Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał serce na dłoni! Wspomnienia o Kazimierzu Kowalskim

Anna Gronczewska
Grzegorz Gałasiński
Kazimierz Kowalski umarł 1 sierpnia...Był popularnym śpiewakiem, dyrektorem Teatru Wielkiego, uwielbiały go miliony Polaków. Przyjaciele wspominają go jako bezinteresownego, zawsze skłonnego do pomocy człowiekiem.

Miał serce na dłoni! Wspomnienia o Kazimierzu Kowalskim

W sobotę Wiesław Bednarek jechał z żoną do ich wiejskiego domu. Zadzwonił Kazimierz. Powiedział, że jest w szpitalu im. Kopernika. Problemy z sercem miał od kilku lat. Zapewnił jednak, że w przyszłym tygodniu wyjdzie ze szpitala i się spotkają... Do spotkania nie doszło. Kazimierz Kowalski zmarł 1 sierpnia, po godzinie 12.00...

.- Wiedziałem, że ma kłopoty ze zdrowiem, ale to był człowiek, który zaraz wstaje i idzie dalej – opowiada Wiesław Bednarek. - Cały czas żył w biegu. Można metaforycznie powiedzieć, że w biegu umarł..Zapracował przez to swoje stanowczo za krótkie życie na wielki szacunek. Zajmuje trwałe miejsce w polskiej kulturze.

Rodzina Kazimierza Kowalskiego pochodzi ze Świętokrzyskiego, ale swoje życie związała z Łodzią. Mama artysty, Maria z domu Korjat mieszkała w miejscowości Mirzec koło Starachowic. Tam jej ojciec Stanisław był właścicielem kopalni rudy. Jego żona Leokadia zajmowała się wychowaniem dzieci. A mieli ich sporo, bo aż jedenaścioro...
Przed wybuchem wojny do Mirca przyjechała grupa młodych archeologów z Warszawy. Prowadzili w okolicy wykopaliska. Był wśród nich przystojny archeolog Mieczysław Kobyłecki. Poznał Marię Korjat i zakochał się w niej. Zabrał dziewczynę do Warszawy. Maria krótko pracowała jako nauczycielka. Ślub brali już w czasie wojny. Potem wybuchło Powstanie Warszawskie w którym Mieczysław stracił życie. Maria została z maleńkim synem, urodzonym w 1944 roku Andrzejem. Z dzieckiem przywędrowała do Łodzi.
W Łodzi poznała przystojnego studenta medycyny Wiesława Wierusz - Kowalskiego. W łódzkiej Akademii Medycznej studiował razem ze swym bratem Zdzisławem.

– Tata i stryj mieli bardzo piękne głosy – opowiadał nam Kazimierz Kowalski. – Już na studiach zaczęli występować w zespole relewersów „Wesoła piątka”. Tata rzucił medycynę i przeniósł się do łódzkiej szkoły filmowej, na wydział aktorski. Medycyny nie skończył też stryj Zdzisław. Poznał piękną dziewczynę, która pochodziła ze Skarżyska Kamiennej i wrócili w rodzinne strony. Zresztą wuj umarł młodo, miał 48 lat.

Wiesław Wierusz - Kowalski ożenił się z Marią. W 1951 roku urodził się im syn Kazimierz. Jego ojciec skończył szkołę aktorską i zaczął występować w Teatrze Jaracza w Łodzi. Jego żona zajmowała się domem. Bardzo zależało jej na wykształceniu dzieci. Andrzej był zawsze wzorowym uczniem, a potem studentem. Skończył Akademię Medyczną w Łodzi. Został lekarzem ginekologiem, pracował w szpitalu im. Kopernika.

– Mój tata traktował Andrzeja jak własnego syna, zawsze podkreślał, że miał dwoje dzieci, choć brat zachował nazwisko swojego ojca – zapewniał Kazimierz Kowalski.

Andrzej Kobyłecki w 1976 roku wyjechał do zachodnich Niemiec...

Został artystą

Kazimierz Kowalski skończył wydział wokalno – aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Łodzi.

Za pierwszym razem się nie dostałem – mówił nam Kazimierz Kowalski. – Nie wiedziałem, że trzeba będzie na egzaminie śpiewać arie operowe. Za drugim razem już mi się powiodło. Miałem wielkie szczęście, że trafiłem do klasy profesora Antoniego Majaka. Wiele mu zawdzięczam. On ukształtował mnie jako śpiewaka.

Kazimierz Kowalski stał się jednym z najpopularniejszych artystów związanych z naszym regionem. Bywalcy operowych scen pamiętają go między innymi jako Zbigniewa ze Strasznego Dworu czy tytułowego Don Pasquale z opery Gaetano Donizettiego. To on stworzył odbywający Ciechocinku t festiwal Operowo - Operetkowy w Ciechocinku. Znają go też słuchacze radiowej „Jedynki”. W „Lecie z radiem” prezentował utwory operowe. Tam też prezentował się w rozrywkowym repertuarze. Z niedzieli na poniedziałek prowadzi nocną audycję. Też głównie poświęconą operze i operetce. Był dyrektorem Teatru Wielkiego w Łodzi, stworzył Polską Operę Kameralną.

Przyjaciel na lata

Wiesław Bednarek, śpiewak operowy, wykładowca Akademii Muzycznej w Bydgoszczy, był przyjacielem Kazimierza Kowalskiego. Ich przyjaźń zaczęła się ponad 40 lat temu.

Poznałem jego rodziców – wspomina Wiesław Bednarek. - Jeździłem na jego koncerty, duże recitale, które odbywały się w renomowanych ośrodkach. Kaziu był niezwykle popularny. Stał się jedną z czołowych postaci życia estradowego. Był solistą operowym, ale bardziej chciał śpiewać piosenki. Ludzie jednak chcieli, by śpiewał tym swoim grubym głosem.

Kazimierz Kowalski wylansował wiele popularnych przebojów. Wielką popularność przyniósł mu udział w „Lecie z radiem”, gdzie promował muzykę poważną.

- Kazika przez jego charakter, umiejętność nawiązywania kontaktów wszędzie zapraszano, choć wcale o to nie zabiegał – mówi Wiesław Bednarek..- Dwa czy trzy razy wystąpił w programie „Tele Echo” u Ireny Dziedzic. To też przyniosło mu wielką popularność. Był niezwykłym, wspaniałym człowiekiem. Trudno mi wyrazić słowami uczucie jakie mam do niego.

Popularyzował operę

Wiesław Bednarek podkreśla, że przez kilkadziesiąt lat Kazimierz Kowalski popularyzował kulturę w mniejszych i większych polskich miejscowościach.

- Z Polską Operą Kameralną jeździł tam, gdzie nie było teatrów operowych, operetkowych – wspomina Wiesław Bednarek. - Objechaliśmy całą Polskę. Kazio zabiegał o sponsorów. Zawsze była polska muzyka, a szczególnie Stanisław Moniuszko. U Kazia rok Moniuszki trwał kilkanaście lat. Polska Opera Kameralna , której był twórcą i szefem wystawiała m.in. „Halkę”, „Straszny dwór”. Wszystko było w klasycznych kostiumach, klasycznych inscenizacjach.

Kazimierza Kowalskiego kochała publiczność.

On do wszystkich podchodził z niesamowitym szacunkiem – mówi Wiesław Bednarek. - Miał wybitny słuch. Gdy do nocnej audycji dzwonili stali słuchacze to już po dwóch słowach wiedział, że dzwoni pani Hania, pan Jurek czy pani Ania z Włocławskiego. Miał fantastyczne ucho. Ogromny żal, że odszedł za wcześnie..

Wiesław Bednarek podkreśla, że jego przyjaciel pozostawił po sobie wdzięczną pamięć milionów. Był przecież wybierany najpopularniejszym Polakiem.
- W pewnym momencie był prawdziwy szał na jego punkcie – dodaje. - Ale zapracował na to. My nadawaliśmy na jednych falach. Znakomicie się rozumieliśmy. Mam teraz wiele bólu w sercu, ale też jestem wdzięczny losowi, że postawił Kazia na mojej drodze...
Wiele osób podkreśla, że Kazimierz Kowalski był bezinteresowny. Pomógł wielu młodym artystom. Wprowadzał ich do audycji radiowych, telewizyjnych.

Sam wiem jak to się przekłada na popularność – twierdzi Wiesław Bednarek. - Występowałem w Teatrze Wielkim w Warszawie, śpiewałem solowe partie. Ale popularność zyskałem dopiero, gdy Kaziu zaprosił mnie do swojej audycji radiowej. W ciągu trzech miesięcy dostałem 1000 listów..

Ciągle w biegu..

Maria Szabłowska, znana dziennikarka muzyczna z radiowej „Jedynki” zapamiętała Kazimierza Kowalskiego jako człowieka niesłychanie oddanego swojej pasji, która była jednocześnie była jego pracą.
- To było coś niesamowitego, bo Kazio jak coś robił to na 150 procent – zaznacza Maria Szabłowska. - Nigdy nie był zmęczony. Obserwowałam go często podczas festiwalu w Ciechocinku. Wszędzie było go pełno, od rana do północy zajmował się festiwalu. Po całym dniu załatwiania różnych spraw, koncertach, miał siłę siadać do stołu i opowiadać z pasją o muzyce, swoim Teatrze Wielkim, Ciechocinku. Miał niespożyte siły! Rano nadawałam relacje do „Jedynki” to znów widziałam Kazia,
Pani Maria wiele razy pytała go kiedy śpi.

- Dużo nie potrzebuje! - odpowiadał.

Kazimierz Kowalski był bardzo związany z redakcją muzyczną „Jedynki”. Znał tam wielu ludzi, nawet tych młodych, preferujących zupełnie inny rodzaj muzyki. Wszyscy bardzo przeżyli jego śmierć. Kazimierz zwykle wpadał jak bomba, coś opowiadał i biegł dalej..Od lat w radiowej „Jedynce” prowadził nocną audycję z niedzieli na poniedziałek. Miał grupę swoich wiernych słuchaczy.

- W tej nocnej audycji wytworzy sobie społeczność słuchaczy – mówi Maria Szabłowska. - Wiernych słuchaczy znał z imienia. Pytał czy pani Helena już wyleczyła się z grypy..Był takim człowiekiem z sąsiedztwa..

Na te nocne audycje przyjeżdżał z Łodzi i po ich zakończeniu wracał do domu. Maria Szabłowska pytała czy nie lepiej byłoby nagrywać jej ze studia w Łodzi.

- To nie to samo! - twierdził Kazimierz Kowalski.

Był kilka kroków do przodu

Małgorzata Kulińska, śpiewaczka operowa z Łodzi może powiedzieć, że przyjaźniła się z Kazimierzem Kowalskim.

- Był niesamowitym człowiekiem, serce miał na dłoni – mówi. - Był też szalenie opiekuńczy w stosunku do przyjaciół, bliskich. Ale również niezwykle pracowity i uporządkowany. Wszystko miał przygotowane, zorganizowane. Nigdy się nie poddawał. Kazik miał wielką wolę życia, tworzenia. Pomimo wielu kłopotów ze zdrowiem zawsze miał cel, był kilka kroków do przodu..

Wypromował wielu młodych artystów, często jeszcze studentów akademii muzycznych. Małgorzatę Kulińską zaprosił do Ciechocinka, gdy od pięciu lat występowała w Teatrze Muzycznym w Łodzi.

- Było to w 2004 roku, wtedy zaczęła się nasza przyjaźń -mówi artystka. - Ostatni koncert mieliśmy dwa tygodnie temu...Nie mogę uwierzyć, że go nie ma wśród nas...

Teraz trwają przygotowania do 23 Festiwalu Operowo – Operetkowego w Ciechocinku. Rozpocznie się w sobotę To Kazimierz Kowalski stworzył ten festiwal, przygotował też tegoroczny.

- Wszyscy opłakujemy jego odejście – mówi Małgorzata Kulińska. - Jest nam bardzo ciężko. Trwają próby, koncerty się odbędą. Robimy to dla Kazia, by uczcić jego pamięć...A z drugiej strony trudno ukryć emocje..

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Miał serce na dłoni! Wspomnienia o Kazimierzu Kowalskim - Dziennik Łódzki

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany