stronę internetową CJIB. Pod widniejący na piśmie adres wysłaliśmy oczywiście listem poleconym odwołanie i prośbę o przesłanie zdjęcia z fotoradaru – kontynuuje pani Longina. - Zamiast zdjęcia kilka dni później otrzymaliśmy... kolejny mandat do zapłacenia, tym razem w kwocie 144 euro, za następne przekroczenie prędkości. Ręce nam opadły.
Dopiero w ubiegłym tygodniu państwo Wojtynkowie dostali z Holandii kolejne pismo – tym razem z informacją, że ich odwołanie wpłynęło do prokuratora. Ale zdjęcia z fotoradaru nie otrzymali do tej pory. I zachodzą w głowę, jakim sposobem ich tablice rejestracyjne znalazły się na aucie łamiącym przepisy w Holandii, skoro wciąż wiszą, nie zmieniane zresztą, na samochodzie, który się z Łodzi nie ruszył.Jedynym wytłumaczeniem jest, że ktoś podrobił tablice rejestracyjne ich samochodu. Czyli że po prostu mieli pecha...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?