Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódzki król... butów do flamenco. Jarosław Wieczorek w małym warsztacie na Dąbrowie tworzy niezwykłe buty

Krzysztof Zając
Jarosław Wieczorek, szewc w trzecim pokoleniu, nim został polskim królem butów do flamenco, miał fabrykę zwykłych butów. Tyle że wykończyła ją chińska konkurencja produkująca tak tanio, że nie miał z nią szans. Wówczas przypomniał sobie wydarzenie z młodości...

Zaczęło się na potańcowce... w NRD

- Moja przygoda z flamenco zaczęła się w latach 80. To zaczęło się w Erfurcie, w ówczesnej Niemieckiej Republice Demokratycznej - opowiada. - Byłem wówczas jeszcze kawalerem. Kolega zabrał mnie na pokaz tańców. Wówczas nawet nie wiedziałem, że to flamenco, ale zafascynował mnie dźwięk, jaki tancerki uzyskiwały odpowiednio uderzając obcasami. Zacząłem dziewczyny kokietować, a jak wracałem do Polski, poprosiłem, by w prezencie wysyłały mi swoje stare, już zużyte buty. Słowa dotrzymały, a ja z tego powodu dwukrotnie byłem wzywany na przesłuchania przez milicję. Funkcjonariuszom wydawało się podejrzane, że w czasach, gdy cały kraj sprowadza zza granicy nowe, luksusowe towary, ja każę sobie przysyłać stare obuwie, naktóre czujniki metalu reagują ostrym gwizdem. Tyle że ja je potrzebowałem, by rozebrać je na części i poznać tajemnicę ich budowy.

Gdy pan Jarosław dowiedział się na czym polega specyficzna melodia uderzeń tymi butami, rozpoczął ich produkcję. I jak szybko zaczął, tak szybko skończył.

Sklepy zamknięte w niedziele [CZERWIEC]

- Sprzedałem kilka par w Warszawie, we Wrocławiu, które było wówczas polskim centrum flamenco, kilka w Gdańsku - wspomina. - To był rok 1988, polska bieda, w której na takie rarytasy popyt był minimalny.

Najpierw była fabryka

- Dzieci jeść wołały, a z butów do flamenco nie miałem szans utrzymać rodziny. Zająłem się więc produkcją normalnych butów, dla masowego klienta. Był taki moment, że moja firma produkowała ich kilkaset par dziennie. Jednak w 2005 roku, gdy konkurencja była taka, że na jednej parze zarabiałem 20 groszy, zlikwidowałem zakład. Wróciłem do butów dla tancerek flamenco - mówi pan Jarosław.

Pierwsze trzy miesiące pracował sam, dokładnie opracowując całą technologię. Chodziło bowiem o to, by melodia, charakterystyczny dźwięk uderzających o podłoże butów, była niepowtarzalna. Znalazł na to sposób, który jest jego tajemnicą. Ale dziś dumny jest, że buty zamawiają nawet tancerki z ojczyzny flamenco, Hiszpanii. Również w Polsce, na kilka tysięcy osób wykonujących ten taniec, większość ma na nogach buty szewca z Łodzi.

Powstają na Dąbrowie, w niewielkim warsztacie, z produkcją wynoszącą miesięcznie do kilkunastu par.

- Robię to co lubię, dzieci się usamodzielniły, a mnie na życie wystarcza - śmieje się. Uważa, że buty do flamenco są jak skrzypce i każda para jest wyjątkowa. Nie tylko za sprawą 300 gwoździ wbitych w czubku buta i jego obcasie, ale także odpowiednio dobranej i zbudowanej podeszwy i ręcznej obróbki. Dlatego są tancerki, które mają po kilkanaście par trzewików jego produkcji...

Zobacz też:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Łódzki król... butów do flamenco. Jarosław Wieczorek w małym warsztacie na Dąbrowie tworzy niezwykłe buty - Express Ilustrowany

Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany