Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łodzianki z męskimi zawodami, czyli kobiety, które żadnej pracy się nie boją

Iwona Jędrzejczyk-Kaźmierczak
Sprawdzenie poziomu oleju czy dolanie płynu do spryskiwaczy nie stanowi dla Ani Ochockiej żadnego problemu.
Sprawdzenie poziomu oleju czy dolanie płynu do spryskiwaczy nie stanowi dla Ani Ochockiej żadnego problemu. Maciej Stanik
Jestem kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boję - mawiała bohaterka serialu "Czterdziestolatek", grana przez Irenę Kwiatkowską, która imała się najróżniejszych zajęć. Mogłyby się tak przedstawiać również łodzianki wykonujące obecnie zawody uchodzące za typowo męskie.

Martyna buduje
- Takie studia nie są dla ciebie, bo ciągle będziesz musiała udowadniać, że kobieta może być świetnym inżynierem - stwierdził tata 43-letniej dziś Martyny Podsędkowskiej-Olczyk, kiedy ta oświadczyła, iż chce studiować na Wydziale Mechanicznym Politechniki Łódzkiej. Chciała w ten sposób podtrzymać tradycję rodzinną. Kierunek ten ukończyli jej dziadek, tata i starszy brat. Poszła więc na... inżynierię środowiska, gdzie poznała wszelkie instalacje montowane w budynkach.

Karierę zawodową zaczęła w połowie lat 90. od pracy w firmie francuskiej budującej drogi i sieci wokół pierwszego w Łodzi hipermarketu Carrefour u zbiegu ul. Rzgowskiej i ul. Kolumny. Później pracowała też m.in. przy budowie Manufaktury, gdzie była odpowiedzialna za budowę dróg, parkingów i fontann, przy budowie andel's Hotelu, gdzie odpowiadała za cały projekt i obecnie przy wznoszeniu hotelu DoubleTree by Hilton przy ul. Łąkowej, gdzie czuwa nad całością zadania.

- Kobiecie na budowie jest na początku trudniej niż mężczyźnie - opowiada Martyna. - Musi udowodnić panom, że zna się na tym, co robi. Często zaczyna się od lekceważenia wydawanych przeze mnie poleceń. Tak było m.in. z wykonawcą na placu budowy Manufaktury. Kiedy przekonał się, że znam się na swoim fachu, przyszedł do mnie z przeprosinami i bukietem róż.

Według Martyny, kobiety na budowie radzą sobie wyśmienicie dlatego, że są równie dobrze wykształcone jak mężczyźni i potrafią działać sposobem.

- Na cotygodniową naradę zawsze przynoszę własnoręcznie upieczone ciasto - opowiada Martyna. - Na budowie Manufaktury była to uwielbiana przez współpracowników szarlotka, w andel'sie - sernik, a obecnie - ciasto czekoladowe na przemian z bananowym. Taki wypiek potrafi doskonale rozładować napiętą sytuację w pracy.

Ania za kółkiem
- Dzień dobry panu - słyszy często 57-letnia Anna Ochocka, taksówkarka z 14-letnim doświadczeniem, zanim jeszcze klient, wsiadający do jej ciemnozielonego mercedesa E220, zdąży zatrzasnąć drzwi. Dopiero po chwili pasażer dopowiada: "oj, przepraszam". Ania ani myśli się gniewać. Doskonale wie, że kobiety w jej branży to wciąż rzadkość, choć kiedy w 1998 r. zaczynała jeździć taksówką po
zwolnieniu ze sklepu spożywczego, było jeszcze gorzej. W korporacji była wówczas jedyną kobietą.

- Wszystkich kierowców zżerała ciekawość, co to za kobieta zdecydowała się jeździć taksówką - wspomina Ania. - Na postojach przychodzili więc mnie poznać i wymienić się numerami telefonów tak na wszelki wypadek, gdybym potrzebowała pomocy.

Anię pracującą można spotkać najczęściej na Bałutach, np. na postoju w pobliżu skrzyżowania ul. Wojska Polskiego
z ul. Franciszkańską.

- Niektórzy, jak widzą kobietę za kółkiem, podchodzą z dużą rezerwą - opowiada łodzianka. - Kiedy dostałam wezwanie do kierowcy żuka, który nie mógł odpalić auta obok Manufaktury, zobaczyłam jego wielkie oczy i usłyszałam pytanie, czy ja potrafię odpalić auto. Gdy przystąpiłam do działania, przestał się dziwić.

Z kobietami też bywa różnie.
- Jak odwożę do domu parę po imprezie, kobieta robi się często zazdrosna o męża siedzącego obok i twierdzi, że pewnie specjalnie jadę z nimi dłuższą trasą, by móc z nim spędzić więcej czasu - opowiada taksówkarka.

Ula lutuje
Około 460 suszarek do ubrań przechodzi w ciągu 8-godzinnego dnia pracy przez ręce 36-letniej Urszuli Jaworskiej, pracującej w fabryce suszarek do ubrań przy ul. Wedmanowej, należącej do koncernu BSH (Bosch und Siemens Hausgeraete). Każdej poświęca mniej więcej minutę, lutując w niej różne elementy oraz montując m.in. części wiatraków, wiązki kabli i pokrywę. Przy linii montażowej w BSH pracuje od sześciu lat. Wcześniej była szwaczką w firmie odzieżowej, w której z dnia na dzień obniżyli drastycznie zarobki. Do BSH przyszła, bo akurat były przyjęcia.

- Rodzina i znajomymi dziwili się, że decyduje się na takie zajęcie - opowiada Ula. - Ja również miałam obawy, czy sobie poradzę. To było coś zupełnie innego niż robiłam dotychczas. Nie było łatwo, bo wszystkiego musiałam się nauczyć od podstaw. No i byłam jedyną kobietą w 13-osobowym zespole. Koledzy okazali się bardzo pomocni i wszystko dokładnie mi tłumaczyli.

Teraz na 13 osób w załodze Uli, kobiet jest już 5. We wszystkich trzech łódzkich fabrykach BSH kobiety stanowią 28 procent pracowników z 1,8 tys. Do statystyk wlicza się jednak także i te pracujące w biurach firmy.

- Początkowo kobiet było tutaj tak niewiele, że mężczyzn można było o często spotkać w damskich toaletach - opowiada Ula. - Traktowali je jak własne. Teraz to się zmieniło, a ja nie wyobrażam sobie, bym mogła pracować gdzie indziej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na expressilustrowany.pl Express Ilustrowany