Najdziwniejsza ścieżka rowerowa w Łodzi: biegnie znikąd donikąd [ZDJĘCIA]

Zaczyna się tuż za łukiem ulicy Borowej, lecz żeby w nią skręcić, trzeba przejechać po pasach i chodniku. Urywa się zaś nagle po czterystu metrach, przed bramą cmentarza na Mani. Natomiast asfaltowa ścieżka pojawia się po drugiej stronie ulicy i biegnie przez sto kilkadziesiąt metrów parking przed dawną Verą, po czym znika, nie łącząc się z niczym. Od strony ronda przy ul. Krakowskiej dla rowerzystów wyremontowano dawny mostek tramwajowy, ale tu droga rowerowa dla nich ma kilkadziesiąt metrów zaczyna się przy ul. Bronowej, przecina Siewną i kończy w prawo... przejściem dla pieszych przez Krakowską, a w lewo wspomnianym mostkiem. Z niego można tylko pojechać gruntową ścieżką w las, bo przy Siewnej asfalt dla rowerów po prostu się urywa.

Dla kogo jest w takim razie ta niby rowerowa inwestycja?
– Wzdłuż ul. Siewnej remontowaliśmy chodnik biegnący po południowej stronie, wzdłuż cmentarnego muru. Postanowiliśmy za jednym zamachem zrobić tam również drogę rowerową – mówi Tomasz Andrzejewski z Zarządu Dróg i Transportu. – Podobnie jak na ul Solec, którą rowerzyści mogą wygodnie już pojechać z ul. Drewnowskiej i al. Unii. Na ścieżkę nie ma na razie wjazdy, nie jest zresztą oznakowana, ale prace dokończymy, prawdopodobnie jeszcze w tym roku – dodaje T. Andrzejewski.

Nie do końca przekonany do tej inwestycji jest nawet znany rowerowy aktywista Hubert Barański.
– Owszem, postulowaliśmy, by połączyć Teofilów z tym rejonem, ale nie tak! Budowanie odseparowanych dróg rowerowych przy ulicach o niezbyt dużym ruchu samochodowym nie ma po prostu sensu.

Pogoda na piątek