Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mój sąsiad, Jack Strong

Bohdan Dmochowski
Gdyby polski emigrant, łodzianin i prawnik z wykształcenia Marek Ludwikiewicz nie zajrzał w grudniu 1987 roku do wydawanej w Nowym Jorku polonijnej gazety „Nowy Dziennik” z przedrukiem tekstu paryskiej „Kultury”, jego los nie splótłby się z losem zaocznie skazanego na śmierć 23 maja 1984 r. Ryszarda Jerzego Kuklińskiego - informatora Centralnej Agencji Wywiadowczej USA o pseudonimach operacyjnych: Mewa i Jack Strong. Ale zajrzał...

Po 30 latach od tego przypadku siedzimy w mieszkaniu Wiesławy i Marka Ludwikiewiczów przy ul. Północnej w Łodzi nad dokumentami, petycjami, listami i fotografiami, na których historia wycisnęła jeden imienny stempel: Ryszard Kukliński.

Zdrajca czy bohater

Pani Wiesława częstuje sernikiem własnej receptury - deserem nieprzypadkowym, bo właśnie dokładnie takim samym raczyła Ryszarda Kuklińskiego, ilekroć zjawiał się z sąsiedzką wizytą w ich domu w San Antonio na Florydzie. Co prawda od drzwi domu Ryszarda Kuklińskiego i jego żony Joanny w miejscowości Palm Harbor, do drzwi Wiesławy i Marka było 150 km, ale w Ameryce to żadna odległość. Tym bardziej, gdy pokonuje się ją białym porsche, a takim jeździł pułkownik.

Wizyty i rewizyty nabrały regularności latem 1994 roku, ale obie rodziny poznały się dwa lata wcześniej. Wtedy Kuklińscy mieszkali w Seattle i jeszcze żyli dwaj ich synowie - Bogdan i Waldemar (obaj zginęli w tajemniczych okolicznościach; Bogdan ponoć wypadł z jachtu i utonął w noc sylwestrową 1993r., a Waldemar w Dniu Niepodległości 4 lipca 1994 r. poniósł śmierć pod kołami ciężaróki).

- Wyjechałem do Stanów w 1983 roku, rok później dołączyła do mnie żona - porządkuje daty Marek Ludwikiewicz. - Wówczas nie było informacji ani o potajemnej ucieczce z kraju w listopadzie 1981 ważnej figury w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, jaką był Ryszard Kukliński, ani o wiszącym nad jego głową wyroku śmierci (w 1990 r. złagodzono go do 25 lat więzienia).

Po kolejnym doniesieniach „Nowego Dziennika” z 1992 roku, raptem opadła zasłona i ukazał mi się człowiek, który w latach zimnej wojny wykradał i przekazywał Amerykanom kluczowe dane o uzbrojeniu i taktyce Układu Warszawskiego oraz ostrzegł o planie wprowadzenia w Polsce stanu wojennego.

Omal nie trafił mnie szlag. Jak to! Jest rok 1992, ustrój w Polsce się zmienił, a Kukliński nie jest jeszcze uniewinniony i zrehabilitowany?

Halo, kto dzwoni...?

Przejście od oburzenia do działania było szybkie. Marek Ludwikiewicz rozpoczął w Ameryce krucjatę na rzecz zmazania z czoła Ryszarda Kuklińskiego stygmatu zdrajcy i zastąpienie go, mimo licznych kontrowersji, laurem bohatera. Wespół ze znajomymi założył Międzynarodowy Polonijny Komitet Uniewinnienia i Pełnej Rehabilitacji Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. Petycje i apele docierały do wielkich ówczesnego świata: papieża Jana Pawła II, prezydenta Billa Clintona. Również do Lecha Wałęsy. Miesiąc później zakiełkowała jego wieloletnia przyjaźń z Ryszardem Kuklińskim.

- Było to we wrześniu 1993 roku. Zadzwonił telefon, podnoszę słuchawkę i słyszę: „ Czy mogę rozmawiać z Markiem Ludwikiewiczem? Tu mówi Ryszard Kukliński”. Straciłem z wrażenia oddech. - Jestem przy telefonie - odpowiadam. Resztki wątpliwości uleciały, gdy pułkownik zaproponował mi spotkanie w październiku, bo wybiera się na Florydę. Ustaliliśmy, że dojdzie do niego w domu Zbigniewa Wołyńskiego, byłego żołnierza generała Andersa. W dniu przyjazdu pułkownik zadzwonił z pobliskiej stacji benzynowej. Pojechałem tam autem. Stał i palił papierosa. Wsiadł do swojego białego porsche i pojechał za mną pod dom Zbigniewa. Drzwi otworzyła nam moja żona Wiesia i pyta:

- A gdzie pułkownik? - Przed tobą - wspomina komiczną sytuację pan Marek.

- Bo ja wyobrażałam go sobie jako wysokiego, barczystego herosa, a zobaczyłam mężczyznę raczej średniego wzrostu - chichocze po latach pani Wiesława. - Ale udobruchałam go moim sernikiem, o który potem prosił zawsze, gdy wybierał się do nas z wizytą.

Nie będziesz się wstydzić

Obu mężczyzn łączyły nie tylko uroczystości rodzinne, świąteczne czy rejsy po zatoce cumowanym na jeziorze Tarpon Lake jachtem Ryszarda Kuklińskiego „The Shadow Line”. Pułkownik, już jako przyjaciel, szukał u prawnika Ludwikiewicza rady, gdy do Waszyngtonu przyjechało dwóch prokuratorów Naczelnej Prokuratury Wojskowej w sprawie ciążącego na nim wyroku.

- Marek - usłyszałem jego głos w telefonie - czy mógłbyś mi towarzyszyć podczas rozmów z nimi w Waszyngtonie? Oczywiście zgodziłem się. To był czwartek. A w poniedziałek Ryszard znów dzwoni z informacją, że nie dostał zgody na zabranie mnie na te rozmowy. Ktoś powiedział mu, że mam nie przyjeżdżać i tak skończyła się moja rola pożytecznego idioty - wzrusza ramionami.

Ryszard Kukliński spotkał się z polskimi prokuratorami u Zbigniewa Brzezińskiego.

- Nie znam szczegółów ustaleń, jakie tam zapadły, bo wszystko co miało sygnaturę „Kukliński”, było tajne przez poufne. Natomiast po tym spotkaniu Ryszard zaakceptował decyzję jedynie o umorzeniu postępowania w sprawie jego rzekomej zdrady stanu. Być może zgodził się pod presją. Był przecież wnuk, o którego drżał po śmierci synów i ciężko chora żona Joanna. Ale mnie to zabolało, czego przed nim nie kryłem. Przecież nasz komitet walczył o jego bezwarunkowe uniewinnienie i pełną rehabilitację, a tu taka ugoda... Po jakimś czasie on, jak przystało na przyjaciela, objął mnie ramieniem i powiedział dokładnie tak:

„Marek, za mojego życia ani później nie będziesz się musiał się za mnie wstydzić”.

Zamiast epitafium

Z relacji Marka Ludwikiewicza:

Ryszard Kukliński zmarł w wieku 74 lat 11 lutego 2004 roku nie w Waszyngtonie, jak podały polskie media, lecz w szpitalu w Fort Myers, do którego został przetransportowany śmigłowcem z domu w Palm Harbor. Przyczyną jego śmieci był wylew. Ponoć miała wywołać go jakaś kolejna napastliwa publikacja w jednej z ogólnopolskich gazet. Jego symboliczny amerykański pogrzeb odbył się na Cmentarzu Narodowym w Arlington. Urna z prochami pułkownika spoczęła 19 czerwca 2004 r. na Powązkach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany