Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mieszkaniec Ursynowa pogrzebany za życia. "Ludzie myśleli, że nie żyję". Sąd musiał unieważnić akt zgonu

Alicja Glinianowicz
Alicja Glinianowicz
Mieszkaniec Ursynowa pogrzebany za  życia
Mieszkaniec Ursynowa pogrzebany za życia fot. Szymon Starnawski
Mieszkaniec Ursynowa został uznany za zmarłego, podczas gdy w rzeczywistości przebywał w areszcie. W jego miejscu zamieszkania dwa miesiące wcześniej znaleziono rozkładające się zwłoki. Po powrocie mężczyzny, sąsiedzi osiedla myśleli, że zobaczyli ducha.

Tajemnicza śmierć na warszawskim Ursynowie

Połowa kwietnia tego roku. Służby przyjeżdżają na interwencję do jednego z mieszkań przy metrze Ursynów. Po wyłamaniu zamków w drzwiach okazuje się, że środku znajduje się ciało mężczyzny w stanie zaawansowanego rozkładu. W mieszkaniu funkcjonariusze znajdują stare prawo jazdy 60-letniego Jarosława, który był właścicielem lokalu.

Zostaje przygotowany akt zgonu. Odbywa się pogrzeb. Prochy zmarłego zostają pochowane w grobie rodziców Jarosława.

Wcześniej telefon o śmierci mężczyzny dostaje jego była żona Elżbieta, która w rozmowie z "Wyborczą", przyznaje, że po przyjeździe na miejsce zdarzenia słyszy od jednego z policjantów, że "ciało zdążyło się rozłożyć i właściwie nie byłaby w stanie rozpoznać, kto zmarł". Finalnie kobieta przekonuje, że nie widziała zwłok.

"Sąsiedzi myśleli, że zobaczyli ducha"

4 czerwca br. roku Jarosław pojawia się na Ursynowie w swoim mieszkaniu. Zniszczone drzwi, wyglądające jak po włamaniu, są dopiero początkiem nieprzyjemnych niespodzianek, które na niego czekają. Mężczyzna wraca z odsiadki. Do więzienia trafił za niepłacenie alimentów.

- W środku było pusto, a panujący zapach był nie do zniesienia. Spotkałem kolegów, a ci patrzyli na mnie jak na ducha. Nie miałem pojęcia, co się stało, kiedy mnie nie było – mówi w rozmowie z portalem Jarosław.

Wówczas okazuje się, że 60-latek przed pójściem do więzienia, przekazał klucze do swojego mieszkania bezdomnemu znajomemu Wojciechowi, który od dłuższego już czasu nie był widziany nigdzie na osiedlu ani w pracy.

Wtedy prawda wychodzi na jaw, doszło do pomyłki.

Pogrzebany za życia

- Ludzie myśleli, że nie żyję. Zorganizowano mi nawet pogrzeb, gdzie rzekomo moje prochy pochowano w rodzinnym grobie. Kiedy wróciłem na osiedle, ludzie dziwnie się patrzyli, a ja nie wiedziałem, o co im chodzi. Wszyscy znajomi mówią mi teraz "cześć, nieboszczyk", "hej, zmartwychwstaniec", ale ta historia wcale nie jest zabawna – komentuje Jarosław.

Pytamy Komendę Stołeczną Policji, jak wyglądał proces identyfikacji zwłok mężczyzny.

Policjanci na miejscu przeprowadzili oględziny oraz szereg czynności dochodzeniowo śledczych. Z okoliczności wynikało, że śmierć mężczyzny nie nastąpiła w wyniku czynu przestępczego. Osoba najbliższa dla denata zidentyfikowała ciało i potwierdziła jego tożsamość. W mieszkaniu znajdowały się dokumenty mężczyzny. Na tamtym etapie nie było wątpliwości co do tożsamości mężczyzny, dlatego ciało zostało przekazane rodzinie, która zajęła się pochówkiem" - otrzymujemy odpowiedź w mailu zwrotnym od podkom. Roberta Koniuszy z Komendy Rejonowej Policji Warszawa II.

Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa 25 października unieważnił akt zgonu mężczyzny. Z obecnych ustaleń służb wynika, że zmarły znaleziony w mieszkaniu Jarosława, to 59-letni mężczyzna.

Pozostaje pytanie, jak to możliwe, że służby popełniły taką pomyłkę przy identyfikacji zwłok.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mieszkaniec Ursynowa pogrzebany za życia. "Ludzie myśleli, że nie żyję". Sąd musiał unieważnić akt zgonu - Portal i.pl

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany