Morderstwo w centrum Łodzi przy al. Kościuszki. Napastnik zabił z powodu... wątróbki?
Do tego zabójstwa w centrum Łodzi, w pobliżu sądu przy al. Kościuszki, prawdopodobnie by nie doszło, gdyby nie... wątróbka. Od tego bowiem wszystko się zaczęło.
35-letni R. W., mieszkający kątem u znajomego, razem z jego matką, wypił z kumplem rano litr wódki. Potem wrócili do domu. Tu już była przygotowana smażona wątróbka, obiad dla całej rodziny. R. W. pożarł ją całą, korzystając z chwili nieuwagi domowników. Wówczas, po awanturze, kumpel i jego matka, wyrzucili go z mieszkania. Przed wyjściem zdążył jeszcze ukraść gospodarzom z kuchni duży, długi nóż, z 11-centymetrowym ostrzem. Był zdenerwowany tym, jak go potraktowano.
Około godz. 14 pojawił się przy pobliskiej agencji bankowej, gdzie w tym czasie dokonywała opłat 65-latka. Gdy wracała do domu, mężczyzna zaatakował ją. Chwycił od tyłu za szyję i zaczął dusić, usiłując jednocześnie drugą ręką wyrwać z jej rąk torebkę, w której znajdowała się portmonetka, a w niej 36 zł. Emerytka nie puściła torebki, nawet gdy upadła. Broniąc się, ugryzła bandytę w rękę. Wówczas napastnik zadał kobiecie dwa ciosy skradzionym wcześniej nożem - jeden w brzuch, a drugi w klatkę piersiową. Ciosy były na tyle silne, że nóż przebił kurtkę, w którą ubrana była ofiara, i poważnie zranił kobietę. Pomimo ataku, napadnięta nie puściła torebki. Wówczas R. W. odszedł od swej ofiary.
Czytaj na kolejnym slajdzie