Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nawiedzone miejsca w województwie łódzkim. Gdzie straszy w Łodzi i regionie? "Był sam w pustym budynku i nagle..."

Matylda Witkowska
Dziwne postacie znikające nagle widywane są także w regionie łódzkim. Czy są tylko złudzeniem?
Dziwne postacie znikające nagle widywane są także w regionie łódzkim. Czy są tylko złudzeniem? 123RF
W jednej z łódzkich kamienic pojawiła się zjawa w skórzanym płaszczu, na cmentarzu w Drzewicy widziany był duch kobiety w czerni. Mieszkańcy słyszą też zmarłych bliskich.

Zjawa w skórzanym płaszczu, tajemnicza kobieta w czerni, przewracające się nagle przedmioty i przerażone nie wiadomo czym zwierzęta. O takich tajemniczych zjawiskach opowiadają sobie mieszkańcy regionu łódzkiego. Choć może się to wydawać niemożliwe, nawiedzonych miejsc w okolicy nie brakuje.

Nawiedzony pałac Juliusza Kindermanna przy ulicy Piotrkowskiej

Jednym z najbardziej znanych takich domów jest dawny pałac Juliusza Kindermanna przy ulicy Piotrkowskiej 137/139 w Łodzi, który obecnie jest siedzibą Klubu Nauczyciela. Wiele pracujących tu osób słyszało dziwne głosy. Jedna z pracownic, siedząc w pokoju, usłyszała odgłosy kroków na korytarzu. Kroki zbliżały się coraz bardziej i urwały się tuż przed zamkniętymi drzwiami. Kobieta wiedziała, że nikogo w budynku już nie ma...

Duch pokojówki Kindermanna

Według wszelkiego prawdopodobieństwa hałasuje w nim dawna pokojówka Kindermanna. Beznadziejnie zakochana w swoim chlebodawcy miała z rozpaczy powiesić się w tym budynku. Prawdopodobnie przed laty widział ją na własne oczy pies dyrektorki klubu. Gdy podczas remontu przyszła wieczorem sprawdzić, czy w budynku są dobrze zamknięte okna, pies wbiegł na górę po schodach, po czym nagle zatrzymał się i zaczął przeraźliwe warczeć. Właścicielka nigdy jeszcze nie widziała tak przerażonego pupila.

Dziwne odgłosy w pustym budynku słyszała też jedna z pracujących tam szatniarek. - Kroki czy hałasy słychać bardzo często - mówiła jakiś czas temu kobieta. - Co wtedy robię? Siedzę sobie cichutko w szatni i czekam, aż przestaną - opowiadała.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Dawna kamienica Klemensa Elsnera w Łodzi

Złą sławę ma też łódzki dom pod bluszczem, czyli dawna kamienica Klemensa Elsnera, stojąca przy ulicy Gdańskiej 48. Od wielu lat dom stoi opuszczony, ale kiedyś mieściła się tam siedziba żandarmerii wojskowej. Pan Wojciech z Łodzi przed laty służył właśnie w tej jednostce. I chociaż jest mężczyzną twardo stąpającym po ziemi, przeżył tam chwile grozy.

W budynku tym znajdował się telefon i często wieczorami chodziło się tam zadzwonić lub odebrać połączenie - wspomina łodzianin. - Pewnego wieczoru ja też poszedłem tam porozmawiać. W budynku na pewno oprócz mnie nie było już nikogo, a jednak na korytarzu usłyszałem jakieś kroki. Zbliżały się i w końcu podczas rozmowy zobaczyłem, że zaczęła się ruszać klamka - opowiada. Łodzianin poczuł, jak wszystkie włosy stają mu dęba. - Na szczęście nic więcej się nie stało. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby te drzwi się otworzyły - wspomina łodzianin.

To jednak nic w porównaniu z tym, co przydarzyło się jednemu z podoficerów. - Siedział w tym budynku w toalecie, gdy usłyszał jakieś hałasy. Gdy wyszedł na korytarz, zobaczył mężczyznę w ciemnym, jakby skórzanym płaszczu. Przypominał niemieckiego oficera. Postać szybko zniknęła - relacjonuje były żołnierz.

Kobieta w czerni na cmentarzu w Drzewicy

Straszy też w innych miejscach regionu. Mieszkaniec jednej ze wsi pod Opocznem wybrał się w Dzień Zaduszny na cmentarz w Drzewicy. Chciał zapalić świeczkę na grobach bliskich. W dzień po Wszystkich Świętych na cmentarzu panował już spokój i mężczyzna był przekonany, że jest zupełnie sam. Jednak w alejce zobaczył ubraną na czarno kobietę. Zgodnie z wiejskim zwyczajem chciał jej powiedzieć „dzień dobry”. Ale gdy odwrócił się w jej stronę, postać zaczęła... uciekać. Mocno go to zdziwiło, więc próbował ją dogonić. Niestety, postać zniknęła za rogiem i jakby rozpłynęła się w powietrzu. Mężczyzna spędził trochę czasu przy grobie i wyszedł z nekropolii. Przy drodze spotkał mężczyznę, pracującego w polu. Spytał, czy przed nim ktoś wychodził z cmentarza.- Nie, widziałem tylko pana - odpowiedział rolnik.

Sporo strachu najadł się też łodzianin, który przechodził obok cmentarza w sąsiednich Radzicach. W dawnych latach często jeździł tam do rodziny. - Wychodziłem wtedy często na pierwszy poranny pociąg do Tomaszowa. Trasa wiodła koło cmentarza, a zimą było wtedy ciemno - opowiada. - Pewnego razu zobaczyłem, jak zupełnie same otwierają się cmentarne drzwi. Popędziłem przez zaspy i nigdy tak wcześnie nie byłem na stacji - wspomina.

Ale i w innych miejscach kraju bywa strasznie. Jedna z tras wiodących z Lublina prowadzi przez ciemny las. Kierowcy bardzo nie lubią tego miejsca, przy drodze pojawia się ponoć widmo kobiety z dzieckiem. Legenda głosi, że jest to młoda Żydówka, którą w czasie wojny chłopi przywiązali w tym lesie razem z maluchem i zostawili, aż oboje zmarli. Od tej pory kobieta pokazuje się przy drodze. Na dodatek trudno się od niej uwolnić, bo choć samochód jedzie, kobietę wciąż widać za oknem.

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

Duch z sanatorium w Połczynie

Pani Małgorzata z Łodzi spotkała ducha w sanatorium w Połczynie-Zdroju. Sanatorium mieściło się w ponurym, niemieckim gmaszysku z czerwonej cegły. - Pewnego wieczora długo nie mogłam zasnąć. Nagle poczułam, że ogarnia mnie przeraźliwe zimno, a nad łóżkiem ktoś stanął. W myślach kazałam mu odejść i ciepło wróciło - opowiada łodzianka. Następnego dnia poszła do recepcjonistki, by sprawdzić, czy nie był to sen. - Spytałam jej, czy goście nie skarżyli się na dziwne zjawiska. Zbyła mnie jakimś uspokajającym słowem, ale po jej spojrzeniu widziałam, że nie mówiłam o tym pierwsza...

Niektóre zjawiska nadprzyrodzone związane są nie z miejscem, ale osobami. Wiele osób wierzy, że to zmarli bliscy po śmierci dają im znaki, by pomóc lub dodać otuchy. Przekonany jest o tym pan Jerzy, łodzianin. - Któregoś roku w wieczór przed dniem Wszystkich Świętych poszedłem do pubu i wypiłem o jedno piwo za dużo - przyznaje łodzianin. Następnego dnia trudno mu było zebrać się na cmentarz. A miał odwiedzić grób mamy.

Miałem kupione kwiaty i znicze, ale było już po pierwszej, a ja wciąż nie mogłem wybrać się na cmentarz

- Miałem kupione kwiaty i znicze, ale było już po pierwszej, a ja wciąż nie mogłem wybrać się na cmentarz - wspomina łodzianin. - I wtedy nagle, zupełnie bez powodu, w regale przewrócił się kieliszek do koniaku. Taki kieliszek jest niski, szeroki, z grubą stopką. Nie jest łatwo go wywrócić. A poza tym moja mama lubiła koniak. Pamiętam, jak przychodziła do mnie i piła kawę, a do tego nalewałem jej lampkę koniaku, w takim właśnie kieliszku - wspomina łodzianin.

O znakach z zaświatów przekonany jest także pan Łukasz z Łodzi. - Po śmierci mamy musieliśmy podjąć wiele decyzji, związanych z pogrzebem i sprawami urzędowymi. Nie wszystkie były łatwe - opowiada mężczyzna. - Pewnego dnia siedzieliśmy z bratem i rozważaliśmy różne opcje, gdy nagle przy jednej włączyła się leżąca w szufladzie pozytywka. To była zwykła mechaniczna pozytywka, której od dawna nikt nie dotykał. Nie miała prawa się włączyć - zapewnia łodzianin.

Pozytywka w czasie tej rozmowy włączała się trzykrotnie. - Za każdym razem wybieraliśmy tę opcję, przy której grała muzyka. Jestem pewien, że w ten sposób mama dawała nam znaki i była zadowolona z podjętych postanowień - dodaje.

Natomiast zupełnie obcą zmarłą osobę zobaczył pewien mieszkaniec Lublina.

- W dzieciństwie jechałem z rodzicami autem i w pewnym momencie zobaczyłem stojącą przy drodze kobietę w czerwonej sukience - wspomina. - Okazało się, że kawałek drogi przed nami był wypadek. Mijaliśmy go, a na ziemi leżała ofiara, kobieta w czerwonej sukience. Do tej pory nie wiem, co to tak naprawdę było - dodaje.

Czy duchy istnieją?

Czy duchy istnieją? Być może, choć czasem ludzi ponosi wyobraźnia. Przekonała się o tym pani Ewa, emerytka z Łodzi. Kiedyś wracała późną nocą przez wieś i zaczęły ją gonić spuszczone z łańcuchów psy. Kobieta uciekła przed nimi w stronę cmentarza, wspięła na niski murek i przebiegła między grobami. Niestety, z drugiej strony cmentarza mur był bardzo wysoki. Łodziance udało się wspiąć na mur, ale zejść już nie potrafiła. Gdy zobaczyła jadącego na rowerze człowieka, zaczęła wzywać pomocy. Jednak gdy cyklista zobaczył siedzącą na cmentarnym płocie staruszkę, zamiast jej pomóc, popędził przed siebie z okropnym krzykiem...

CZYTAJ INNE ARTYKUŁY

"Dom zły" Wojciecha Smarzowskiego - to jedno ze skojarzeń, jakie przychodzi na myśl, po usłyszeniu historii ze wsi Pąchy koło Nowego Tomyśla. To tu we wrześniu 1979 r. Józef Pluta zamordował zabił siekierą Teresę S., jej męża i 13-letnią córkę, którą wcześniej zgwałcił. W stodole obok domu morderca zabił także 80-letniego Wojciecha J.Zobacz, jak wygląda miejsce, w którym popełniono brutalną zbrodnię i poznaj tę tragiczną historię ---> Zobacz też: Przerażające dawne metody leczenia. Dziś wywołają ciarki. Lobotomia, rażenie prądem, wypalanie żelazem. Jak kiedyś leczono pacjentów?

Mroczna tajemnica domu pod Nowym Tomyślem. W masakrze życie ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany