Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magda Gessler i karaluchy w restauracji

Źródło: wp.pl
W Słupsku mieści się restauracja "Black Jack", wyglądem przypominająca małą chatkę czarownicy ze znanych bajek dla dzieci. Ale w środku nie znajdziemy cukru, lukru i szczęśliwego zakończenia, a raczej gorzki smak porażki. Co się wydarzyło w czwartkowym odcinku ,,Kuchennych Rewolucji"?

Kuchenne rewolucje w Łodzi - restauracja Pod Jabłonką (powtórka)

Dawniej w "Black Jacku" mieścił się salon gier. Później lokal prowadzony był przez rodowitego Włocha, dla którego pracowała Aleksandra. Po jakimś czasie Polka przejęła działalność i została właścicielką restauracji. W prowadzeniu gastronomicznego biznesu pomagał jej narzeczony Sławek oraz jego rodzina. Młoda dziewczyna wraz z przepisami na włoskie dania przejęła również złe nawyki. W knajpie panował brud, bałagan i chaos.

- Problem jest taki, że nie mamy klientów. Nie mamy takich utargów, żeby opłacać pracowników i rachunki. Dokładamy ze swoich zaoszczędzonych pieniędzy - dodała ze smutkiem Ola.

Trudności, jakie napotkała Magda Gessler, rozpoczęły się już wraz z otrzymaniem karty menu. Restauratorka nie była w stanie zorientować się w rodzaju kuchni, którą serwuje "Black Jack".

- Z tego, co widzę, to tu jest jakiś śmietnik. Straszne pomieszanie z poplątaniem. Ech, to jedziemy po tym udawanym profilu włoskim - westchnęła.

Przyszedł czas na popisowe dania lokalu, czyli pizze: margherita oraz quattro formaggi (cztery sery). Niestety, żadna z nich nie przypadła do gustu Gessler.

- Margherita jest niedopieczona. Dobra pizza polega na genialnym cieście i niewielkiej ilości dodatków, które tylko podbijają smak ciasta. W tym wypadku najważniejszy jest ser, bo jest go prawie że kilogram na całej pizzy. Natomiast quattro formaggi jest podobna do poprzedniej. No i ta potworna ilość tłuszczu - skomentowała, doszukując się na talerzu choćby dwóch rodzajów sera.

Gessler wytknęła właścicielce błędy

Spaghetti carbonara tylko pogorszyło i tak nieciekawą już sytuację restauracji. Pierwszym zaskoczeniem był sposób podania dania.

- Od kiedy podaje się carbonarę na kwadratowym talerzu, a nie na głębokim? A co to jest?! - wskazała na serową posypkę imitującą parmezan. - Dlaczego robi panią taką gównia*ą carbonarę?

Wystarczyło trochę się porozglądać po restauracji, aby zauważyć grubą warstwę kurzu i mnóstwo pajęczyn - jak pisze Wirtualna Polska.
- Dlaczego tu jest taki syf? Tracicie czas, w którym ja was mogę uczyć kuchni, na sprzątanie. Czy to jest logiczne? Kto tu kieruje wami wszystkimi? Kto jest taki mądry?

- Ja, to moja wina - przyznała się nieśmiało właścicielka.

- Ola! Wyglądasz na czystą i schludną osobę, a tu co jest? Wstyd! U młodych ludzi, którzy mają piękne ciuchy, uczesanie, dobrą biżuterię, ładny makijaż, jak może być coś takiego?! - zauważyła Gessler, po czym lekkim ruchem ręki strąciła belkę pod stropem, która z hukiem runęła na ziemię.

- To było niebezpieczne dla gości! - krzyknęła restauratorka.

Wejście do kuchni i zajrzenie za bar otworzyło puszkę Pandory. Znalezisko w postaci kilkudniowego majonezu własnej roboty i rzucenie go w stronę właścicielki, to jeszcze nic. Prawdziwą wisienką na torcie okazały się... karaluchy w szufladzie z kuchennymi przyborami!

- Śmierdzi starym, zjełczałym tłuszczem. Tragedia, nie mam słów. O, pokaż mi ten swój cudowny parmezan. Niech ja to ku*wa zobaczę - zażądała Gessler.

Ola, choć niechętnie wyjęła z lodówki pojemniczek z serem. Szybko domyśliła się, że za chwilę czeka ją degustacja tego, co podaje klientom. Już pierwsza łyżeczka doprowadziła ją do mdłości. W rezultacie wypluła wszystko do zlewu.

- Obrzydliwe, a wyście mi to wczoraj podali! Jako parmezan! - huknęła restauratorka.

Ola wraz ze Sławkiem mieli zaopatrzyć swoją restaurację w prawdziwie włoskie produkty, po to, by można było bez trudu przygotować finałową kolację. Ku zaskoczeniu Oli, zaledwie dwa kawałki sera, które kupiła, nie wystarczyły do stworzenia wszystkich dań. Tego było już dla Magdy Gessler za wiele.

- Żarty sobie ze mnie robicie? Jak mam zrobić włoską kuchnię z 200 gramami parmezanu, gdy na samą carbonarę potrzebny jest kilogram. (...) Ludzie sobie radzą normalnie, a ty?! Młoda kobieta i nie potrafi zajrzeć gdzie co jest? Skoro i tak masz ochrzan, że nie masz pojęcia o tej kuchni, którą robisz?! Po cholerę się w ogóle za to bierzesz! No porycz, najwyższy czas! - zarzuciła jej wściekła gwiazda.

Właścicielka nie potrafiła powstrzymać łez.

- Opieprzyła mnie. Dostałam zj*bę i przyjęłam ją na klatę jak prawdziwa kobieta - powiedziała potem Ola.

Od tej pory praca ruszyła pełną parą. Restauracja porzuciła poprzednią nazwę i przyjęła nową: "Ciao ciao!". Specjalnością lokalu został schab w sosie anchois, pizza z dynią i łososiem oraz makarony: carbonara oraz bolognese. Mimo kilku drobnych wpadek kolacja ostatecznie okazała się strzałem w dziesiątkę. A jak wyglądała sytuacja po czterech tygodniach?

- Restauracja tak naprawdę z Włochami ma niewiele wspólnego. Jest to interpretacja kuchni włoskiej przez polską rodzinę. Nie jest niesmacznie, ale nie jest po włosku. Czy ją rekomenduję? Rewolucja przeszła, bo jest dobra wola właścicieli - podsumowała odcinek Magda Gessler.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany