Łodzianin stracił 39 proc. zdrowia na skutek wypadku na motocyklu. Sąd przyznał mu 100 tys. zł zadośćuczynienia

Do zdarzenia, które znalazło swój sądowy finał w Wydziale Cywilnym Sądu Rejonowego na Widzewie, doszło blisko cztery lata temu. 57-letni motocyklista jechał jedną z łódzkich ulic, gdy kierująca samochodem kobieta, włączając się do ruchu nie ustąpiła mu pierwszeństwa. Doszło do zderzenia. Kierowca jednośladu doznał bardzo poważnych obrażeń.

Z miejsca wypadku został przewieziony do szpitala, gdzie po przeprowadzeniu badań okazało się, że ma połamane prawe przedramię, wieloodłamowe złamania mostka, złamanie jednego z kręgów kręgosłupa, złamanie żebra. Chirurdzy operacyjnie połączyli połamane kości przedramienia blaszką i śrubami. Do złamanej kości promieniowej wprowadzili drut. Niestety, kości nie chciały się goić. Poszkodowany został skierowany na ponowną operację prawego przedramienia i na rehabilitację. Na zabieg operacyjny jednak się nie zdecydował. Wielokrotnie korzystał z rehabilitacji, ale efekty były dalekie od oczekiwań poszkodowanego.

Lekarz orzecznik z KRUS uznał mężczyznę za niezdolnego do pracy. Nie jest w stanie wykonywać prac wymagających większego wysiłku fizycznego - nie może pomagać żonie w gospodarstwie, narąbać drewna na opał, napalić w kominku, ma problemy z myciem auta. Prawą ręką może podnosić tylko lekkie rzeczy - nadal nie jest ona w pełni sprawna.

Zdaniem komisji lekarskiej poszkodowany doznał trwałej utraty zdrowia, oszacowanej na 39 proc.

Po wypadku ubezpieczyciel, u którego polisę miała wykupiona sprawczyni wypadku, w kilku ratach wypłacił kierowcy jednośladu 53 tys. zł. Poszkodowany wystąpił do sądu o kolejne 47 tys. zł zadośćuczynienia. I sąd taką kwotę mu przyznał - z odsetkami od daty wniesienia pozwu, czyli za ponad dwa lata. Uznał, że poszkodowanemu przysługuje także blisko 1500 zł tytułem odszkodowania za wydatki poniesione na leczenie po wypadku. Wyrok nie jest prawomocny.